sobota, 23 marca 2013

Trying to don't lost in my dreams.



               Hm, co prawda nie piszę swoich słów piórem na pergaminie, czy chociażby w jakimś pięknie oprawionym zeszycie długopisem. Piszę te swoje słowa, po raz kolejny, po raz 23 w tym miesiącu (a nie chce mi się liczyć po raz który w tym roku) na laptopie, w pliku o nazwie „Ja, Karo”, w programie Microsoft Office. Jednak jedynym punktem światła w pokoju, oprócz ekranu laptopa jest świeca leżąca na biurku, obok mojej lewej ręki. Daje całkiem miłe ciepło i piękny blask na biurku. Jakoś to średnio wpisuje się w klimat laptopa i tajemnego bloga.
                Przecież mogłabym pisać swoje słowa na kartach pamiętnika długopisem – jak dawniej. Jednak wydaje mi się, że o wiele trwalszym sposobem jest właśnie zachowanie tego na komputerze. A szczerze pisząc, nie chce mi się przepisywać swoich słów – to takie bezsensowne wykonywanie powtórnie tej samej pracy. Nawet, gdy jestem na uczelni i coś ciekawego wpadnie mi do głowy – nie zapisuję tego na kartce – których mam wtedy pod dostatkiem, ale wklepuję sobie w telefon. Nie wiem czy pisałam na kartach tego pliku o tym programie evernote.com? Możliwe, że tak. Niemniej to jest bardzo wygodne – kopiuj wklej – bez najmniejszych wyrzutów sumienia, bo to przecież tylko i wyłącznie moja umysłowa praca. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy – z drugiej tęsknię czasem do tej kartki i długopisu. Żyjemy jednak w XXI wieku, więc sentymenty powinno się odkładać na bok. 
                Właśnie tak myślę, dlaczego pomimo tego nastawienia na rozwój osobisty tak ciężko u mnie z działaniem? Bo kalendarzowa wiosna, a za oknem zima? Bo nie czuję się najlepiej? Bo jest mi zimno? Bo jestem zmęczona? Bo chcę iść dziś spać wcześniej? Wymówki. Oto co. Cholerne wymówki.
                Dziś jednak nie jest tak źle – trochę poczytałam książkę, dokończyłam opracowywanie punkty na egzamin z romantyzmu. Słowem myślę, że daję radę, choć idzie mi to opornie.
                Dla swojej przyjemności obejrzałam – po raz kolejny „Dumę i uprzedzenie” – ostatni odcinek, muszę sobie kupić tę książkę, oraz „Masz wiadomość” także po raz enty. Jestem taka monotematyczna! Do tego znów przeglądałam swoje pamiętniki z gimnazjum. Zaczęłam to wszystko wspominać, chciałam sobie pofantazjować – pomyślałam jednak sobie – skup się na tym, co zależy od ciebie. „Pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu niczego nie daje” słowami Dumbledora. Co mi da po raz kolejny analizowanie czegoś, co minęło i nie wróci? Wspominanie kogoś, kogo najpewniej już nie zobaczę? Analizowanie tego co być może, na podstawie najpewniej błędnie ode mnie interpretowanych sytuacji?
                Muszę pamiętać o tym, na czym najbardziej mi zależy – chociażby stypendium naukowe. Oto cel, który powinien najbardziej ukierunkować moje działania, w ogóle pobudzić do działania. To zależy tylko ode mnie. Myśl o tym już przyprawia mnie o dreszcz ekscytacji, a co wtedy, gdy każdego miesiąca będę dostawała kwotę na swoje własne konto? Ah!
                Więc, mówię sobie – to zależy od ciebie, tylko ty możesz to zrobić, więc skup się tylko na tym. Nic więcej nie ułatwi ci osiągnięcia tego celu. Więc cel mam. Ale czy mam powód? Wiele, wydawałoby się – kasa, uniezależnienie w pewnym stopniu od rodziców, ale chyba przede wszystkim – na co wpadłam właśnie teraz – udowodnienie sobie – patrz oto potrafisz. Wystarczyło trochę wysiłku, a ty już tyle wygrałaś. To takie podejście, jakie jest mi potrzebne.
                Lepiej mi będzie przeżywać swój dzień jeśli otoczę się tymi pozytywnymi słowami, nawet swoimi – które non stop uświadamiałyby mi po co mi to wszystko, że to nie jest jakieś widzimisię, że na tym mi właśnie zależy. Taki będzie jeden z celów na przyszły tydzień. Stworzenie wokół siebie takiej motywacyjnej otoczki. To pozwoli mi wyrobić w sobie nawyk myślenia nastawionego na rozwój. O to właśnie chodzi.
                21.08. Dziś właśnie pójdę sobie wcześniej spać – jutro niedziela palmowa, chcę iść na mszę o 8.30. Wiem, że od pójścia do „kościółka” i tak się nie wymigam, więc wolę mieć to jak najszybciej za sobą. Wyjdę z domu wcześniej, być może uda mi się wyspowiadać, jeśli tylko będzie okazja.
                Wow. Kończę 59 stronę w tym pliku – a w nim wyrazów 31 013. Ciekawa liczba. Teraz już większa. I znów. O i jeszcze kilka dodatkowych wyrazów. Jakie to głupie i naiwne z mojej strony. Kichnęłam, a więc prawda.
                Przeskoczyłam właśnie do strony numer 60 – a myślałam, że to mi się nie uda. Ok., ok., idę sobie. W błogi sen. W błogą krainę wyobraźni – tym razem jednak bez żadnych wyrzutów sumienia.
Linkin Park – In the end.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!