Niedługo najprawdopodobniej nabawimy się totalnej
paranoi. Wczoraj w nocy naprawdę chciałam wyjść z domu i przejść się po
podwórku, by wszystko sprawdzić. Powstrzymałam się jednak. A jak będzie tej
nocy? Nie wiem.
Pisząc
o tym, że nie mam o czym pisać, bo nie prowadzę takiego życia, o jakim marzę po
raz kolejny będę się powtarzać. A i tak to tego nie zmieni.
Dziś
mama mnie zapytała o moją wizję firmy, w pierwszym momencie szczerze się
zdziwiłam. Jakaś inna wersja? Po co? Chodzi oczywiście o zakres działalności
firmy, bo sposób postępowania będzie na 100% inny.
Byłam
w szoku, gdy usłyszałam tatę mówiącego, że to ja najbardziej nadaję się do
kontaktów z pracownikami, bo nie odpuszczam. Bo tak trzeba, bo ludzie nie mogą
wchodzić na głowę. A ile razy wcześniej słyszałam od rodziców słowa krytyki – „jak
ty się zachowujesz?”… Wiem, że często przesadzałam, z drugiej strony moi
rodzice w swojej dobroci także przesadzali. Więc może złoty środek? Kompromis w
połowie drogi jednego i drugiego postępowania. To brzmi całkiem rozsądnie.
Doceniasz
to co miałeś, tak najbardziej, dopiero w momencie gdy to utracisz. Gdy był
sklep nie miałam problemu z tym, że skończył mi się antyperspirant, a co
dopiero nigdy nie brakowało mi pieniędzy na jakieś potrzebne kosmetyki. Nie
zauważałam tego, uważałam to za normalny stan rzeczy. A gdy pojawiali się
klienci często, traktowałam ich jako natrętów, którzy nie pozwalają mi
dokończyć książki, czy obejrzeć filmu. Owszem, ostatnio moje zachowanie bardzo
się zmieniło. Gdy zajęłam się swoim rozwojem osobistym, panowaniem nad
negatywnymi emocjami – to było całkiem niezłe ćwiczenie, oczywiście miałam
swoje porażki, swoje gorsze dni, ale to chyba jak każdy. W każdym razie
starałam się bardziej.
Nie
chcę liczyć ile dni już minęło od tego dnia. Wiem, że za półtora tygodnia
będzie to już miesiąc. I gdzie ten czas? Gdzie te dni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz