Dziś, pomimo tego, że jestem na siebie strasznie wkurzona
nie robię sobie żadnych wymówek. To nic mi nie da.
Dyscyplina – tak
właśnie, to tego, czego potrzebuję. Wyrobię ją w sobie. Przestanę sobie
wyrzucać pewne rzeczy, bo po prostu nie będę ich robić. Wyzbędę się tego co
zbędne w życiu.
Skupię
się na tym co zależy ode mnie. To chyba moje nowe motto.
By jednak
jakoś się tak nie dołować, napiszę, że jestem z siebie zadowolona, z jednego
chociaż względu – poszłam dzisiaj rano na mszę do kościoła. Pomyślałam sobie,
że i tak się od tego nie wywinę, więc dlaczego mam nie pójść rano, by mieć to z
głowy? Niedziela palmowa – a więc święcenie palemek, musiałam ją wziąć.
Myślałam, że wszyscy będą jeszcze spali, gdy sobie wyjdę z domu, spotkało mnie
jednak rozczarowanie – mama już od rana była w kuchni. Po mszy poszłam do
sklepu kupić palemkę babci, potem ją jej zaniosłam i trochę sobie z babcią
pogawędziłam.
Inną
taką pozytywną rzeczą jest to, że oglądałam „Harrego Pottera i kamień
filozoficzny”. Z siostrą właśnie. Do tego wypiłam sobie przy tym piwko. I tak
jakoś ten dzień zleciał. Podobnie jak cały tydzień. Nie wiadomo kiedy.
Za
oknem wciąż zima, ślisko i nieprzyjemnie jak diabli.
Mumford and sons – Whispers In the
dark.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz