poniedziałek, 20 maja 2013

A little bit 'bout politics...



                Ten dzień zbliża się końcowi szybciej niż myślałam. Tak to już jest z tym naszym czasem. Nigdy nie zatrzyma się w miejscu, choćbyś o to błagał, nigdy też nie przyspieszy tempa. Tylko o czym ja sobie plotę? To nie tyle czas, który jest przecież jednostką stałą (względnie), ale to nasze jego odczucie. I tyle.
                Łacina minęła spokojnie – pisaliśmy kolokwium, pewnie nie zaliczyłam. Później poszłam sobie do sklepu, by kupić coś do jedzenia, potem poszłam z A. do lektorium. Cały ten czas rozglądałam się po uczelni za kimś, sama nie wiedziałam kim. Jednak znalazłam to, czego szukałam, takiego uczucia – kiedy wiesz, że masz znajomych, z którymi nieważne co możesz przez chwilę zamienić słowo. Pierwszy był B., który co prawda zrezygnował z pracy w samorządzie, ale trochę nam pomagał z tym wszystkim. Rozmawiałam z nim przy A., narzekał, że wyspał się dopiero w niedzielę, ja miałam trochę więcej szczęścia. Zresztą to była taka trochę śmieszna sytuacja, bo naprawdę nie spodziewałam się, że do mnie podejdzie – szłyśmy z A. korytarzem prowadzącym do biblioteki, on wchodził do uczelni, gdy mnie zobaczył machnął mi ręką, po kilku słowach rozstał się z jakąś koleżanką i podszedł pogadać ze mną przez chwilę. Byłam zaskoczona, ale nie oszukujmy się, na takie sytuacje właśnie dzisiaj liczyłam.
                Później, gdy wychodziłyśmy z A. z budynku, spotkałam po drodze Ż. szła z całą ekipą koleżanek, a mimo to także rzuciła do mnie kilka słów – dowiedziałam się, że w czwartek jej nie było, bo się rozchorowała. Gdy czekałyśmy na wykład z historii mediów przeszedł koło nas ten chłopak, któremu tak często podawałam piwo na biegu straceńca i też rzucił mi cześć z szerokim uśmiechem. To jednocześnie takie zwyczajne i nie.
                Zamiast jednak na wykład trafiłyśmy na panel dyskusyjny trzech lewicowych polityków (reprezentanci PPS, SLD i Ruchu Palikota), dzięki naszej pani prodziekan. Była tam i Ż., i chłopak od piwa, i E. i nawet C. – któremu na szczęście już oddałam voucher, więc mam to z głowy. Fajną sytuację miałam także z naszym panem doktorem, gdy siedziałam tak blisko przybliżył swoją twarz do mojej, że prawie się wystraszyłam :D. Kazał nam napisać esej, o tym jaki to zły jest Ruch Palikota. Przypadkowo także wpisałyśmy się na konkurs wiedzy o patronie naszej uczelni (dopiero teraz będziemy zaczynać obchodzić dni patrona, wcześniej takich nie było), zapowiada się ciekawie.
                W każdym razie spotkanie było bardzo ciekawe. Fajnie było obserwować C. i jego reakcje na co po niektóre wypowiedzi polityków. Mi to tam bez różnicy – jeśli chodzi o politykę, jestem raczej ignorantką. Choć nie w takim stopniu jak A., która nie wiedziała czy PiS to prawicowa czy lewicowa partia. Mi kiedyś prawica, lewica mieszały się trochę z opozycją, ale później ogarnęłam tę różnicę. Fajnie było także patrzeć na pana posła z SLD (oczywiście, że są to publiczne osoby i umieszczanie ich nazwisk nic by mi nie zaszkodziło, ale jakoś tak), który w stosunku do pana z PPS odnosił się z wielkim szacunkiem (fakt faktem – to jedna z najstarszych partii politycznych w Polsce, ale kogo obchodzi to, że będąca już dawno w mniejszości i nie kwalifikująca się w żadnych sondażach). Za to obydwaj często ignorowali pana z Ruchu Palikota, który po części sam się o to prosił.
                Ja tak sobie pomyślałam, że podziwiam tych ludzi, w końcu siedząc sobie we trzech – gdzie każdy jest jakby po trosze konkurentem dla siebie, wobec sali pełnej ludzi, chętnych do zadawania pytań i to do trudnych pytań. Ja po prostu uciekłabym gdzie pieprz rośnie, wystraszona takiej no, powiedzmy  sobie, odpowiedzialności. Ok., może i nawet kameralne grono, ale przecież tam nie wypowiadali się jako osoby prywatne, ale jako reprezentanci określonych partii z określonymi programami i to wobec środowiska akademickiego. Przecież panel prowadził nie byle kto, a doktor.
                Zauważyłam sobie, że większość wykładowców (co prawda nie wszyscy się z tym zdradzają) jest raczej pro-PiSowa, więc nie dziwiły mnie wcale kręcenia głową pani dziekan na niektóre wypowiedzi i inne takie. Ale mimo to szanuję tych ludzi – bo są otwarci na dyskusje. Mogli przecież wcale swojej sali nie udostępnić na tę okazję, mogli wcale się nie pojawić, prawda? A oni jeszcze chętnie przyprowadzili studentów na to spotkanie. Z drugiej strony, większość była tam po prostu dlatego, że musiała być. Ja akurat słuchałam wszystkiego bardzo uważnie, gdy wykładowca zadał panu z SLD ciężkie do przełknięcia pytanie z pełnym niedowierzania uśmiechem wpatrywałam się w polityka ciekawa w jaki to niby sposób on z tego wybrnie. Brawa dla niego, bo wcale od odpowiedzi nie uciekał i w pewnym stopniu nawet przyznał się do błędu. To było właśnie interesujące.
                Zastanawiam się też nad tym, jakie to dziwne, że ostatnio przez głowę przeszły mi takie słowa, które w hipotetycznej rozmowie miałabym wypowiedzieć w stronę polityka – to piękne słowa, proszę waszmości (ah, obejrzałam wczoraj Potop!), tylko dlaczego jeszcze żadna z partii tak na dobrą sprawę nie udowodniła, że zależy jej na szarym człowieku. Może z początku, przed wyborami, nowe partie są jeszcze pełne nadziei, nabuzowane chęcią wprowadzania głoszonych przezeń ideologii w czyn, ale później albo zaślepia je miłość do stanowiska i wolą się już nie wychylać, albo stwierdzają, że to jest za trudne, że nie ma się po co starać i w końcu rezygnują. Za to wpadają w grę pełną pustych słów, wydumanych problemów i błysku fleszy. Proszę udowodnić, że zależy wam na ludziach, wtedy macie mój głos. A ja jestem nikim ważnym by mówić komuś, co należy zrobić, jak to zrobić. Wiem, ze ważne są starania, kompromisy, nauka na błędach. Bądźmy ludźmi dla ludzi.
                Dziewczyny wyszły wcześniej z sali – jeszcze przed 13 (godziną skończenia naszych zajęć), ale to ich sprawa, ja wróciłam sobie sama na dworzec i do domu po skończonym panelu.
                Opowiadać o dzisiejszym deszczu? Chyba nie warto, bo przecież nie będę zamieniała dziennika w jakąś pogodową relację. W każdym razie jutro tez niech pada – wf przynajmniej będzie odbywał się na sali gimnastycznej. Eh.
                W porządku, to chyba tyle na dziś, choć o czymś jeszcze miałam wspomnieć. Ale to już nie dzisiaj. Do jutra. Trzymamy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!