Otrzymałam dziś pierwsze w swoim życiu zaproszenie na
ślub od koleżanki z roku. Pierwsze w tym sensie, że nie od rodziny czy coś w
tym stylu ;). Nie ma takiej opcji, abym nie poszła. W końcu nie będę się
zachowywać jak te koleżanki, które dzisiaj odpuściły sobie całkiem łacinę –
byłam jedyna z naszego roku na tych zajęciach… Cóż, tyle dobrego z tego, że
kolokwium ze słówek zostało przesunięte o tydzień. Eh. Idę po jogurt.
Warsztaty
pisania – jak zwykle były genialne. Spróbuję sobie odtworzyć ten klimat z zajęć
w domu i zobaczyć jakie ciekawostki też mi nie przyjdą do głowy. Naprawdę
zaczynam wierzyć w słowa pani doktor, że nawet ja mogłabym wydać tomik poezji.
Chciałabym. A pewnie, że tak.
Wykład
z historii mediów – nie powiem, był bardzo ciekawy. Jednak wydaje mi się, że
dzisiejsze komentarze wykładowcy naprawdę były… nieodpowiednie. Ja rozumiem, że
może mieć sobie zgryźliwy charakter, czy zły dzień, ale niech nie czepia się
studentów czy też niech nie zadaje im pytań kompletnie nie dotyczących tematów
zajęć – jak na przykład – „czy z mężem wszystko w porządku? żadnych dymów nie
ma?” do koleżanki. No może, żeby to jeszcze wyszło w rozmowie, ale nie – pan D.I.
w trakcie omawiania tekstu Henryka Markiewicza – „co to jest prawda?” przerywał
swoje zdanie w połowie i wystrzeliwał z tego typu pytaniem. Tyle chociaż, że
trwało to kilka minut, później na szczęście już całkiem skupił się na analizie
tekstu. Tylko ja z roku się odzywałam na zajęciach – czy to jest jeden z
powodów, tego że do mnie żadne tego typu komentarze czy pytania nie były
skierowane? Nie wiem.
Za
to cieszyłam się z tego, że mogę z kimś porozmawiać – nie jestem głupia, skoro
wykładowca przyznaje mi rację, a może tylko tak mi się wydaje? To, że na pewnym
poziomie istnieje powiązanie między Nietzschem i Freudem, zakład Pascala i „problem”
Boga, podświadomie odbierana mowa ciała, kino niezależne – no może i każdy zna
te wszystkie wymienione przeze mnie rzeczy, ale kto potrafi o nich rozmawiać? W
każdym razie jakieś pytanie (związane wyłącznie z tematem zajęć) zadał od razu
w moją stronę – z tekstem (co już nie do końca było odpowiednie ;d), że „tylko
pani tu myśli, a reszta to jest na kacu”. Akurat, wtedy nie zrozumiałam drugiej
części wypowiedzi, bo skupiłam się (jak skromnie) tylko na tym, że ja tu „myślę”.
Później koleżanka mnie uświadomiła, że wspomniał o tym kacu. Z jednej strony
jestem zadowolona z tych zajęć, z drugiej – niekoniecznie.
Później
poszłam na spotkanie samorządu – właściwie po co to ja sama nie wiem. Może
gdyby był przewodniczący mojej części samorządu to dostałabym jakieś wytyczne,
czym się zająć. Jednak dziś – nic. Czy ja naprawdę tak strasznie i groźnie
wyglądam, że nie potrafią do mnie skierować słowa na temat organizacji
juwenaliów? Chciałabym im pomóc, nie chce być tylko „figurantką”, chcę się
czegoś nauczyć. Wiem, że jest kilka rzeczy, które sama z siebie mogłabym zrobić
np. przeczytać ustawę o organizacji imprez masowych i też statut uczelni – coś o
wyborach uzupełniających, którymi miałabym się zająć (tak mi właśnie powiedział
„mój” przewodniczący w zeszłym tygodniu). Zrobię tak, tylko to na pewno nie
wystarczy, to na pewno za wiele mi nie da. Mogę tylko liczyć na przypadek.
Marzę,
wciąż marzę. O wielu rzeczach – miłości, o której pisałam na stronach tego
pliku praktycznie aż do obrzydzenia, spotkaniu się ze swoimi idolami,
posiadaniu fortuny… Ostatnio doszła jeszcze jedna rzecz – właściwie, to wykrystylizowała
się dopiero dzisiaj. Chciałabym by moja najbliższa rodzina – rodzice,
rodzeństwo nie mieszkali tutaj gdzie mieszkamy. Podpalenie to już było za
wiele, a teraz do tego jakieś nieprzyjemne smsy – do czego to zawiść u ludzi
nie doprowadza?
Shontelle – Say hello to goodbye.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz