piątek, 31 stycznia 2014

można pokochać jazz

     Pięć spacji chyba wystarczy dla oznaczenia akapitu, prawda? Ah, bezsensu. Zamiast się nad sobą użalać, dla odmiany może napiszę o czymś konstruktywnym? Trafiłam na notkę o samoakceptacji. Wpisałam to hasło w Google, by znaleźć jakąś fajną grafikę do notki. A tutaj proszę:
     To była pierwsza grafika, naprawdę. Świat stara mi się coś powiedzieć, prawda? Weszłam na wagę. Ważę 137,9kg. Razem z grubymi zimowymi ubraniami, ale one nie ważą 90kg, prawda? I jak tu mam się nad sobą nie użalać? Próbowałam już tyle razy. Co za lipa.
     Obejrzałam dzisiaj sobie 14 odcinek 8 sezonu „CSI: New York” (wspominałam, że kocham to miasto?). Taki magiczny – z odwołaniem do lat 50 i morderstwa wtedy popełnionego. Bardzo spodobała mi się ścieżka dźwiękowa. Szkoda, że części utworów nie ma na yt. Jazzowy, piękny klimat. Można pokochać jazz, wiecie?
     Tak łatwo wejść w zupełnie inny temat, odrzucić to, co niewygodne, prawda? Albo nawet wcale o tym nie wspomnieć. Język starocerkiewno-słowiański wyszedł mi na 3,5 w indeksie – nie, nie jestem zadowolona. Z samej siebie. Bo wiem, że mało, a właściwie nic, się nie starałam jeśli chodzi o ten przedmiot. Na angielski wybiorę się na konsultacje w piątek. Nie chciało mi się dzisiaj czekać. Powiedziałam sobie, że na piątek za tydzień się nauczę i napiszę te kolokwia z gramatyki. Bo przecież stać mnie, prawda? Jasne. Tylko dlaczego czynami tego nie pokazuję?
     W kółko to samo. Trwam, nie wiem po co trwam, po co się zastanawiam, zamiast działać. A przecież to jest proste.

czwartek, 30 stycznia 2014

proste, prawda?

Taki przepis na to, jak przetrwać sesję. Proste, prawda? Cóż. Dziś pisałyśmy to kolokwium z popularnej – wszystkie zaliczyłyśmy na 5. Nie powiem, zdziwiłam się. Zresztą to ocenianie jest jakieś takie dziwne. Nie, to że narzekam. Ale nie wydaje mi się, bym napisała pracę na 5. Nie wydaje mi się także, by moją pracę na zajęciach z pozytywizmu czy Młodej Polski można ocenić na 4 i 4,5. To za dużo. Przecież ja mało co robię. Hah, myślę. To moja jedyna zasługa na tych zajęciach. Myślenie i dzielenie się tym, co mam w głowie. W domu czytam, ale mało, o wiele mniej niż powinnam. A przecież lubię czytać. Ah, marudzę. Tutaj, że mam za wysokie oceny (co za student tak robi?), a na uczelni, że wymyślają jakieś kolokwia i inne dziwne rzeczy.
         Zaniedbuję się. Nie tylko jeśli chodzi o nadmierne jedzenie i brak ruchu, ale ze wszystkim. Obwiniać można wszystko – Internet, pogodę, film, założyciela KFC. Jestem zmęczona.
         Co mam ze sobą zrobić?


Tak, wciąż jestem wierna członkom byłego zespołu RBD. Kocham ich.

środa, 29 stycznia 2014

jakoś się udało

Nie wiem jakim cudem przetrwałam dzień (ależ się powstrzymuję przed napisaniem ‘dzisiejszy dzień’). Jakoś się udało. Z ćwiczeń z literatury pozytywizmu mam 4,5. Z literatury Młodej Polski 4. Z Multimedialnych Form Kultury 5, tu jak prawie każdy z grupy, żeby nie było, że jestem totalnym kujonem. Na angielski w końcu nie poszłam. Wyszłam z domu o 6.30 (daaawno temu), przeszłam się kawałek, poczekałam na tym przystanku i zrozumiałam, że w ferie ten bus nie jeździ. No PATOLOGIA. Zdenerwowałam się. Ale w końcu jakoś dotarłam na uczelnię – i stwierdziłam, że nie ma najmniejszego sensu, bym pojawiała się na tym angielskim. Spróbuję lektorkę znaleźć w piątek. Mam nadzieję, że uda mi się zaliczyć na tę 4 chociaż. Z teorii literatury będę odpowiadała we wtorek – tuż przed egzaminem z pozytywizmu, muszę więc ogarnąć psychoanalizę i krytykę feministyczną.
         Heh, dość o szczegółach pracy. Dowiedziałam się dzisiaj, że koleżanka, która zrezygnowała ze studiów, zrobiła to między innymi dlatego, że po Sylwestrze się rozchorowała, wylądowała w szpitalu i poroniła ciążę… Rozumiem, że to ciężkie, bardzo ciężkie przeżycie. Ale czy rezygnować ze studiów? Z przyszłości? Przecież z gospodarstwa raczej nie da się utrzymać przez całe życie. A przynajmniej udaje się to tylko nielicznym. No oczywiście, że życzę jej jak najlepiej. Naprawdę.
         Ech. Chciałabym mieszkać w Beverly Hills. To magiczne miejsce. I do tego bogate. Rozpływam się w marzeniach.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

ok. I won't.

Tyle dziedzin życia, które można udoskonalić. Firma, studia, stosunki z rodziną, stosunki ze znajomymi, twórczość, no powiedzmy, że literacka, rozwój osobisty, własne zdrowie – schudnięcie itp. itd.. A jedyne co potrafię, to ściągnąć kolejny odcinek „90 210”. Jeszcze nie skończyłam tego serialu, a myślę, że obejrzę sobie „One Tree Hill” („Pogoda na miłość”).
       
http://weheartit.com/kaylaagrundy
 Ten tekst wstawiam sobie po to, by…
Idę się pobawić z Perłą.
…pokazać, że mam do siebie taki dystans, czy coś. A może nie mam?
Wczoraj, tak przez chwilę, myślałam o samobójstwie. To byłoby takie totalne odcięcie się od wszystkiego, ale o wiele bardziej skuteczniejsze, trwalsze, wieczne.

         Ah, zasłuchałam się. Dobrze, że mam muzykę.
Po prostu posłuchaj razem ze mną




hah, to zabawne. Dziewczyna oprócz powyższej grafiki na swojej stronie ma również tę:
So, ok. I won't...

sobota, 25 stycznia 2014

...zrzucić tę cholerną skorupę

http://weheartit.com/Nazxu
Powoli tak zaczynam myśleć. Ale wtedy przyprowadzam się do porządku, że przecież jedyne czego mi trzeba, to zrzucić tę cholerną skorupę – czyli schudnąć. W swojej wadze upatruję źródła moich towarzyskich fiask. Nawet p., ten głupi p. powiedział mi coś na ten temat. A ja dalej swoje. Użalam się i wałkuję ten temat. Powinnam zmienić siebie, zmienić swoje nastawienie. Zresztą nie tylko do tego, ale do wszystkiego. Pisałam dzisiaj prace na zaliczenie u dr. A. – z powszechnej i dziennikarstwa. I potrafiłam to zrobić, choć wydawało się to przecież takie trudne, to się udało. I już nawet to wysłałam. Tak samo chyba jest życiem, prawda? Wszystko wydaje się trudniejsze niż jest w rzeczywistości. Ah, kończę. Ważne, że w ogóle coś dzisiaj napisałam. Zasłuchałam się dziś w tym:


piątek, 24 stycznia 2014

a ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź...


Konstanty Ildefons Gałczyński - Prośba o wyspy szczęśliwe 


A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.

Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych,
dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.

No po prostu to jest mój wiersz. Szkoda tylko, że wciąż nie wiem do kogo konkretnie kieruję tę prośbę. Sytuacja liryczna podobna do tego wiersza Wojaczka, który ostatnio wrzucałam – pt. „Prośba”. Pragnienie miłości. Oki, zmieniam temat.
Wyjechałam dziś z domu wcześnie – z A. o 9 zjadłyśmy śniadanie w McDonalds (aha, odchudzam się). Miałyśmy się uczyć scs-u, ale się nie uczyłyśmy. Wykład z literatury powszechnej jak zawsze, dla mnie – ciekawy. To nieszczęsne kolokwium z tego starego języka... Nie mam bladego pojęcia. Może trzy, może nie trzy. Pomyliła mi się kontrakcja z haplologią, powylatywały mi z głowy końcówki koniugacji i deklinacji – poległam, jak bardzo zobaczymy w środę, wtedy mamy się zgłosić do pani doktor. Tyle chociaż, że zebrałam materiał do pracy zaliczeniowej z kultury języka polskiego – mam ją oddać w piątek.
Dziś mogłam zająć się albo angielskim, albo powszechną czy też pracą na zajęcia z dziennikarstwa radiowego, ale nie. W zamian posprzątałam w pokoju, sprzątnęłam schody, korytarz – no wiecie, standartowo. Jeśli student ma do wyboru naukę bądź sprzątanie – zawsze wybierze to drugie;). Posiedziałam trochę na forum – pojawił się ciekawy temat, to musiałam się wypowiedzieć, kilka innych tematów odświeżyłam i czekam teraz na reakcję.
Coś mi się porobiło, że na wykładach usypiam. Po prostu tyci-tyci brakuje mi do położenia głowy na ławce. Chociaż nie, to bardziej przypomina takie uczucie jakbym miała zemdleć – albo coś pośredniego między mdleniem, a spaniem. To takie dziwne uczucie, ciężko mi się oddycha, głowa mi po prostu leci samoczynnie w dół… Ciężko mi nad tym zapanować. Nie mam pojęcia skąd mi się to bierze;(.
Wyspy szczęśliwe nie dają mi spokoju… Słucham pięknej interpretacji pani Fedorowicz – po prostu miód na uszy. Wiem, że poezja śpiewana, to raczej dla tekstów melicznych – średniowiecznych, a nie tuż przedwojennych. Jednak to wciąż… dobrze brzmi.

http://weheartit.com/lovethatblue

czwartek, 23 stycznia 2014

To też jest ciekawe

„A przecież zachował dla Marianne – choć nieuprzejmością było z jego strony to, że nie umarł po jej utracie – niewątpliwe względy, przejawiające się w jego zainteresowaniu wszystkim, co się z nią działo, i sprawiające, że Marianne stała się dlań ideałem kobiecej doskonałości – i później wzgardził niejedną wschodzącą pięknością, ponieważ nie wytrzymywała porównania z panią Brandon”.

http://weheartit.com/sarahleeb

         Ah, uwielbiam książki Jane Austen, szkoda, że nie mam czasu (aha, raczej: tak kiepsko go sobie organizuję, że nie mam) by przeczytać inne jej książki: „Mansfield Park”, „Emma”… Cytat pochodzi z „Rozważnej i romantycznej” oczywiście. I tak to się dzieje, że rozważna siostra wychodzi na mąż z miłości, a romantyczna z rozsądku. A wydawałoby się, że romanse opierają się na schematach, co? Zastanawiam się nad postacią pana Willoughby’ego. W zupełnie inny sposób jest przedstawiony w filmie (mam na myśli ten z Grant’em). Czy ten człowiek zasługuje na współczucie, litość? Czy jego usprawiedliwienie jest wystarczające? Ha! Gdyby osadzić tę historię w dzisiejszych czasach, to Marianne byłaby dziwaczką, która dostała bzika na punkcie faceta. A Willoughby byłby usprawiedliwiony – bo przecież jego postępowanie, libertynizm, zamiłowanie w przyjemnościach jest dziś na porządku dziennym, idealnie wpisuje się w ‘klasyczny’ obraz wolnego faceta przed trzydziestką. Tylko że tamte czasy były zupełnie inne. Zdefiniowane przez konwenanse. To też jest ciekawe – jaką drogę przebył człowiek od życia w jaskiniach i czczenia bawołów i latania praktycznie nago do takiego momentu w historii, gdzie kobiecie nie wolno było obcemu mężczyźnie ukazać nawet nadgarstka, czy kostki, wygórowanych wymagań wobec otoczenia! Niesamowite.
         Ok., porzucę te swoje przemyślenia, choć niewątpliwie i nieskromnie napiszę, że interesujące.
         Myśli kreują rzeczywistość. Motto bloga, na którego wrzucam swoje wpisy. Jak to dziś się zamanifestowało? Nie było zajęć z literatury popularnej – a więc nie było kolokwium. Nie, nie narzekam. ;)
         Sprawdzam pocztę, ale żadnej odpowiedzi od pani doktor w sprawie referatu jeszcze nie otrzymałam – co za lipa. Wiem, że będę musiała go poprawić, ale wolałabym już wiedzieć jak tragicznie mi poszło. Kurczę, zrobiła się 23, więc dziś już na pewno mi tego nie wyśle.
         Zmykam, okropnie mi zimno w pokoju. Co z tego, że grzejnik gorący, jeśli stare są okna i mam niebieskie ściany? Kolor niebieski nie sprzyja temperaturze. W swoim domu będę miała klimatyzację, czy inne ustrojstwo, które zadba by temperatura w tym czy innym pomieszczeniu miała się utrzymać na konkretnym stopniu. Wtedy nie będę miała żadnego problemu jeśli chodzi o kolor ścian.
         Pouczyłam się trochę na język starocerkiewno-słowiański. Metateza, koniugacja I, II, V, deklinacja V, II, I, aoryst sygmatyczny, aoryst asygmatyczny. Te terminy brzmią jak jakieś nazwy chorób okropnie zaraźliwych.

         Coraz więcej osób nie tylko zagląda, ale i komentuje na blogu. Cieszę się z tego. Zawsze to jakaś interakcja. Taka inna niż na forum czy na czacie. Każda może być wartościowa, ale to już zależy od uczestników rozmowy, prawda?
P.S. - Co powiecie na "ściaśnienie" bloga? Mniejszą czcionkę i węższą kolumnę z notkami? Może wtedy będzie lepiej czytać notki, jak myślicie? ;)

środa, 22 stycznia 2014

tak, dalej marudzę

http://weheartit.com/andnothingmakessense
         Dziś zwięźle i krótko. Da się? Bez rozpraszania? No to spróbujmy. Udało mi się wreszcie skończyć i wysłać ten referat. Muszę jednak przyznać, że zrobiłam to już na „odwal się” – żadnych poprawek, żadnego zastanawiania się nad tym czy aby na pewno biografia Asnyka jest w tym potrzebna czy nie. Wysłałam i czekam na odpowiedź pani doktor. Odświeżam Outlooka, którego sobie zainstalowałam ale póki co nic z tego.
         Obok wklejam piękny schemat dążenia do sukcesu. Wydawałoby się nic prostszego, tylko go realizować, prawda? Robienie, wykonywanie, działanie jest podstawą wszystkiego. Jeśli tego nie ma, nie ma nic. Tak, dalej marudzę. Wściekam się na siebie tylko wtedy gdy siadam i spokojnie piszę w dzienniku. Do tego jestem straszną hipokrytką… Pisze dziś do mnie dziewczyna, która chodziła ze mną do liceum i jest na pierwszym roku polonistyki – zapytuje mnie o wykładowcę, mówi, ile ich jest na roku i o zajęciach: „nie czytamy ksiazek  on o tym wie  nie notujemy, wrecz spimy”. Spoko. Odpisałam jej, że nie ma się czym chwalić.
         Jak łatwo nam oceniać innych, prawda? Nie mam pojęcia skąd się to bierze. Bo co, patrzymy na innych obiektywnie? Ha! Po zajęciach z filozofii w pierwszym semestrze kompletnie zwątpiłam w istnienie czegoś takiego jak neutralne podejście, obiektywne patrzenie na świat. Nie ma czegoś takiego. Każdy odbiera każdą jedną rzecz w inny sposób – jesteśmy możliwie najbardziej subiektywni jednocześnie postrzegając siebie zupełnie odwrotnie. To ja mam rację, ja jestem obiektywna, ale ty nie i dlatego cię skopę. Co prawda, ja nie zamierzam nikogo kopać. No i poza tym hm, pisanie pozwala uświadamiać mi kiedy się mylę, a mylę się często.

         Powinnam się ogarnąć. Ciągle to tutaj powtarzam. Nic z tego nie wynika. 

wtorek, 21 stycznia 2014

"Proszę cię, walcz!"

Proszę cię, walcz!

         To ostatnie słowa, jakie są wypowiadane w serialu „Kryminalni” – wypowiadane przez Basię, w szpitalu, gdy Marek walczy o życie. Leży bezwładnie po operacji. Ochronił Basię przed kulą swoim własnym ciałem. I to już koniec. Skończyłam dzisiaj oglądać „Kryminalnych”. Dlaczego nakręcono tylko 8 sezonów tego serialu? Dlaczego?! Siedzę wbita w fotel, słucham play listy „Kryminalnych” z yt i z trudem staram się sklecić jakieś sensowne zdania. Żeby chociaż zakończyli serial z rozmachem, wielkim wydarzeniem, np. ślubem Zawady z Wiśniewską, czy Basi z Dumiczem (nie mogłaby być z Markiem, pomimo tego, że oczywiście przeżył to postrzelenie). Jakiś wyjazd – np. do Zakopanego… Ale nie, to nie byłby dobry pomysł – skoro wszystko zaczęło się w Warszawie, w Warszawie powinno się skończyć. Tylko dlaczego w tym cholernym szpitalu? A nie na weselu? Mógłby to być ślub np. Szczepana z Zuzą. O! A nie tak. Jak można było skończyć tak świetnie prosperującą produkcję? Kurę znoszącą złote jajka? Przecież do samego końca serial gromadził całkiem niezłą publiczność. To cholernie smutne.
Przydałoby mi się piwo, ale piłam już dzisiaj wino u babci – dzień Babci, nie będę mieszała alkoholi.
Z drugiej strony, gdyby nakręcili większą ilość odcinków zamiast starać się trzymać w ryzach i uzupełniać pamiętnik oglądałabym z ciekawością kolejny pierwszy odcinek kolejnej serii. A tak, po napisaniu postu mogę sobie iść spać, albo lepiej nawet! Wykorzystać ten czas i naprawdę skończyć wreszcie ten referat na pozytywizm. Aha, kogo ja oszukuję, równie dobrze mogłabym włączyć sobie kolejny serial, albo jakiś film. Mam ochotę przypomnieć sobie Harrego Pottera, albo Zmierzch, o. Kolejny raz. Cóż, osoba doceniająca wartość poezji Wojaczka (tak, był taki poeta) może również być rozmiłowana w gniotowych, komercyjnych, sztampowych produkcjach filmowych. I serialowych najwyraźniej również. Właściwie, to ściągam sobie 5 sezon „90 210”, a czwartego jeszcze nie skończyłam. Więc miałabym co oglądać. Ale odpuszczę sobie dzisiaj. Już tyle rzeczy zaniedbuję, że co za różnica?
Na uczelni dziś nie byłam. Z jednej strony naprawdę bałam się wsiąść do busa z powodu tego lodowiska na drodze. Nie chciałam też ryzykować pięknego stłuczenia tyłka przy wysiadaniu na jakże bezpiecznym dworcu w swoim mieście. A poza tym, kto by nie skorzystał z takiej wymówki? Referatu o Asnyku nie miałam skończonego i dalej nie mam. Tatatam. Nie wspominając o zajęciach z dr, a właściwie już profesor z którą mam zajęcia z literatury powszechnej i dziennikarstwa radiowego – na które też było kilka rzeczy do przygotowania. Nom. Tak na dobrą sprawę nic dzisiaj nie zrobiłam, a zaraz zamierzam iść spać.
Wegetuję, tak, wiem. Słowa o pozytywnym nastawieniu nie mają w moim przypadku najmniejszego sensu, przecież staram się trzymać tytułu bloga – „myśli kreują rzeczywistość”, bo tak jest. Chyba. Hmm, wydaje mi się, że już tak daleko zaszłam w swoim zapatrzeniu w seriale, że moje życie powinno chociaż jeden przypominać. Albo lepiej! Mogłabym się już w którymś na stałe znaleźć. Nawet takim kryminalnym serialu – to, że w każdej chwili istnieje ryzyko śmierci tylko zwiększa poziom adrenaliny, prawda? Zatem: czemu nie?
Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę, że to koniec „Kryminalnych”. Strona o serialu jest kompletnie zaniedbana, podobnie jak fora poświęcone jednemu z najlepszych polskich seriali. Co jak co, ale tej ekipie trzeba złożyć wyrazy uznania. Odwalili kawał świetnej roboty. No może sezon 7 i 8 nie miały takiej iskry jak wcześniejsze, ale wciąż był to ten sam serial, ten sam klimat. To było coś pięknego.



sobota, 18 stycznia 2014

kolejny odcinek użalania się nad sobą

Kolejny odcinek użalania się nad sobą. No bo dajcie spokój. Która normalna dziewczyna rozmyśla o gwałcie? To chore. Przydałby mi się psychiatra. Nie stać mnie na niego, zatem sobie maltretuję biedną klawiaturę. Gwałt, maltretować? Niezły dobór słów koleżanko.
         Nie wiem czy bardziej mi brakuje seksu, czy po prostu kogoś, komu by na mnie zwyczajnie zależało. Obie te rzeczy są mi nieznane. A można w ogóle pragnąć nieznanego? Jak widać tak. I to chorobliwie. A kiedyś pamiętam, jak moje koleżanki śmiały się ze swojej (starszej trochę od nas) sąsiadki – że tak chodzi na imprezy nie po to, żeby się bawić, ale po to by kogoś znaleźć. Cóż, wtedy wydawało mi się to dziwne. Dziś ją rozumiem, ale czy ja opowiadam wszystkim o tym, że szukam chłopaka? Nie. Po co się z tym obnosić? I tak jest to już wystarczająco żałosne. Skąd ja się urwałam?
         Po prostu chciałabym tak jak w tych serialach, filmach, czy książkach mieć kogoś. Żeby ktoś miał mnie. Znowu płaczę. Tym razem przy piwie i piosence Bo Bruce – Alive. Wpisałam w wyszukiwarkę yt „Lack of love” i nawet coś wyskoczyło, ale Internet się wiesznął. Hahahaha. To wpływ piwa Żywiec jak nic.
         Jestem żałosna. ŻAŁOSNA. A obiecałam sobie porzucić to pitolenie o tym, rozmyślanie. Miałam być produktywna. Hahahaha.
         Posprzątałam dzisiaj w sklepie. To na duży plus. Rozebrałam z mamą choinkę. To też na plus. Trochę pisałam o Asnyku. To na mały plus, bo powinnam więcej. Za to siedziałam i oglądałam seriale praktycznie całe popołudnie. To też może być na plus? :D
         Za 15 minut północ. Kręci mi się trochę w głowie. Coś ostatnio mam słabą tolerancję na piwo. Z czego to wynika? Hm, wiecie, to zabawne jest to uczucie po alkoholu. To tak – przecież wiem co się dzieje, mogłabym zwyczajnie siedzieć i pisać, pisać z sensem i w ogóle ładnie, ale po tej połowie piwa ochota na trzymanie się sztywno przechodzi. Człowiek poddaje się takiemu głupiemu uczuciu, i kiwa się na fotelu przed biurkiem i klepie głupoty na klawiaturze, i musi poprawiać swoje głupie literówki. No i do tego wysyłam mega głupie smsy do ludków z funskanu (komórkowego czatu w plusie). Ej, są chyba ludzie, którzy zgniatają puszki własnym czołem, nie? Uuu, to byłoby bolesne. Nom, to teraz napisałam komuś mały elaboracik w smsiku. No bo dajcie spokój. Zamiast się spytać o imię, miejscowość, wiek, to prosi się o fotkę? Nieee, nie ma tak. Nie wyślę. Ktoś ma mnie znowu kaszalotem nazwać? Nieee. Wyszło na mnie. Chłopaczek się obraził – „Nie to nie, pa.” BAJOOBONGOO kolego!
         Dopiję piwo i chyba pójdę spać. Powinnam się ogarnąć i skończyć w końcu jutro ten referat. AAA! Mam jeszcze coś do napisania na literaturę powszechną, świetnie, nie ma co.
         Tak w ogóle to chce mi się siku.

piątek, 17 stycznia 2014

a jutro sobota

No tak, leczę się pączkami. Konkretniej to słodkimi bułkami. Pączki są zbyt tłuste. Hahaha :D. Dziś minęło spokojnie. Byłam na zajęciach tylko z S. A. źle się czuła <podobno> i nie przyszła na zajęcia. Miałam do niej zadzwonić i pogadać, ale przypomniałam sobie o tym ciut za późno.
         W każdym razie zaliczyłam sobie te słówka z angielskiego -  bitch, please – 5 i 4+ bo w weather słówka mi się pomieszały. Zatem z angielskiego została mi do zaliczenia tylko gramatyka. A słowa pani lektor?
-Z ocen wychodzi ci już 3+, ale przecież nie o taką ocenę nam chodzi, prawda?
-Prawda, oczywiście, że prawda. To tylko brak systematyczności, ale muszę się poprawić, bo przecież za pół roku egzamin.
Zajęcia z języka starocerkiewno-słowiańskiego jakimś cudem minęły. Nie wiem co mi się na zajęciach robiło, ale po prostu miałam takie wrażenie, że zaraz zemdleję, już kilka razy miałam w życiu taką sytuację, ale jednak jestem silna i mój organizm nie musi obnosić się ze swoją słabością. Cóż, wzrok miałam trochę nieprzytomny, ale pani doktor mogła sobie po prostu pomyśleć, że mam kaca czy tam coś. Za tydzień mamy kolokwium. Niby nie jest to dużo materiału. Ale scs na polonistyce – POGROM. Innemu takiemu przedmiotowi – literaturze staropolskiej za pierwszym razem oddałam walkę walkowerem (dosłownie), za drugim razem to ja wygrałam. A z SCS-em także zamierzam wygrać. Jeśli nie ja, to kto? :D I tak zostało nas już trzy na roku. To jakaś patologia. Na UŁ to nie do pomyślenia, by trzymać kierunek dla trzech osób! Przecież „3” nie kwalifikuje się nawet do określenia, że jest to „kilka” osób. No ale.
         Na kulturze języka polskiego… było krótko. Dobrze, że mamy się do niej zgłosić jeszcze tylko raz, za dwa tygodnie po to by oddać jakieś te prace zaliczeniowe i uzyskać wpisy. Mam nadzieję, że się z nią nie spotkamy. S. stwierdziła dzisiaj nawet, że woli dr-a od multimedialnych form kultury, niż (nie)kulturalną wykładowczynię (ekhm, mgr…). Doktor i może zachowuje się jakby był bogiem, ale magister –ta, konkretna – no nie wiem. Przecież nie jesteśmy bandą szóstoklasistów by się wobec nas tak lekceważąco zachowywać. Ale mnie wnerwiała dzisiaj. Taka młoda, a już głucha. Ok., ulżyło mi.
         Jutro sobota. W podstawówkach i szkołach średnich w Łódzkiem zaczęły się ferie, heh nie dla mnie. Siostra pojechała sobie do miasteczka pod niemiecką granicę by odwiedzić babcię (ma tam siedzieć podobno całe dwa tygodnie), a najmłodszy braciszek startuje z prawem jazdy. Tata ze starszo-młodszym bratem jeżdżą to tu, to tam. Mama rządzi na miejscu. Ale jutro muszę się ogarnąć i posprzątać w sklepie. Reprezentować się. No i przynajmniej trochę się poruszać. Minęła 23. Pójdę się myć i poszperam sobie jeszcze. „Kryminalnych” już dziś nie będę oglądać. Heh, powinnam rzucić te seriale. NCIS i NCIS:LA nowe odcinki będą miały premierę dopiero 4 lutego! Grey’s Anatomy obejrzałam tylko 4 odcinki najnowszego sezonu. Z Bones jestem do tyłu o cały sezon. Nawet nie dokończyłam Private Practice. A Castle? Obejrzałam chyba tylko pierwsze dwa odcinki najnowszego sezonu… Dziewczyno. Masz do napisania referaty!

Mat Kearney – Sonner or later. - uwielbiam <3

Pobawiłam się trochę w CSS na blogu. Trochę inaczej to wygląda. Za to z nagłówkiem trochę przedobrzyłam, ale niech już zostanie, poprawię jak dostanę weny :P.

czwartek, 16 stycznia 2014

warto czekać czy nie warto? oto jest pytanie

Tak, tak. Jestem monotematyczna. Tak bardzo mino jak tylko można być. Ostatnio już płakałam nad sobą, nad tym, że w wieku 22 lat nie wiem czym jest miłość. Dziś, całkiem niedawno zablokowałam w sobie te łzy. Nie chcę, nie chcę płakać z takiego powodu. Chociaż może lepiej, żebym tę frustrację – tak, u mnie przybiera to już taką formę – wypłakała niż zajadała. Wydaję tyle kasy na jedzenie podczas gdy jestem na uczelni, że miałabym za tą kasę już kilka całkiem drogich, elegancko wydanych książek. Walić głową w mur - nic więcej mi nie pozostaje.
         Tylko co z tego, że tak narzekam, jeśli spławiam praktycznie każdego kolesia z którym piszę czy to smsy czy na portalach społecznościowych? Wiem dlaczego to robię. Po prostu nie wierzę w sens takiego postępowania. Znaleźć sobie miłość w sieci. Jasne, świetnie brzmi. Jednak rozmowa z człowiekiem – twarzą w twarz to zupełnie coś innego. Tylko gdzie mogę kogoś poznać skoro gniję w domu? No i poza tym – jestem raczej nieśmiała, w życiu nie zdecydowałabym się na pierwszy krok. Ha! Ale żeby nawet był ktoś, kto zwrócił moją uwagę! Niestety nie. Pozostaje mi tylko czekać. Kilka dni? Tygodni? Miesięcy? A może lat?! Aż mam ochotę obiecać sobie, że jeśli do jakiegoś czasu – czy to zakończenia studiów, otrzymania licencjata, czy do 25 urodzin nikogo nie znajdę, ani nikt nie znajdzie sobie mnie to umówię się z kimś. Zacznę być taka wyzwolona, niezależna i no wiecie, wyznając filozofię epikurejską można pozwolić sobie na wiele. Libertynizm de Sade to za mocny scenariusz. Jakieś granice i tak mi zawsze pozostaną. Chociaż, jeśli już zrealizuję sobie takie postanowienie to czym się przejmować? Carpe diem. Niemało gości, którzy spotkają się chętnie z blond BBW, prawda? Ah, lepiej skończę ten temat.
         Dziś na uczelnię jakoś się zebrałam z łóżka, ale na wykładzie z teorii literatury myślałam, że usnę – dosłownie. Jeszcze tak mi się chyba nie zdarzyło. To wszystko wina tego, że tak duszno było w tej Sali. Nie wiem jakim cudem przetrwałam 90 minut. A może w pewnej chwili jednak usnęłam? :D Z popularnej zwolniłam się 10 minut i tak nie potrzebnie, bo braciszek przejeżdżał przez miasto i zabrałam się do domu z nim.

         Nawet przejrzałam angielski, zerknęłam na tę cyrylicę. Szczerze? To liczę na szczęście. Chociaż tyle.

środa, 15 stycznia 2014

powinnam przestać

Powinnam pisać i częściej i bardziej ambitnie. A ja tylko tak sobie przeskakuje – albo piszę referat na dwie strony o jednym dniu, albo przez kilka dni nie odzywam się wcale. Niezbyt to ładne z mojej strony. Swoją drogą, czy można wymagać od artysty (o, już nawet siebie tak postrzegam?) trzymania się jakiegoś planu – że dzisiaj napisze tyle słów, a jutro tyle i będzie to takiej, a takiej jakości. Nie, pod tym względem jestem raczej zwolenniczką parnasizmu.
         Pomimo tego co sobie obiecałam wchodzę na te głupie portale, na gg, które już dawno miałam usunąć, a z którego wciąż korzystam… I żrę. Ja już nawet nie jem. Ja żrę. Powinnam przestać, opanować się, ogarnąć się. O wiele łatwiej jest trwać w tym co jest.

Colbie Caillat – Hold on

Aaa, a szablon sama zrobiłam. Muszę jeszcze trochę pogrzebać w CSSach, ale nagłówek zrobiony w PhotoFiltre nie wygląda tragicznie?

niedziela, 12 stycznia 2014

o tym też nie myślę

Podejmowanie decyzji jest proste. Każdy przecież tak w środku zna odpowiedź na pytanie, którą drogą podążać. To tak jak z tymi odruchami – uciska cię pęcherz to idziesz do łazienki i nie zastanawiasz się nad tym. My potrafimy bardzo komplikować sobie najprostsze rzeczy. Po co się nadmiernie zastanawiać? Szkoda na to czasu. Uff. Nie, nie będę teraz płakać, nie chcę tego, dziś już wystarczająco sobie popłakałam. Zastanawiałam się nad tym co mam robić. Pracować, uczyć się, chudnąć, zakochać. A jeśli schudnę to może pojawić się ktoś, komu się będę podobać. Jestem gruba, ale jednak ładna. Gdy pozostanę taką jaką jestem najpewniej spotkam faceta niby to kochającego się w BBW, albo nawet kogoś, kto poszukuje galnerki. A ja tylko chciałabym by ktoś pokochał mnie tak dla mnie samej. Ze względu na charakter, podobne wartości. Ale i tak żadnego związku nie będzie bez tej całej tzw. chemii. To takie pospolite czy nawet pierwotne, ale coraz częściej wydaje mi się, że nie tyle głowa, co sam organizm niby to ‘domaga’ się. Czułości, przytulania, pocałunków, czegoś więcej. Jestem żałosna i dlatego podjęłam decyzję. Porzucam nieproduktywne myśli o miłości.  Pewnie to moja naiwna pisanina, pewnie już nie pierwsza. Bo przecież czym innym jest podejmowanie decyzji, a czymś innym trzymanie się jej, prawda? Stop. O tym też nie myślę. Być może ta cała miłość nie jest mi wcale pisana. Gdybym miała trochę więcej odwagi to wplątałabym się w jakiś pozbawiony uczuć romans, tak, byłabym do tego zdolna – zresztą jak każdy w teorii. W praktyce jestem tchórzem, do tego wiem, że zbyt uczuciowym tchórzem. Niezłe połączenie, co?
         Obudź się koleżanko. Obudź się i pracuj nad sobą.


!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

sobota, 11 stycznia 2014

tylko ktoś bardzo samotny jest w stanie żyć życiem serialowym

No nie, nie planowałam tego by rozpocząć wpis o 21.21. Chociaż to pewnie i tak nic nie znaczy. W każdym razie dzień minął. W jakiś sposób przetrwałam, przeżarłam, przesrałam, przepiłam, przegzystowałam. Dałam radę. Albo i nie. Zależy pod jakim względem. Dokończyłam referat na pozytywizm o powieści historycznej. Odwiedziłam babcię, która coraz częściej opowiada głupoty. Obejrzałam kilka odcinków kryminalnych – tak, tylko kilka J. Oto słowa Basi z ostatniego odcinka szóstej serii („Na planie”):
Tylko ktoś bardzo samotny jest w stanie żyć życiem serialowym.
Na pocieszenie (nie wiem czy swoje, czy cudze) jeszcze odróżniam realną osobę, od postaci którą ona gra. Magda Schejbal to Magda Schejbal, a Basia Storosz to kreacja. To dobrze, że jestem tego świadoma. Gdy tak oglądam te odcinki i śledzę wątek Basi właśnie i Marka Brodeckiego, to widzę, że nie, wcale nie powinni być razem. Co prawda jest ta scena na Malcie, totalnie komiczna, gdy Marek spada z łóżka i chodzi potem w kołnierzu ortopedycznym przez kilka odcinków. Idiotyczne. :D
         S. wydaje tomik poezji. Pisałam już o tym? A ja od kilku dni czytam sobie poezję. Czasem nawet na głos. Dziś zajrzałam do zbioru, który kupiłam w Krakowie, Rafała Wojaczka. Znalazłam na 148 stronie taki wiersz:

PROŚBA
Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam
I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej
Na pewno mieć nie mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła

Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej
Już w ostatni por skóry tak dawno nie wniknąłeś
Że nie wierzę, iż jeszcze nie być tam mogłeś
I choć nie wierzę by mógł być ktoś bardziej otwarty
Dla Ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz



         Co jak co, ale Wojaczek miał świetnie rozwiniętą kobiecą stronę swojej osobowości – to nie jedyny wiersz w którym podmiotem lirycznym jest kobieta. Tak wczuł się w jej sytuację? Czy może chciał by jakaś kobieta skierowała taką prośbę do niego? Pełno tu cząstek jestestwa. Bym, być, by. I sprzeczności – skoro nie mógł mieć „kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej”, to jak w domniemaniu osoby mówiąc miałby nie pierwszy raz tak bardzo wniknąć „w ostatni por skóry”. Poza tym podmiot zdaje się być nienasycony – przecież już jest ‘bardzo naga’, a mimo to prosi o to, by adresat jeszcze bardziej ją obnażył. Budowa strof dość paralelna.  Chciałabym to czuć.


Chyba znów zmienię szablon. Ten już mi się nie podoba. Nie pasuje do mojego wpisowego układu - i zdjęcia i filmiku z yt. Hm. 

czwartek, 9 stycznia 2014

to taka reakcja obronna

Otwieram plik, ustawiam datę w nagłówku, wklejam grafikę z tym cudownym cytatem – słuchając przy tym Kindlę i zastanawiam się o czym ja do licha mam pisać. Przecież dziś nic nie zrobiłam. Próbowałam czytać lekturę, próbowałam uczyć się tej cyrylicy. Fiasko. A zbliża się sesja, nic tylko walić głową o mur.
         Robię to sama sobie, wiem. Ah, jak cudownie byłoby być kimś innym. Taką Basią Storosz. Albo prokurator Wiśniewską. One mają jasny cel – realizować się w pracy. A ja? Przecież też mam pracę i do tego studia. Chodzi mi jednak o to, że ona już dokonały wyboru, musiały wiedzieć, czego chcą i do tego dążyły – do bycia policjantką czy prokuratorką. A ja? Nie mogę sobie tak z nienacka postanowić, że będę dziennikarką na przykład.  Co z tego, że studiuję polonistykę nawet o tej specjalizacji? Przecież mam firmę, nie zostawię rodziców z tym samych. Nie wspominając o tym, że z tego bym nie wyżyła, a przynajmniej nie w Polsce. Lubiłam sobie wizualizować siebie w przyszłości. A teraz nie mam pojęcia gdzie się widzę. To takie pokręcone. Powinnam się skupić na bliższych celach, prawda? Ukończenie studiów – zdobycie tytułu licencjata oraz rozwój firmy – zdobywanie klientów, zwiększona sprzedaż, reklama, Internet. Zwięźle: mam tu pole do popisu. Można tak wiele zrobić – dokończyć referaty (albo i zacząć i skończyć), przeczytać lektury, pouczyć się tej cyrylicy, założyć stronę internetową, sklep online, poszukać nowych dostawców, być może zagranicznych. Schudnąć wreszcie, a nie tyć. Walczyć. Walczyć o rodziców, o siebie samą. Przestać żyć fikcją. Aha, jasne.
         Tak się zastanawiałam wczoraj. Jak się będę zachowywała jeśli się zakocham? Odbije mi? Będę zazdrosna? Zaborcza? Znam siebie, wiem, że mogłabym być. Ha! Czasem łapię się na tym, że jestem zaborcza wobec koleżanek. Na szczęście tylko w myślach. Dorosłam do tego, by się hamować. Niemniej jednak to coś o mnie mówi. Heh, a podobno ludzie, którzy są niepewnie siebie zachowują się w ten sposób. To taka reakcja obronna. Wiem, że nikogo nie poznam, to chociaż „zapewnię sobie” tych, których już znam. A poznam kogoś?
         Powinnam się skupić na celach krótkoterminowych, tych, których jestem pewna. Nie rozdrabniać się. Ani na przeszłość ani na przyszłość. Carpe diem jak pisałam we wtorek. Muszę sobie poukładać w głowie.

wtorek, 7 stycznia 2014

2014!


         Otworzyłam plik „Aleksandra, ja” i uświadomiłam sobie, że de facto już go skończyłam. Postanowiłam sobie przecież dzielić partie pamiętnika na półrocza – jedno od 1.01. do moich urodzin 24.06, a drugie od 24.06. do 31.12.. I boom. 1 stycznia minął niemalże niezauważenie w moich zapiskach. A dwa ostatnie wpisy w 2013 roku? Mają po kilka zdań, są niedokończone, nie wklejałam ich nawet do sieci. A miałam w planach wielkie podsumowanie tego, co minęło. Tylko tak teraz myślę… czy miałoby to sens? Wracanie do tego, co było wydaje mi się… bezsensowne. Bezcelowe. A poza tym nie chce mi się aż tak bardzo rozpisywać.
         Czy 2014 rok coś zmieni? Chcę wierzyć, że tak. Tfu! Wiem, że tak. W końcu myśli kreują rzeczywistość. Muszę sobie częściej powtarzać te słowa. I skupić się na przyszłości. Carpe diem, wyłoniona ze słów.


Zapraszam!