czwartek, 9 maja 2013

Thursday actions...



               Wow, to był pierwszy czwartek, kiedy wszystkie z roku byłyśmy obecne na wszystkich zajęciach – od 11.30 do 19.30. „Mój dzień”, więc oczywiście jak mogłam, tak się udzielałam. Na pierwszych zajęciach z literatury powszechnej – wyłączyłam się, przyznaję się. Jednak nie na całe – jakąś notatkę przecież mam. W każdym razie głównie skupiłam się wtedy na pisaniu listu do MOPSu, dzisiaj jednak nie znajdę w sobie siły by go przepisać, więc odpuszczam na razie.
              
  Pamiętam, że wczoraj ostatnią rzeczą o jakiej wspominałam C. – pomagający mi ze stroną – to, to, że nie mam log’a własnej firmy. Obudziłam się dzisiaj po 6, co prawda ciężko mi było wstać, ale gdy wreszcie zebrałam się po jakiejś pół godzinie włączyłam komputer, ale wzięłam się właśnie za to logo. Jedna mała inspiracja z Google i – WOW. Nie wiedziałam, że potrafię coś takiego stworzyć. Znaczy się – ok., jest proste, żadnych wariacji, ale właśnie dlatego mi się podoba, jest czytelne – a to najważniejsze i wydaje mi się, że rzucające się w oczy. W każdym razie pozostaje tylko kwestia dopasowania kolorów, ale to zobaczymy co z tego wyjdzie.
                A gdy wreszcie w jakimś stopniu ogarnęłam się i zeszłam na dół – mama otworzyła okno wychodzące na sklep, wciąż jeszcze czuć ten okropny zapach spalenizny…
                Ah, a powtarzam sobie, że zaczynam blokować te wszystkie negatywne myśli i emocje, bo przecież to nic mi nie da. Dla samej siebie, dla rodzeństwa, dla rodziców – muszę się postarać, muszę działać. Już wiele razy to pisałam – unikać nieproduktywności. Jednak tym razem, o wiele więcej jest na szali. Zbyt dużo.
                Podobały mi się dzisiaj zajęcia z romantyzmu. Pan profesor stwierdził, że bardzo przyjemnie mu się ze mną rozmawia (chciał jakoś w ten sposób zachęcić do mówienia moje koleżanki, średnio mu się to udało). W każdym razie podoba mi się jedna rzecz – gdy się wypowiadałam i mi znienacka przerywał, przepraszał za to. A więc i studenta można szanować.
                A ja rozmawiać lubię, a o romantyzmie to już w ogóle. Tekst przeczytałam dopiero na uczelni (rozdział książki Janion o twórczości Mickiewicza), jednak zdołałam wyłapać najważniejsze rzeczy. Za każdym razem, gdy wykładowca przyznawał mi rację, moje ego wzrastało. Potem jednak wyszłam z sali i stwierdziłam, że jestem głupia. Bo np. wspomniałam o czymś, co nie bardzo się wpasowywało w temat (już nawet konkretnie nie pamiętam…). Ale z drugiej strony… Profesor chcąc coś udowodnić posiłkował się cytatem z Pisma Świętego (chodziło o Koło Sprawy Bożej Towiańskiego, więc jak najbardziej zasadnie). Potem znów udowadnialiśmy jakąś tezę, nieśmiało profesorowi wtrąciłam inny cytat z biblii „Pierwsi będą ostatnimi, ostatni będą pierwszymi”. I to naprawdę tak doskonale pasowało, że wewnętrzne ego puchło z dumy ;d.
                Nie podoba mi się to co piszę, to znaczy te akapity, składnia zdań, przecież to się nie trzyma logicznej całości. Ah tak, zawsze mogę wciskać kit, że to dziennik pisany strumieniem świadomości. Logiczny porządek zdarzeń zastępuje asocjacja, wolny ciąg skojarzeń. A nie wiem.
Taylor Swift – 22 (jakoś tak nieświadomie chodziła mi ta piosenka po głowie cały dzień).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!