Ok., ok., ogarniam się i piszę. Choć i tak dzisiaj nie
bardzo mam o czym. Koleżanki mnie dzisiaj wystawiły – sama byłam na uczelni.
Tyle chociaż, że szybko to minęło. Jakieś pół godziny zajęć z poetyki – mogłam się
bardziej postarać, ale i tak wyszło na to, że aż taka głupia, to nie jestem;).
Trzy godziny wykładu z romantyzmu – każdy marzy o tym by być sam na sam z panem
profesorem;). Właściwie to było chyba takie najdziwniejsze – zamknięci sami w Sali,
eehee. Tylko tyle, że wykład – dziś na tapecie był Słowacki zainteresował i
wciągnął mnie na tyle, że praktycznie się tym nie przejmowałam. Później leksyka
– musiałam przeglądać jakieś słowniki w czytelni, później omawiałyśmy je z
panią doktor w sali. Cóż, nie ma to jak przed 20 opuszczać uczelnię. A
słyszałam jeszcze głosy na sali gimnastycznej – ktoś jeszcze miał trening,
podziwiam.
Wyszłam
sobie na lajcie, kupiłam bilet na dworcu i wróciłam do domu. Ze stacji musiałam
iść pieszo – i jak to bywa z moją wybujałą wyobraźnią – zaczęła się popisać. A
co tam, raz mogę opisać jedną z takich swoich wyimaginowanych sytuacji.
Wracałam z tej stacji, pogoda, sami wiecie, nie najlepsza, choć na szczęście
nie padało, to było bardzo chłodno. Mijały mnie różne samochody. A co gdyby to
jechał na przykład jakiś mój znajomy z gimnazjum? I namówił mnie na wypad do
pizzeri (najbliższa to akurat w tamtą stronę z której wracałam)? I spotkałabym
także innych swoich starych znajomych, spędziłabym miło czas, wypiła to piwko,
a wcześniej zadzwoniłabym do mamy, że no cóż, jestem ze znajomymi w knajpie i
będę w domu później… Ah, dlaczego nie miałoby być to prawdą?
Tak.
Zanim wyszłam z domu oglądałam fragmenty „Ogniem i mieczem” – Michał Żebrowski
- <3. Przed zajęciami pierwszy raz w życiu wypłaciłam sobie pieniądze z
bankomatu, a potem za nie kupiłam sobie portfel. Taki elegancki – i niebieski i
w serduszka, więc bardzo mi się podoba. I to tyle bzdetek na dzisiaj. Do jutra.
xxx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz