środa, 20 marca 2013

Can I judge?

18 marca

             Otrzymałam dziś pierwsze w swoim życiu zaproszenie na ślub od koleżanki z roku. Pierwsze w tym sensie, że nie od rodziny czy coś w tym stylu ;). Nie ma takiej opcji, abym nie poszła. W końcu nie będę się zachowywać jak te koleżanki, które dzisiaj odpuściły sobie całkiem łacinę – byłam jedyna z naszego roku na tych zajęciach… Cóż, tyle dobrego z tego, że kolokwium ze słówek zostało przesunięte o tydzień. Eh. Idę po jogurt.
                Warsztaty pisania – jak zwykle były genialne. Spróbuję sobie odtworzyć ten klimat z zajęć w domu i zobaczyć jakie ciekawostki też mi nie przyjdą do głowy. Naprawdę zaczynam wierzyć w słowa pani doktor, że nawet ja mogłabym wydać tomik poezji. Chciałabym. A pewnie, że tak.
                Wykład z historii mediów – nie powiem, był bardzo ciekawy. Jednak wydaje mi się, że dzisiejsze komentarze wykładowcy naprawdę były… nieodpowiednie. Ja rozumiem, że może mieć sobie zgryźliwy charakter, czy zły dzień, ale niech nie czepia się studentów czy też niech nie zadaje im pytań kompletnie nie dotyczących tematów zajęć – jak na przykład – „czy z mężem wszystko w porządku? żadnych dymów nie ma?” do koleżanki. No może, żeby to jeszcze wyszło w rozmowie, ale nie – pan D.I. w trakcie omawiania tekstu Henryka Markiewicza – „co to jest prawda?” przerywał swoje zdanie w połowie i wystrzeliwał z tego typu pytaniem. Tyle chociaż, że trwało to kilka minut, później na szczęście już całkiem skupił się na analizie tekstu. Tylko ja z roku się odzywałam na zajęciach – czy to jest jeden z powodów, tego że do mnie żadne tego typu komentarze czy pytania nie były skierowane? Nie wiem.
                Za to cieszyłam się z tego, że mogę z kimś porozmawiać – nie jestem głupia, skoro wykładowca przyznaje mi rację, a może tylko tak mi się wydaje? To, że na pewnym poziomie istnieje powiązanie między Nietzschem i Freudem, zakład Pascala i „problem” Boga, podświadomie odbierana mowa ciała, kino niezależne – no może i każdy zna te wszystkie wymienione przeze mnie rzeczy, ale kto potrafi o nich rozmawiać? W każdym razie jakieś pytanie (związane wyłącznie z tematem zajęć) zadał od razu w moją stronę – z tekstem (co już nie do końca było odpowiednie ;d), że „tylko pani tu myśli, a reszta to jest na kacu”. Akurat, wtedy nie zrozumiałam drugiej części wypowiedzi, bo skupiłam się (jak skromnie) tylko na tym, że ja tu „myślę”. Później koleżanka mnie uświadomiła, że wspomniał o tym kacu. Z jednej strony jestem zadowolona z tych zajęć, z drugiej – niekoniecznie.
                Później poszłam na spotkanie samorządu – właściwie po co to ja sama nie wiem. Może gdyby był przewodniczący mojej części samorządu to dostałabym jakieś wytyczne, czym się zająć. Jednak dziś – nic. Czy ja naprawdę tak strasznie i groźnie wyglądam, że nie potrafią do mnie skierować słowa na temat organizacji juwenaliów? Chciałabym im pomóc, nie chce być tylko „figurantką”, chcę się czegoś nauczyć. Wiem, że jest kilka rzeczy, które sama z siebie mogłabym zrobić np. przeczytać ustawę o organizacji imprez masowych i też statut uczelni – coś o wyborach uzupełniających, którymi miałabym się zająć (tak mi właśnie powiedział „mój” przewodniczący w zeszłym tygodniu). Zrobię tak, tylko to na pewno nie wystarczy, to na pewno za wiele mi nie da. Mogę tylko liczyć na przypadek.
                Marzę, wciąż marzę. O wielu rzeczach – miłości, o której pisałam na stronach tego pliku praktycznie aż do obrzydzenia, spotkaniu się ze swoimi idolami, posiadaniu fortuny… Ostatnio doszła jeszcze jedna rzecz – właściwie, to wykrystylizowała się dopiero dzisiaj. Chciałabym by moja najbliższa rodzina – rodzice, rodzeństwo nie mieszkali tutaj gdzie mieszkamy. Podpalenie to już było za wiele, a teraz do tego jakieś nieprzyjemne smsy – do czego to zawiść u ludzi nie doprowadza?
Shontelle – Say hello to goodbye.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!