sobota, 29 września 2012

Pochłonięta, przez to mało-ważne

Mogę napisać, bo jest to zgodne z prawdą, że większość rzeczy z mieszkania już rozpakowałam, poukładałam. Zostały mi tylko ciuchy, ale to zajmie mi większą ilość czasu, ze względu na konieczność zrobienia porządku w szafie, no i notatki. Trochę tych kartek się uzbierało, teraz je posegregować i pochować w odpowiednie teczki.
Znów się zatrzymałam nad klawiaturą, to jest to, że chciałoby się pisać, ale najzwyczajniej w świecie nie ma o czym.
Mało-ważne. Gdy wsiadałam do samochodu wczoraj wieczorem, by wyjechać z Łodzi, zaczęłam się śmiać, pewnie nie tylko mi się to zdarzyło - idealnie dopasowana piosenka, która leciała w tamtej chwili w radiu - "I'm coming home" by Diddy and Dirty Money.
Lot of fights, lot of scars, lot of bottles
Lot of cars, lot of ups, lot of downs
Made it back, lost my dog (I miss you BIG)
And here I stand, a better man! (a better man)
Thank you Lord (Thank you Lord)

Dom. To miejsce, gdzie czujesz się najsilniejszy. Niby tak. Ale czy ta siła ma się wyrażać w krzykach? Mamy do ciebie i twoich do mamy?
Boję się tego, co powiedzą znajomi, rodzina. Nieudacznica - zawaliła pierwszy rok, i to, olaboga, polonistyki. Dajcie spokój.
Muszę zacząć zakładać rano skarpetki, już nie jest tak ciepło jak w wakacje.

Zapraszam!