poniedziałek, 30 września 2013

Jestem tylko kimś, kto się przypomina, gdy czegoś potrzeba.



Tak sobie przeglądam swoje wpisy. Tylko 22 strony zapisane od moich urodzin. To bardzo mało. Mam nadzieję to nadrobić, pozostaje mi tylko działać w tym kierunku.
                Tylko aby pisać, trzeba mieć o czym. Coś musi się dziać. Bo przecież nie wyimaginuję sobie zgranej paczki przyjaciół i przygód razem przeżywanych. Miejsce na takie historie znajduje się w innych plikach ;), a nie tutaj.
                Właśnie dogaduję się z A. – pyta, o której przyjadę. Cóż, będę w mieście po 8, bo innego dojazdu nie mam, a nie zapowiada się bratu, czy tacie taki wypad, by mnie podrzucić po drodze.
                Może wyjdę na wredną, ale oto zaczyna się rok akademicki i proszę bardzo – mam o czym rozmawiać z A. Przydałoby się nabrać trochę dystansu do takich osób. Tylko ciekawe, czy za miesiąc, wciąż będę pamiętała o tej myśli. To dziwne, jak w pewnych względach nie potrafię o czymś zapomnieć, czegoś przetrawić, a inne rzeczy całkowicie mi umykają i gdyby nie zapis ich w dzienniku, to już nigdy bym nie zwróciła na to uwagi? A. przyjeżdża o tej samej godzinie, ale idzie do siostry – ze mną spotka się dopiero po 9, czyli tuż przed zajęciami. Ok., nie potrzebuję niańki, ale może byśmy pogadały, skoro nie widziałyśmy się całe wakacje? Nie, nie ma takiej potrzeby. Przecież ja jestem tylko kimś, kto się przypomina, gdy czegoś potrzeba.
                Właśnie ładuję sobie mp4. Będę się mogła jutro od wszystkiego odciąć. Boże, dziękuję Ci za muzykę.
Snow Patrol – Chasing Cars.

niedziela, 29 września 2013

Optymizm.

                Powoli przygotowuję się do roku akademickiego. Tutaj małe zakupy (sweter, jeansy, bielizna), tutaj małe porządki na biurku, a jutro planuję zrobić porządek w szafie. To dopiero wyzwanie ;). Do 1 października jestem nastrojona tak pozytywnie, jak to tylko możliwe. Wreszcie będę spędzała więcej czasu poza domem, może wreszcie spotkam się z chłopakiem, z którym piszemy na gg (uczęszcza na tę samą uczelnię), Samorząd Studencki – cóż, lubię tych ludzi. A nauka w tej chwili nie wydaje mi się jakaś straszna, wręcz przeciwnie, nie mogę się doczekać. Zastanawiam się czy trudno będzie na scsie, jakie lektury będziemy omawiać na zajęciach z pozytywizmu i modernizmu.  Specjalistyczne zajęcia z dr. A. zapowiadają się ciekawie. Mam nadzieję, za dwa miesiące mieć to samo podejście, co dziś. Głód wiedzy, optymizm.
                Chcę nad sobą pracować, stać się najlepszą wersją siebie. Być dla rodziców powodem do dumy, odciążyć nas trochę i mieć stypendium naukowe. Wierzę, że wszystko jest możliwe.
Christina Perri – Arms.

sobota, 28 września 2013

Zwykły dzień, przygotowania do powrotu na drogę rozwoju

             Jestem ciekawa, czy uda mi się napisać spójny tekst. Pisać, bez przerwy na facebooka, czy po to by „sprawdzić” coś innego. Powinno mi się to udać, bo nie wydaje mi się, by ten wpis miałby liczyć tony słów. Wiele się dziś przecież nie wydarzyło. Dzień jak co dzień w te wakacje. No prawie, bo jakoś dano mi dzisiaj pospać do 9 (wczoraj do jedenastej oglądałam premierowe dwa odcinki Grey’s Anatomy – O.M.G.!), umyłam się, zeszłam na dół, oczywiście przywitała mnie Perła merdająca swoim czarnym ogonem. Zjadłam jakieś śniadanie i zeszłam do sklepu. Dziś nie miałam co tam sprzątać, tylko kilka rzeczy odstawiłam na miejsca. Głównie to buszowałam w sieci. Ah, pisałam jeszcze z D., myślałam, że uda mi się ją jutro wyciągnąć do kina, ale niestety. Może w to miejsce, uda nam się spotkać w piątek – to wszystko zależy od tego, jak będzie miała zajęcia. Ja w piątek kończę niby o 15, ale wiadomo – pierwszy tydzień, jest zawsze lajtowy. Zamknęłam sklep o 14, pomagałam mamie z obiadem, dość długo siedziałyśmy w kuchni. Chyba dopiero po 16 wróciłam do pokoju, oczywiście na komputer. O 20 zaniosłyśmy z mamą psiaka do kotłowni. Coś mi się wydaje, że już niedługo będzie ona spała w domu, już słyszę wrzaski młodszego Braciaka na tę rewelację. Nie wiem, co on czuje do Perły. Posprzątałam trochę w pokoju, pozmywałam naczynia w kuchni i poszłam się umyć. Teraz siedzę i sobie ględzę przed laptopem. Oto mój dzień.
                Naszła mnie dziś przykra refleksja, że znowu sobie odpuściłam. Nawet nie tknęłam angielskiego przez wakacje (a okazało się teraz, że angielski będę miała z inną lektorką, jestem ciekawa, co to za kobieta…), nie czytałam za dużo, nie oglądałam filmów z „obowiązkowej” listy. Trochę ćwiczyłam, ale moja waga nie drgnęła. Już miałam się nad sobą użalać, ale doszłam do słusznego wniosku, że nic mi to nie da. Odmóżdżyłam się przez wakacje, po tym, co stało się w kwietniu to całkiem zrozumiałe i w ogóle. Mogłabym zrzucić winę na Internet – fb, kwejka, czy inne demotywatory albo seriale. To także nic mi nie da. Już tyle razy zaczynałam swoją idealną ścieżkę, że mogę to zrobić po raz kolejny. A na szali jest wiele – moje życie, bo z tą otyłością, to długo nie pociągnę, moja pewność siebie, moja pisarska przyszłość (tylko Najwyższy wie, jak bardzo tego pragnę), firma, ale chyba powinna być na pierwszym miejscu, no i moje stypendium naukowe, do którego potrzebuję średniej 4,5. Cóż, bez wf na horyzoncie i łaciny, to nie powinno być trudne. Nic więcej tylko się starać. Nauczyć się samodyscypliny, wyrobić w sobie pozytywne nawyki i dążyć do celów. Nie poddawać się, nawet jeśli pojawi się taki skurwysyn, który potrafi za jednym zamachem zniszczyć wszystko, na co pracowało się przez ponad 20 lat życia. Należy doceniać to, co mamy. Nie oglądać się za siebie, bo choć to bolesne, rozpamiętywanie tego nic nam nie da. Kompletnie nic. Stawiać sobie wymagania. Celować w księżyc, bo nawet jeśli nie uda nam się go zdobyć, to i tak możemy wylądować między gwiazdami i sami zabłyszczeć. Ta wizja jest bardzo przekonująca, budująca, podtrzymująca na duchu. A mimo to, czekam, aż ściągnie mi się kolejny odcinek jednego z moich ulubionych polskich seriali (a mam je tylko dwa – Prawo Agaty i Na dobre i na złe). W każdym razie, nie zaszkodzi kolejny raz spróbować. A nuż (widelec) tym razem się uda.
                Wrzucę cały ten akapit na Consider Your Life. Może już za rok mogłabym zrezygnować z prowadzenia rozwojowego bloga, podobnie jak to zrobiło kilka znanych rozwojowych bloggerek. Chciałabym. Muszę to sobie udowodnić i bardziej się starać, realizować, rozwijać. Coś mnie złapało na synonimizowanie. Dam sobie radę. Jestem silna.
TSA – Spóźnione pytania.

czwartek, 26 września 2013

Plan zajęć i pitolenie.



                Tak dla odmiany postaram się skoncentrować na tyle, by móc sklecić kilka sensownych słów do pamiętnika. Albo do dziennika. A myślałam, że już zdecydowałam się na konkretną nazwę, możliwe też, że to zrobiłam, ale po prostu o tym nie pamiętam. Jakkolwiek.
                Jestem trochę zmęczona, jest już po 10, czekam aż zwolni się łazienka. Dzisiaj cały dzień sprzątałam w sklepie, bo w końcu w przyszłym tygodniu wyruszam na uczelnię i już nie będę miała tyle czasu – więc zrobię sobie taki plan, że w soboty będę sprzątać. A w tygodniu będę mogła się zaszyć tam z książką.
                Ah, no i tak a propos uczelni, to mam już plan! Poniedziałki wolne, jedynym dniem, gdzie muszę być na uczelni o 8 jest środa i język angielski. I to mnie wkurza, bo znowu się będę spóźniać. Niby kilka minut, ale zawsze coś. Eh. W każdym razie, muszę się przyłożyć do tego angielskiego – serialu już oglądam bez napisów. I tak myślę, że jakieś 90 do 95% treści rozumiem zupełnie bezproblemowo.
                Zastanawiam się, kto jest gorszy. Czy osoby, które non stop wysyłają wiadomości i są po prostu nudni, bo chcą wiedzieć, co robisz w każdej chwili i obrażają się, jeśli nie odpiszesz im w ciągu 5 minut, czy też osoby, które piszą do ciebie tylko wtedy gdy mają w tym jakiś interes. I to i to mnie bardzo denerwuje, aż tak, że zaciskam dłonie w pięści z nadchodzącą ochotą, by przywalić takim ludziom. Na szczęście, o czym już wspominałam, jestem mistrzynią w hamowaniu swoich odruchów. Jakby ludzie nie wiedzieli, że istnieje kompromis pomiędzy jednym a drugim.  Ah, nie napiszę już nic więcej na ten temat. Powściągam się. Albo po prostu odpuszczam, na dziś.
                Nie wiem czy pisać coś więcej na temat planu, bo przecież może się zmienić. I pewnie tak będzie. W każdym razie cieszę się, że mamy jakieś zajęcia z panią Sz., i że scs mamy z opiekunką roku. Zajęć naprawdę nie mogę się doczekać. Czuję, że jestem pełna zapału do pracy i nauki, że mogę przenosić góry. Choć raz zająć się czymś, co nie jest klientem, ofertą, przelewem czy widokiem budynku sklepu… Wiem, wiem, pozytywne myślenie i tak dalej. Ale chciałabym zmienić swój klimat, chociaż te 4 dni w tygodniu…
Camera Can’t Lie – Last Dance.

sobota, 21 września 2013

ON i Perła.



Gdy rano zadawałam te pytania swoim kartom – wszystkie związane z NIM z gimnazjum za każdym razem odpowiedź brzmiała: TAK. Czy to ON jest tym, kogo spotkam ze te dwa miesiące (mam tu na myśli wynik innej wróżby)? TAK. Czy to będzie prawdziwa miłość? TAK. Przy pytaniu czy wyjdę za NIEGO za mąż, karta, która oznaczała TAK wypadła na wierzch, zanim w ogóle skończyłam tasować karty. Dopiero gdy zadałam kartom pytanie czy on teraz o mnie myśli, odpowiedź brzmiała „nie”, ale karta na „tak” znajdowała się dosłownie tuż za nią. To wszystko przez to, co mi się śniło dzisiaj – nie tyle ON, co fakt, że z nim pisałam – o przeszłości i przyszłości. W pewnej chwili sama uwierzyłam, że ten sen.. to rzeczywistość. Ale nie, życie jest brutalne. Właściwie nie wiem po co to kolejny raz wałkuję, po co to przeżywam. Ale gdy zadawałam kartom te pytania (4 czy 5 pytań) i za każdym razem to TAK. A przy ostatnim pytaniu naprawdę część kart wyleciała mi z ręki – z 9 kier na wierzchu. Więc odłożyłam resztę kart i uwieczniłam to wszystko na zdjęciu. A teraz maltretuję klawiaturę tym tematem.
                Miałam też pisać o czymś zgoła innym… Perła, Ciułała – nieważne jak ją nazywamy, stała się częścią rodziny. Nawet tata, który nie chciał nigdy zwierząt w domu i głośno o tym mówił (wyjątkiem były rybki), ostatnio gdy jest w kuchni z Ciułałą rzuca jej coś do jedzenia. Albo gdy siedzi przy biurku ma spuszczoną rękę i bawi się z Perłą, która przy nim siedzi. Babcia, również niezbyt wielka miłośniczka zwierząt w domu bierze ją na kolana i dokarmia ciastem. Dziś Perełka zawędrowała nawet do nas, na piętro… Ona jest tak uparta i wyszczekana, że po prostu musi się nazywać D******.
                Sobotni wieczór, a ja siedzę sama w pokoju (siostra na urodzinach koleżanki), rozpamiętuję przeszłość i piję piwo. A np. mogłabym tu siedzieć ze swoim ukochanym, albo być u niego na weekend. Albo jeszcze lepiej – spędzać czas z nim i z przyjaciółmi w jakiejś knajpie czy klubie. Ale nie użalam się nad sobą, cieszę się tym co mam, a co. ;)
The Killers – Battle Born
               

Zapraszam!