godz.13.00
Cóż, nie myślałam, że będę tak
dzisiaj pisać na raty. Jednak jeśli mam do tego powód, to dlaczego mam tego nie
robić? To mój pierwszy wpis prowadzony od razu na skydrivie, jestem właśnie w
swojej uczelnianej czytelni. To takie wygodne, nie musieć niczego kopiować i
wklejać, nie mieć przy sobie żadnego pendrive'a, bo wystarczy tylko dostęp do
internetu i mam tutaj zachowane wszystkie swoje myśli.
Tylko dlaczego piszę? Przecież
to wszystko mogłabym zrobić w domu. Piszę teraz po to, by zwyczajnie zabić
czas. Najpierw C. śni mi się w weekend, a dzisiaj go spotykam i prosi mnie bym
przyszła na spotkanie z politykiem, które on organizuje. A więc wsiąkłam na tej
uczelni. Mam tylko nadzieję, że uda mi się wyjść na tyle wcześnie, by zdążyć na
busa, choć może temat spotkania mnie zainteresuje? Ok, temat może nie, ale może
osoba, która ma o nim opowiadać? Dlaczego mam nie zobaczyć, zakręcić się i z
czegoś skorzystać. Tak, jestem tak naiwna, że patrzę na to w tych kategoriach.
Kurczę, tak patrzę na to
zdjęcie, które wrzuciłam do tego pliku, i wow. Jest jakiś dowód na to, bardziej
namacalny niż tekst, że to wcale nie był sen, że to była rzeczywistość. Udało
mi się spędzić z tymi ludźmi trzy dni przy intensywnej pracy. Tak, trudno mi w
to uwierzyć, szczególnie, że moje kolejne wpisy, moje kolejne dni w najmniejszym
stopniu go nie przypominają. Myślę jednak, że warto żyć, choćby dla tych chwil.
Jestem tak zdesperowana, że nawet w takich małych promykach dostrzegam sens,
dobrze, że zachowuję te myśli tylko dla siebie. Liczy się przecież to, co inni
o tobie myślą, prawda?
Nie wiem co robić. Boję się
jutrzejszego kolokwium z gramatyki. Wiem, że strach byłby o wiele mniejszy,
gdybym przez ten weekend przyłożyła się do nauki, zamiast fascynować się
kolejną parą serialowych bohaterów. Tylko co mi da robienie sobie wyrzutów?
Zresztą, nawet nie chcę tego robić, bo uważam, że potrzebowałam takiego
oderwania.
Ostatnio, co prawda,
potrzebuję często się oderwać od rzeczywistości. Być może za często. Nie wiem
już czy to ja oczekuję za dużo od życia i znajduję to tylko w fikcji, czy to po
prostu ta fikcja jest o tyle razy lepsza od życia? Niezły problem, Karo. Wiem
co to powoduje. Moja obsesja na punkcie braku miłości. I nie chodzi tu o tę
rodzinną, bo ta ostatnio dobrze się układa, wbrew pozorom.
Chce mi się śmiać, gdy
przypomnę sobie swoje wpisy sprzed kilku lat, już nie będę przecież szukać ich
fragmentów. Pisałam wtedy, że miłość tylko przeszkadza w realizacji celów, a
wtedy, przed maturą, miałam je przecież takie ambitne. UWr, dziennikarstwo. I
co? Nie mam ani indeksu UWr ani miłości. Nie będę jednak pisać, że przegrałam,
bo wcale tak nie jest. Jeśli chodzi o uczelnię, wygrałam. Teraz tylko nie mogę
tego stracić. A jeśli chodzi o miłość, muszę czekać, co innego mi pozostało?
Po 10.00 wrzuciłam na fb tekst
- "a co jeśli przyzwyczajenie byłoby lepsze?". Właśnie, co wtedy?
Bycie w związku dla wygodny, z samego
sentymentu czy takie nic, które mam teraz?
Hm, zapisałam prawie stronę
a4. W jakieś 15 minut, niezły wynik jak dlamnie. Wydaje mi się także, że te
słowa są jakieś inne, te akapity. Czy to wina czytelnianej atmosfery? Możliwe.
Albo może muzyka, której słucham przez mp4? Ironio, kochana - właśnie w losowym
wybieraniu utworów trafiła mi do ucha - interpretacja utworu Mickiewicza -
"Niepewność" - Michała Żebrowskiego i jakieś Katarzyny. A ja nawet
nie czuję takiej niepewności.
Ok, może coś o tym jak mi
minął dzień? Całkiem spokojnie i miło. To, że zobaczyłam to zdjęcie tuż po
obudzeniu wprawiło mnie właśnie w taki nastrój, jakiego potrzebowałam. A
później, gdy szłam na stację minęła mnie ciężarówka z logiem harnasia na tyle i
sympatycznym "Hej!". A więc, dlaczego miałby to być nie taki dobry
dzień? Co prawda kolokwium z łaciny nie zaliczyłam, ale zajęcia były
sympatyczne i minęły całkiem szybko. Półtorej godziny przerwy również szybko
przeszło - ze słuchawkami na uszach i ustawionym replay na "All
Alone" Davida Owoda nie mogło być inaczej. Jak ja kocham muzykę.
Wykład z historii mediów nie
wlekł się aż tak bardzo jak zazwyczaj, przynajmniej mi. Czasem wydaje mi się,
że jestem naprawdę jedyną osobą na sali, która wie o czym mówi pan doktor. Jak widać, jestem skromna. Mam na przyszłe
zajęcia do przygotowania referat o Andym Warholu, właściwie to nawet wpisałam
jego nazwisko w google, by upewnić się o pisownię jego nazwiska - było dobrze;).
Wow, imponująca ilość informacji o nim znajduje się na polskiej wikipedii. Tak
w ogóle, to chyba nie ma osoby, która nie kojarzyłaby jego prac. Naprawdę.
Ja natomiast popisałam się
swoją wiedzą z UŁ literatury najnowszej na której omawialiśmy III obieg,
artziny, fanziny i twórczość Pilcha i Gretkowskiej. Oczywiście jak na mnie
przystało, wyleciały mi wtedy tytuły tych autorów, które omawialiśmy na
zajęciach. W każdym razie dobrze jest. Pan doktor stwierdził coś w guście, że
mnie lubi, czy coś. No pewnie, jeśli mam z kimś o czym rozmawiać, to rozmawiam,
nie ograniczam się;).
Zostało mi jeszcze jakieś pół
godziny do tego spotkania. Ok, teraz jakieś 20. 13.38. Kto by pomyślał? A
miałam tu sobie przyjść i poszukać informacji na referaty, które trzeba będzie
pooddawać. A siedzę i piszę.
Na fb jest taka strona "... z humana". Wrzucają
całkiem zabawne grafiki, jednak w weekend admin strony zapytał się, co na to
fani, gdyby zaczęli wrzucać trochę grafik z usuniętego niedawno profilu
"Ocieplanie wizerunku Adolfa Hitlera". Dałam pierwszy komentarz, że
ja tam nie mam dystansu do tego typu humoru, prawie 20 osób polubiło mój
komentarz. A więc nie jest z nami jeszcze tak źle, by akceptować całkowicie
tego typu akcje. Mnie naprawdę nie śmieszą dowcipy o Hitlerze, o Żydach.
Ale teraz tak z jednej strony
demokracja, wolność słowa. Z drugiej granice smaku, które przecież są, ale czy
one powinny być jakoś regulowane prawnie, czy może pozostawione każdemu
człowiekowi jako efekt przemyśleń? Na tyle w ludzkość (i polaków) nie wierzę,
by potrafili tak się do tego odnieść. Chociaż to może ja się mylę, a inni mają
rację?
Zmykam
na spotkanie.
godz.
19.33
Wow.
To jest właśnie siła myśli. Nie chciałam siedzieć na tym spotkaniu sama, i tak
nie było. C., pytając mnie przed wykładem z historii czy mogłabym przyjść
zapytał także, czy mogłabym kogoś przyprowadzić. No niestety – z nami czterema
na roku? A do tego przecież znam dziewczyny, wiedziałam, że nie dadzą się
namówić. Jednak obiecałam, że pójdę.
Dziewczyny były zdziwione tą moją rozmową z C.. Chyba niepotrzebnie wspominałam
im o tym, że mi się śnił. A przecież to nic wielkiego. W każdym razie zapytałam
dziewczyny, czy może któraś nie da się namówić. Niestety, miałam rację, żadna z
koleżanek nie miała ochoty na kolejne takie spotkanie. To się zaśmiałam, że
zadzwonię do K., naszego kolegi ze starszego roku i mi potowarzyszy. Haha, jak
się zbulwersowały! ;D A de facto – K. był na tym spotkaniu, mało tego,
przesiadł się do mnie i w ogóle.
Oprócz
niego siedziałam też razem z koleżanką, z którą znam się jeszcze z liceum – ona
jest teraz na drugim roku innego kierunku, ale tego samego wydziału. Kupiła mi
herbatę i tak sobie siedziałyśmy – ja pomiędzy właśnie nią i K.. Do tego w tym
samym rzędzie usiadł chłopak, którego jeszcze imienia nie poznałam – ten,
któremu tak często podawałam piwo na juwenaliowym biegu. Mojej koleżance bardzo
on przypadł do gustu. No niestety, nie mogłam jej udzielić żadnych konkretnych
informacji, nie wiem nawet z jakiego on jest kierunku.
Spotkanie
niestety się opóźniło, pan poseł utknął w korku (Polska). Za to, by jakoś nie
marnować czasu kilka słów o gospodarce, budżecie naszego województwa powiedział
pan z sejmiku, czy z jakiegoś innego urzędu (przykro mi, ale ciężko spamiętać
nazwiska i funkcje osób dopiero co poznanych). W każdym razie, podobał mi się
głos tego pana.
Pan
Poseł przybył chyba jakoś tak 14.20? A może 14.30? A ja wyszłam z uczelni przed
16. Czyli trwało to jakieś dwie godziny. Było to bardzo ciekawe. Na podatkach
może nie do końca się znam, ale chociaż wtedy nie czułam się tak obco jak
wtedy, gdy byłam na spotkaniu posłów lewicy z dziewczynami z roku. Naprawdę,
teraz przyszło mi to dopiero do głowy, ale rzeczywiście z nimi jakoś tak
siedziałam wyobcowana. A kiedy tak siedziałam między koleżanką G. a kolegą K.,
było to jakieś takie przyjemniejsze dla mnie doświadczenie. Do tego znajomy, z
którym wymieniam te uśmiechy i powitania po juwenaliach. A przecież ta trójka
ludzi mogła usiąść sobie gdziekolwiek, nie tam gdzie ja, prawda? :D
I po
raz drugi zaczynam 100 stronę – (jest teraz 21.00) dlatego, że wcześniej
wyłączyli prąd i te dwa moje akapity się skasowały... W każdym razie, wracam do opisywania końcówki
tego dnia.
Z
uczelni wyszłam razem z G., która powinna była wrócić razem z rokiem na swoje
zajęcia. Wtedy nie rozumiałam, dlaczego odprowadziła mnie aż do ulicy, ale
później doszłam do wniosku, że liczyła po cichu na spotkanie tego mojego
znajomego, który tak wpadł jej w oko. Niestety nie spotkała. Tylko ja
zobaczyłam się jeszcze później z K. i się pożegnaliśmy.
G.
jest świetną dziewczyną, tyle chociaż, że się z nią zawsze pośmieję. Każda
znajomość na początku jest dla ciebie niewiadomą, nigdy nie wiesz jak się ona
rozwinie, kiedy się ona zakończy. Nie wiem dlaczego, ale gdy wracałam do domu
busem pomyślałam o tym, co bym zrobiła, co bym powiedziała gdyby zadzwonił do
mnie p.? Rozpłakałabym się, wkurzyła? Pewnie i to i to. Potrafię ekspresywnie
okazać te emocje.
Wyjechali
po mnie rodzice, zrobiliśmy małe zakupy i przy okazji trochę im opowiedziałam o
tym, czego się na spotkaniu dowiedziałam.
Przypomniała
mi się nasza szeptana rozmowa z G.. Tak to jest z tego typu spotkaniami, że
omawiany temat w danym momencie może się zmienić o 180 stopni. Tak samo było i
tym razem, trafiło na politykę prorodzinną. Okazało się (dla mnie), że średnia
liczba dzieci przypadająca na małżeństwo to 1,3. Paradoksalnie ponad 2 razy
większa jest liczba dzieci, które ludzie chcieli by mieć, gdyby nie obecne
warunki ekonomiczne w Polsce – to dane z badań przeprowadzonych przez jakąś fundację.
G. zapytała mnie, jaka jest liczba dzieci, którą ja chciałabym posiadać –
oczywiście moja odpowiedź, bez wahani a to – 0. Trochę się zdziwiła;).
To
był naprawdę dobry dzień, cieszę się, że przeżyłam go tak, a nie inaczej. No
chociaż, co prawda, do gramatyki dalej nie zajrzałam… Za to jutro po gramatyce
wyklarowały mi się plany – idziemy z dziewczynami z samorządu do restauracji by
wykorzystać ten kupon. Nie mogę się tego doczekać, być może zwolnię się z 10
minut zajęć, by zdążyć na czas, ale to tylko dodatkowy plus. A więc biorę się
za siebie. Dam sobie radę na wfie, zaliczę kolokwium, poudzielam się na
zajęciach i wybiorę się do restauracji. To jest plan na jutro;).