środa, 23 października 2013

Ogarnąć swoją grubą dupę...

Piszę, piszę, bo co mi szkodzi? Jakoś przetrwałam ten dzień, jedynym wnioskiem z dnia spędzonego na uczelni, jest to, że powinnam bardziej się starać, więcej od siebie wymagać. Czy pracuję więcej niż dziewczyny? Nie wiem, trudno powiedzieć. Wiem trochę więcej, to fakt. Jakoś tak potrafię się wbić w rytm rozmowy z wykładowcą, wiem o co chodzi. Ale poza tym…?
                Marzenia nie będą pracować, jeśli ty tego nie zrobisz. Już późno, więc potraktuję to jako taki roboczy cytat. Bo oprócz myśli, pozytywnego nastawienia liczy się nasze działanie, a nie jedzenie cholernego bsmarta. Czasem zdarzy mi się nie wyrobić, nie wziąć nic do jedzenia, ale to wcale nie oznacza, że mam się zapychać śmieciowym jedzeniem prawda? No i potrzebuję ćwiczyć. Ogarnąć swoją grubą dupę, nie użalać się nad sobą i działać. No właśnie.

Kindla – Z kimś takim jak ty

wtorek, 22 października 2013

Tak, jestem monotematyczna...

Już któryś raz zastanawiam się nad tym, czy nie zacząć prowadzić swoistego rodzaju pamiętnika. Miejsca, w którym opisywałabym swoje fantazje, sny, rozmowy. Ah, tyle tego, a jestem tylko dziewicą… Nie wiem czy zdecydowałabym się na to o czym tak chętnie piszę, może z facetem, który zdobył, udowodnił, że mogę mu kompletnie ufać. Ale tak…? Raczej nie.
                Ok., wrócę choćby na chwilę do rzeczywistości. Jestem zmęczona, choć wcale nie powinnam – dzisiaj de facto tylko dwoje zajęć, ale to rozbicie ich w czasie po prostu utrudnia życie, może za dwa tygodnie uda nam się mieć zajęcia wcześniej – ale czy to wyjdzie?
                Jutro – wstaję o 5, by jechać pociągiem po 6… Bardzo zachęcająca perspektywa, nie ma co. Właściwie dobrze, że sobie o tym przypomniałam – chociaż sprawdzę, o której ten pociąg zajeżdża na stację… 6.27. Muszę wyjść z domu o 6. Cool.

                Wstawiam taki obrazek, tak, jestem monotematyczna. :’(

niedziela, 20 października 2013

Powtarzam sobie, że nic na siłę...

Wchodzę na te różne dziwne, dzikie czaty i szukam szczęścia. Z naprawdę miernym skutkiem. Powtarzam sobie, że nic na siłę, i nawet gdy dochodzi coś do czegoś, to zmykam, nie zgadzam się na spotkanie. Chociaż o czym ja piszę, w sieci już daawno nie spotkałam nikogo konkretnego. Powinnam porzucić ten temat, dać spokój. Czekać. Działać.
                Trafiłam ostatnio na funskanie po raz kolejny na chłopaka, z którym chodziłam do klasy przez podstawówkę i gimnazjum. Gdy jakoś wcześniej z nim pisałam szukał dziewczyny po to, by móc się ustatkować. Nie powiem, zrobiło to na mnie wrażenie. A w piątek? Chyba musiał się rozczarować, skoro pisał mi nawet (zanim się sobie wyjaśniliśmy) o tym, że ma numery do dziewczyn, do których jedzie się tylko po jedno. Spoko. Tak też można. A ja jestem wielką naiwniaczką, czekającą na więcej. Zresztą tak właściwie, to gdzie miałabym kogoś spotkać? Przy komputerze? Świetny sposób, by znaleźć sobie kolejnego nerda, któremu z góry podziękuję.
                Wolę jednak wciąż żywić się tą nadzieją, niż skończyć jako jakaś „cizia”. Gdzie tu szacunek dla samej siebie? To już wolałabym zostać dziewicą do końca życia. Albo nie. Mogłabym zostać właśnie taką kobietą wyzwoloną, czemu nie? Szkoda tylko, że wciąż mieszkam z rodzicami. Hahahaha, ale pierdolę głupoty.
                Ah, siedzę na łóżku z laptopem na kolanach i śmieję się jak głupia. Z tego obrazka obok też.
                Z jednej strony potrzeby fizyczne – to takie prymitywne i szczerze pisząc, w świetle dnia rzadko o tym myślę. Wkracza tu chyba jakiś rodzaj pruderii. Z drugiej strony potrzeba zwyczajnej czułości – dlaczego mam się do tego nie przyznawać? Byłoby cudownie wiedzieć, że kogoś jeszcze obchodzą drobnostki związane ze mną, np. to jak się czuję, czy coś w tym stylu.
                Dobijam się, a powinnam tego unikać. Uśmiech. Nawet przez łzy. Wyłączę tego laptopa i poczytam „Próchno” W. Berenta. Akurat kawałek dobrej młodopolskiej poetyckiej prozy, to akurat to, czego mi potrzeba.

Katy Perry – Unconditionally

wtorek, 15 października 2013

Chciałabym by stało się to tak po prostu.

                 
               Jakoś udało mi się dzisiaj przeżyć. Tak właściwie, to nawet nie było tak źle. Dowiedziałam się na przykład, że seminarium zaczynające się w przyszłym semestrze będziemy miały z doktor, która jest bardziej wymagająca niż profesor, która wcześniej miała nas prowadzić. Co prawda będę chciała jeszcze potwierdzić tę informację, ale to dopiero wtedy, gdy będę miała po temu okazję, bo przecież nie będę z taką błahostką (haha) leciała do sekretariatu. Tym bardziej, że do letniego semestru jest jeszcze duuużo czasu.
                Może napiszę jeszcze o zajęciach z panią O., która po wakacjach awansowała na profesorkę (jest po habilitacji). Próbuje ona uchodzić za skromną osobę, ale moim (skromnym) zdaniem jej to po prostu nie wychodzi. W każdym razie okazuje się, że pomimo tego iż jest prawdziwą artystką, to naprawdę umie mocno stąpać po ziemi. Nic, tylko podziwiać, naprawdę. To, że dane mi było poznać profesor O. jest po prostu niewiarygodne. Dziś jako jedyna na zajęciach z literatury powszechnej miałam informacje znaczące dla interpretacji moich tekstów. Do tego zostałam pochwalona za piękną interpretację (czyt. Recytację) „Ariona” Puszkina.
                Ah! Odnośnie seminarium jeszcze. Doktor zapytała nas (zostałam na zajęciach tylko ja i B.) o to, czy myślimy już nad tematem swojej pracy. Oczywiście ja się wyrwałam, że owszem – chciałabym pisać o zadaniach literatury, tylko jeszcze nie wiem w jakiej formie. Pani doktor tak się ucieszyła, że wcale się nie zdziwię (B. także), jeśli jutro pojawi się na zajęciach z jakimiś materiałami czy pytaniami dla mnie. A może przesadzam? W każdym razie zobaczymy.
                Tata jest do piątku na wyjeździe, trochę tak pusto. Jednak wszyscy się cieszymy, że jest praca! To ważne i na wielki plus. Wiele spraw sobie ostatnio przemyślałam i teraz będę zwracała o wiele większą uwagę na wdzięczność, na radość z tego co mam. A mam tak wiele! Zdrową rodzinę, małego pieska, firmę, studia, mam co zjeść i w co się ubrać. Więc nie będę narzekać. Powinnam się bardziej starać.
                Na fb. Założyłam profil „Pozbywam się zbędnych kilogramów”, mam nadzieję wreszcie to osiągnąć. Za długo z tym zwlekam i to odkładam. A przecież to takie proste.
                Spotkałam się dziś na uczelni z I. – rozwieszał po uczelni plakaty dotyczące ubezpieczenia., ale chyba nie bardzo chciał ze mną gadać :D.
                Zastanawia mnie również zdanie z mojego tygodniowego horoskopu – „W miłości czeka cię przypadkowe spotkanie, które już wkrótce odmieni całe twoje życie”. Cóż, nie miałabym nic przeciwko. Chciałabym by stało się to tak po prostu. Oszałamiająca, wielka, romantyczna miłość, która potrafi przetrwać wszystko (więc nie do końca w epokowym sensie romantyczna;) ). Wizualizacja i sen.

Avril Lavigne – Let me go (with Chad Kroeger) KOCHAM! <3

sobota, 12 października 2013

Dlaczego moje życie nie wygląda inaczej?

Czy ja w ogóle wiem czego chcę od życia? Niby wiem, tylko z tego nic nie wynika. Budynek sam się nie odbuduje, facet nie pojawi się znienacka u mojego boku. Bezsens. Czuję się źle ze sobą, nie wiem z czego to wynika. Nic nie wiem.
                Sprzątałam dzisiaj w sklepie. Nie zrobiłam wszystkiego, poddałam się na dziś. W pewnej chwili po prostu usiadłam przy biurku i bezradnie wpatrywałam się w regały. Czasem wydaje się, że jeśli coś minęło, że jeśli coraz rzadziej o tym myślisz to w jakiś niewytłumaczalny, absurdalny sposób się z tym pogodziłaś. A potem przychodzi jedna mała chwila, kiedy dociera do ciebie potworność tego, co się stało. Zanim się zorientujesz łzy stają ci w oczach, a jeszcze mniej brakuje by spłynęły po twarzy. Wtedy rozumiesz, że choć żyjesz z dnia na dzień, zdawałoby się normalnie, to wciąż przeżywasz stratę... Po prostu tak się czułam.
                Później zjadłam obiad z mamą i siostrą, oglądałyśmy też jakiś film z Perłą, która przechodziła z rąk do rąk;). Taki mały psiak, a tyle radości…
                Jestem zmęczona, ziewam już na całego. A mimo to wciąż mam otwarty ten plik, z nadzieją, że może jednak spłynie na mnie jakieś światło oświecenia i zrozumiem co jest ze mną nie tak. Dlaczego moje życie nie wygląda inaczej?

Doda – Wkręceni.

piątek, 11 października 2013

Ten miś to ja.

A bo mi się nie chce. Tak totalnie. Jestem zmęczona. Właśnie skończyłam ściągać nowe odcinki NCIS i NCIS: LA, za chwilę pójdę się myć i zamierzam je oglądać. A teraz stukam w tę biedną klawiaturę i klikam „replay” przy piosence – która jak zwykle znajdzie się na końcu postu.
                Busa miałam po 10.10, a wstałam o 9.30 – można? Można. Nawet zdążyłam się umalować – w co przez chwilę wątpiłam. No właśnie, bo nie wspominałam o tym. Skończył się pierwszy rok, skończył się wf, a ja zaczęłam się malować na uczelnię ;). Dla kogoś czy dla samej siebie – tego nie wiem. Ale zupełnie inaczej się czuję, zupełnie inaczej wyglądam.
                Dzisiaj spotkanie z Samorządem – nie trwało tak długo. Nawet się zdziwiłam, bo C. posłuchał mojej propozycji – by popytać ludzi, co chcieliby na juwenalia na fb. Jakiś odezw jest ;). O I. choćbym chciała, to nie mam co pisać;). Po prostu – uciekłam, hehe;).
                Znów zalogowałam się na funskanie. Bez sensu.
                Nie zmuszam się do pisania. Ten miś z obrazka – to ja.

Michael Weatherly – Under the Sun.

środa, 9 października 2013

Niby wiele się działo, a właściwie to nic.

Wypadałoby coś wreszcie napisać. Pochwalić się cudownym chłopakiem, świetnymi wynikami na studiach, no po prostu niesamowitym rozwojem firmy i świetną współpracą z samorządem. Tak, tak… Ale to jeszcze nie teraz;) Póki co powoli ogarniam i wprawiam się w rytm studiowania. Firma, bez rodziców na pewno by nie funkcjonowała. Dziś zapłaciłam ZUS – w ogóle co drugi wieczór mama przychodzi do mnie i robimy przelewy. Jakoś to się kręci. W poniedziałek rodzice przywieźli kilka regałów do sklepu, więc to także trochę lepiej wygląda. Powoli, powoli. Nie ma co się poddawać negatywnym wpływom. O nie, od tego się totalnie odcinam.
                Czekam aż się zwolni łazienka – planuję wyłączyć laptopa, umyć się i poczytać „Pollyannę” przed snem – na zajęcia z literatury popularnej. Haha, trudno mi sobie wyobrazić jakiegokolwiek faceta czytającego tę książkę :D.
                Jakoś tak nie układałam sobie dzisiaj w głowie, o czym miałabym napisać w dzienniku. Niby wiele się działo, a właściwie to nic. Wróciłam do domu busem z N., rozmawiamy praktycznie całe pół godziny w  tym busie. Nawet z I. się dogaduję. A A.? A. ostatnio jakoś tak inaczej się zachowuje, a może to ja inaczej patrzę na jej zachowanie. Sama nie wiem.
                Coraz bardziej poważnie myślę o emigracji stąd. Oczywiście nie teraz, czy też nie za rok. Ale za pięć lat? Kto wie? Może wcale nie będę robić magisterium, a może wyląduję z doktoratem? Ha! Zaczynam inaczej myśleć, chcę poszukać czegoś na czym będę mogła zarobić, wybić się, realizować. Może to pisarstwo? Tylko na pewno będę inaczej podchodzić do tego, gdy zaczną mi za to płacić, niż w tej chwili. Czy byłabym gotowa zaryzykować? Nie wiem, czy to co piszę, to jak piszę, jest chociażby w małym stopniu wartościowe, poprawne. Nie mam pojęcia, czy dobrze się to czyta. Skąd mogę to wiedzieć?

Bednarek – Cisza.

niedziela, 6 października 2013

I'm a mess.



                Od chwili gdy posegregowałam folder z muzyką na gatunki, najczęstszy, który odtwarzam to „alternative rock”, nie, nie dlatego, że alfabetycznie wypada pierwszy. Po prostu jakoś tak wpisuje się ostatnio w mój nastrój muzyka z tego gatunku. Ah, te inwersje, ale nie chcę mi się już poprawiać zdania.
               
Wczoraj, wczoraj… Co to był za dzień! A właściwie tylko wieczór, no ale nigdy w życiu nie pomyślałabym, że będę u C. (przewodniczącego mojego samorządu). (!!!) Wstawił on na fb post, że odda lodówkę, zaśmiałam się do mamy, że może taką potrzebuje (tak się składa, że nasza jest całkiem dobra), a mama się tematem zainteresowała, bo wujek (mieszkający po sąsiedzku) ma swoją w kiepskim stanie, i tak od słowa do słowa, po półtorej godzinie wsiadłam do jumpera z tatą i mamą i ruszyliśmy do kochanego miasta. Co mogę napisać? Wjazd na podwórko ma tragicznie wąski – na szczęście mój tata umie prowadzić samochód. Dziwiłam się, że C. o tej porze jest w domu, a nie np. wędruje po pubach. W każdym razie lodówkę załadowaliśmy. Zdziwiłam się, że zapytał czy ”pozbieraliśmy się po tamtym”, że w ogóle pamiętał. No i pamiętał o mojej pracy na juwenaliach. Takie błahostki, na pewno nie ma w tym żadnego sensu bym bardziej rozpisywała się na ten temat. Ważne, że wujek jest zadowolony z lodówki.
                A poza tym wegetuję przy komputerze. Nie chce mi się czytać Sienkiewicza, ani opracowywać notatek. Zero weny by to zrobić. Wtorkową przerwę między zajęciami muszę wykorzystać  na szperanie w bibliotece, by na zajęciach nie zrobić z siebie idiotki. Ah, no i muszę to konto w Millenium zlikwidować, a założyć w BGŻ.
                Niedziela minęła szybko. Do „kościółka” jak zwykle nie poszłam. Nie mam takiej potrzeby. Ale skoro tam nie chodzę, to chociaż powinnam się ogarnąć i działać, a nie wsiąkać przed komputerem. Tylko, że jestem zła na siebie dopiero teraz. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, jak zwykle.
                W każdym razie to był dobry. Jutro będzie kolejnym takim dniem.
The Rasmus – I’m a mess.

Zapraszam!