Piszę, piszę, bo co mi szkodzi? Jakoś przetrwałam ten
dzień, jedynym wnioskiem z dnia spędzonego na uczelni, jest to, że powinnam
bardziej się starać, więcej od siebie wymagać. Czy pracuję więcej niż
dziewczyny? Nie wiem, trudno powiedzieć. Wiem trochę więcej, to fakt. Jakoś tak
potrafię się wbić w rytm rozmowy z wykładowcą, wiem o co chodzi. Ale poza tym…?
Marzenia
nie będą pracować, jeśli ty tego nie zrobisz. Już późno, więc potraktuję to
jako taki roboczy cytat. Bo oprócz myśli, pozytywnego nastawienia liczy się
nasze działanie, a nie jedzenie cholernego bsmarta. Czasem zdarzy mi się nie
wyrobić, nie wziąć nic do jedzenia, ale to wcale nie oznacza, że mam się
zapychać śmieciowym jedzeniem prawda? No i potrzebuję ćwiczyć. Ogarnąć swoją
grubą dupę, nie użalać się nad sobą i działać. No właśnie.
Już któryś raz zastanawiam się nad tym, czy nie zacząć
prowadzić swoistego rodzaju pamiętnika. Miejsca, w którym opisywałabym swoje
fantazje, sny, rozmowy. Ah, tyle tego, a jestem tylko dziewicą… Nie wiem czy
zdecydowałabym się na to o czym tak chętnie piszę, może z facetem, który
zdobył, udowodnił, że mogę mu kompletnie ufać. Ale tak…? Raczej nie.
Ok.,
wrócę choćby na chwilę do rzeczywistości. Jestem zmęczona, choć wcale nie
powinnam – dzisiaj de facto tylko dwoje zajęć, ale to rozbicie ich w czasie po
prostu utrudnia życie, może za dwa tygodnie uda nam się mieć zajęcia wcześniej –
ale czy to wyjdzie?
Jutro
– wstaję o 5, by jechać pociągiem po 6… Bardzo zachęcająca perspektywa, nie ma
co. Właściwie dobrze, że sobie o tym przypomniałam – chociaż sprawdzę, o której
ten pociąg zajeżdża na stację… 6.27. Muszę wyjść z domu o 6. Cool.
Wstawiam
taki obrazek, tak, jestem monotematyczna. :’(
Wchodzę na te różne dziwne, dzikie czaty i szukam
szczęścia. Z naprawdę miernym skutkiem. Powtarzam sobie, że nic na siłę, i
nawet gdy dochodzi coś do czegoś, to zmykam, nie zgadzam się na spotkanie.
Chociaż o czym ja piszę, w sieci już daawno nie spotkałam nikogo konkretnego.
Powinnam porzucić ten temat, dać spokój. Czekać. Działać.
Trafiłam
ostatnio na funskanie po raz kolejny na chłopaka, z którym chodziłam do klasy
przez podstawówkę i gimnazjum. Gdy jakoś wcześniej z nim pisałam szukał
dziewczyny po to, by móc się ustatkować. Nie powiem, zrobiło to na mnie
wrażenie. A w piątek? Chyba musiał się rozczarować, skoro pisał mi nawet (zanim
się sobie wyjaśniliśmy) o tym, że ma numery do dziewczyn, do których jedzie się
tylko po jedno. Spoko. Tak też można. A ja jestem wielką naiwniaczką, czekającą
na więcej. Zresztą tak właściwie, to gdzie miałabym kogoś spotkać? Przy
komputerze? Świetny sposób, by znaleźć sobie kolejnego nerda, któremu z góry
podziękuję.
Wolę
jednak wciąż żywić się tą nadzieją, niż skończyć jako jakaś „cizia”. Gdzie tu
szacunek dla samej siebie? To już wolałabym zostać dziewicą do końca życia.
Albo nie. Mogłabym zostać właśnie taką kobietą wyzwoloną, czemu nie? Szkoda
tylko, że wciąż mieszkam z rodzicami. Hahahaha, ale pierdolę głupoty.
Ah,
siedzę na łóżku z laptopem na kolanach i śmieję się jak głupia. Z tego obrazka
obok też.
Z
jednej strony potrzeby fizyczne – to takie prymitywne i szczerze pisząc, w
świetle dnia rzadko o tym myślę. Wkracza tu chyba jakiś rodzaj pruderii. Z
drugiej strony potrzeba zwyczajnej czułości – dlaczego mam się do tego nie
przyznawać? Byłoby cudownie wiedzieć, że kogoś jeszcze obchodzą drobnostki
związane ze mną, np. to jak się czuję, czy coś w tym stylu.
Dobijam
się, a powinnam tego unikać. Uśmiech. Nawet przez łzy. Wyłączę tego laptopa i
poczytam „Próchno” W. Berenta. Akurat kawałek dobrej młodopolskiej poetyckiej
prozy, to akurat to, czego mi potrzeba.
Jakoś udało mi się dzisiaj przeżyć. Tak właściwie, to
nawet nie było tak źle. Dowiedziałam się na przykład, że seminarium zaczynające
się w przyszłym semestrze będziemy miały z doktor, która jest bardziej wymagająca
niż profesor, która wcześniej miała nas prowadzić. Co prawda będę chciała
jeszcze potwierdzić tę informację, ale to dopiero wtedy, gdy będę miała po temu
okazję, bo przecież nie będę z taką błahostką (haha) leciała do sekretariatu.
Tym bardziej, że do letniego semestru jest jeszcze duuużo czasu.
Może
napiszę jeszcze o zajęciach z panią O., która po wakacjach awansowała na
profesorkę (jest po habilitacji). Próbuje ona uchodzić za skromną osobę, ale
moim (skromnym) zdaniem jej to po prostu nie wychodzi. W każdym razie okazuje
się, że pomimo tego iż jest prawdziwą artystką, to naprawdę umie mocno stąpać
po ziemi. Nic, tylko podziwiać, naprawdę. To, że dane mi było poznać profesor O.
jest po prostu niewiarygodne. Dziś jako jedyna na zajęciach z literatury
powszechnej miałam informacje znaczące dla interpretacji moich tekstów. Do tego
zostałam pochwalona za piękną interpretację (czyt. Recytację) „Ariona”
Puszkina.
Ah!
Odnośnie seminarium jeszcze. Doktor zapytała nas (zostałam na zajęciach tylko
ja i B.) o to, czy myślimy już nad tematem swojej pracy. Oczywiście ja się
wyrwałam, że owszem – chciałabym pisać o zadaniach literatury, tylko jeszcze
nie wiem w jakiej formie. Pani doktor tak się ucieszyła, że wcale się nie
zdziwię (B. także), jeśli jutro pojawi się na zajęciach z jakimiś materiałami
czy pytaniami dla mnie. A może przesadzam? W każdym razie zobaczymy.
Tata
jest do piątku na wyjeździe, trochę tak pusto. Jednak wszyscy się cieszymy, że
jest praca! To ważne i na wielki plus. Wiele spraw sobie ostatnio przemyślałam
i teraz będę zwracała o wiele większą uwagę na wdzięczność, na radość z tego co
mam. A mam tak wiele! Zdrową rodzinę, małego pieska, firmę, studia, mam co
zjeść i w co się ubrać. Więc nie będę narzekać. Powinnam się bardziej starać.
Na
fb. Założyłam profil „Pozbywam się zbędnych kilogramów”, mam nadzieję wreszcie
to osiągnąć. Za długo z tym zwlekam i to odkładam. A przecież to takie proste.
Spotkałam
się dziś na uczelni z I. – rozwieszał po uczelni plakaty dotyczące
ubezpieczenia., ale chyba nie bardzo chciał ze mną gadać :D.
Zastanawia
mnie również zdanie z mojego tygodniowego horoskopu – „W
miłości czeka cię przypadkowe spotkanie, które już wkrótce odmieni całe twoje
życie”. Cóż, nie miałabym nic przeciwko. Chciałabym by stało się to tak po prostu.
Oszałamiająca, wielka, romantyczna miłość, która potrafi przetrwać wszystko
(więc nie do końca w epokowym sensie romantyczna;) ). Wizualizacja i sen.
Avril
Lavigne – Let me go (with Chad Kroeger) KOCHAM! <3
Czy ja w ogóle wiem czego chcę od życia? Niby wiem, tylko
z tego nic nie wynika. Budynek sam się nie odbuduje, facet nie pojawi się
znienacka u mojego boku. Bezsens. Czuję się źle ze sobą, nie wiem z czego to
wynika. Nic nie wiem.
Sprzątałam
dzisiaj w sklepie. Nie zrobiłam wszystkiego, poddałam się na dziś. W pewnej
chwili po prostu usiadłam przy biurku i bezradnie wpatrywałam się w regały. Czasem
wydaje się, że jeśli coś minęło, że jeśli coraz rzadziej o tym myślisz to w
jakiś niewytłumaczalny, absurdalny sposób się z tym pogodziłaś. A potem
przychodzi jedna mała chwila, kiedy dociera do ciebie potworność tego, co się
stało. Zanim się zorientujesz łzy stają ci w oczach, a jeszcze mniej brakuje by
spłynęły po twarzy. Wtedy rozumiesz, że choć żyjesz z dnia na dzień, zdawałoby
się normalnie, to wciąż przeżywasz stratę... Po prostu tak się czułam.
Później
zjadłam obiad z mamą i siostrą, oglądałyśmy też jakiś film z Perłą, która
przechodziła z rąk do rąk;). Taki mały psiak, a tyle radości…
Jestem
zmęczona, ziewam już na całego. A mimo to wciąż mam otwarty ten plik, z
nadzieją, że może jednak spłynie na mnie jakieś światło oświecenia i zrozumiem
co jest ze mną nie tak. Dlaczego moje życie nie wygląda inaczej?
A bo mi się nie chce. Tak totalnie. Jestem zmęczona.
Właśnie skończyłam ściągać nowe odcinki NCIS i NCIS: LA, za chwilę pójdę się
myć i zamierzam je oglądać. A teraz stukam w tę biedną klawiaturę i klikam „replay”
przy piosence – która jak zwykle znajdzie się na końcu postu.
Busa
miałam po 10.10, a wstałam o 9.30 – można? Można. Nawet zdążyłam się umalować –
w co przez chwilę wątpiłam. No właśnie, bo nie wspominałam o tym. Skończył się
pierwszy rok, skończył się wf, a ja zaczęłam się malować na uczelnię ;). Dla
kogoś czy dla samej siebie – tego nie wiem. Ale zupełnie inaczej się czuję,
zupełnie inaczej wyglądam.
Dzisiaj
spotkanie z Samorządem – nie trwało tak długo. Nawet się zdziwiłam, bo C.
posłuchał mojej propozycji – by popytać ludzi, co chcieliby na juwenalia na fb.
Jakiś odezw jest ;). O I. choćbym chciała, to nie mam co pisać;). Po prostu –
uciekłam, hehe;).
Znów
zalogowałam się na funskanie. Bez sensu.
Nie
zmuszam się do pisania. Ten miś z obrazka – to ja.
Wypadałoby coś wreszcie napisać. Pochwalić się cudownym
chłopakiem, świetnymi wynikami na studiach, no po prostu niesamowitym rozwojem
firmy i świetną współpracą z samorządem. Tak, tak… Ale to jeszcze nie teraz;)
Póki co powoli ogarniam i wprawiam się w rytm studiowania. Firma, bez rodziców
na pewno by nie funkcjonowała. Dziś zapłaciłam ZUS – w ogóle co drugi wieczór
mama przychodzi do mnie i robimy przelewy. Jakoś to się kręci. W poniedziałek
rodzice przywieźli kilka regałów do sklepu, więc to także trochę lepiej
wygląda. Powoli, powoli. Nie ma co się poddawać negatywnym wpływom. O nie, od
tego się totalnie odcinam.
Czekam
aż się zwolni łazienka – planuję wyłączyć laptopa, umyć się i poczytać „Pollyannę”
przed snem – na zajęcia z literatury popularnej. Haha, trudno mi sobie
wyobrazić jakiegokolwiek faceta czytającego tę książkę :D.
Jakoś
tak nie układałam sobie dzisiaj w głowie, o czym miałabym napisać w dzienniku.
Niby wiele się działo, a właściwie to nic. Wróciłam do domu busem z N.,
rozmawiamy praktycznie całe pół godziny w
tym busie. Nawet z I. się dogaduję. A A.? A. ostatnio jakoś tak inaczej
się zachowuje, a może to ja inaczej patrzę na jej zachowanie. Sama nie wiem.
Coraz
bardziej poważnie myślę o emigracji stąd. Oczywiście nie teraz, czy też nie za
rok. Ale za pięć lat? Kto wie? Może wcale nie będę robić magisterium, a może
wyląduję z doktoratem? Ha! Zaczynam inaczej myśleć, chcę poszukać czegoś na
czym będę mogła zarobić, wybić się, realizować. Może to pisarstwo? Tylko na
pewno będę inaczej podchodzić do tego, gdy zaczną mi za to płacić, niż w tej
chwili. Czy byłabym gotowa zaryzykować? Nie wiem, czy to co piszę, to jak
piszę, jest chociażby w małym stopniu wartościowe, poprawne. Nie mam pojęcia,
czy dobrze się to czyta. Skąd mogę to wiedzieć?
Od
chwili gdy posegregowałam folder z muzyką na gatunki, najczęstszy, który
odtwarzam to „alternative rock”, nie, nie dlatego, że alfabetycznie wypada
pierwszy. Po prostu jakoś tak wpisuje się ostatnio w mój nastrój muzyka z tego
gatunku. Ah, te inwersje, ale nie chcę mi się już poprawiać zdania.
Wczoraj,
wczoraj… Co to był za dzień! A właściwie tylko wieczór, no ale nigdy w życiu
nie pomyślałabym, że będę u C. (przewodniczącego mojego samorządu). (!!!)
Wstawił on na fb post, że odda lodówkę, zaśmiałam się do mamy, że może taką
potrzebuje (tak się składa, że nasza jest całkiem dobra), a mama się tematem
zainteresowała, bo wujek (mieszkający po sąsiedzku) ma swoją w kiepskim stanie,
i tak od słowa do słowa, po półtorej godzinie wsiadłam do jumpera z tatą i mamą
i ruszyliśmy do kochanego miasta. Co mogę napisać? Wjazd na podwórko ma
tragicznie wąski – na szczęście mój tata umie prowadzić samochód. Dziwiłam się,
że C. o tej porze jest w domu, a nie np. wędruje po pubach. W każdym razie
lodówkę załadowaliśmy. Zdziwiłam się, że zapytał czy ”pozbieraliśmy się po
tamtym”, że w ogóle pamiętał. No i pamiętał o mojej pracy na juwenaliach. Takie
błahostki, na pewno nie ma w tym żadnego sensu bym bardziej rozpisywała się na
ten temat. Ważne, że wujek jest zadowolony z lodówki.
A
poza tym wegetuję przy komputerze. Nie chce mi się czytać Sienkiewicza, ani
opracowywać notatek. Zero weny by to zrobić. Wtorkową przerwę między zajęciami
muszę wykorzystaćna szperanie w
bibliotece, by na zajęciach nie zrobić z siebie idiotki. Ah, no i muszę to
konto w Millenium zlikwidować, a założyć w BGŻ.
Niedziela
minęła szybko. Do „kościółka” jak zwykle nie poszłam. Nie mam takiej potrzeby.
Ale skoro tam nie chodzę, to chociaż powinnam się ogarnąć i działać, a nie
wsiąkać przed komputerem. Tylko, że jestem zła na siebie dopiero teraz.
Wcześniej mi to nie przeszkadzało, jak zwykle.
W
każdym razie to był dobry. Jutro będzie kolejnym takim dniem.