Ja… Ja wciąż poszukuję. Nie znam
odpowiedzi na wiele pytań. Nie mam pewności. Nie mam wyrobionych poglądów. Nie
wiem niczego o swojej przyszłości. Nie znam wielu wydarzeń z przeszłości. Nie
wiem czy aborcja to dobra, czy zła rzecz. Z jednej strony kobieta powinna mieć
prawo do decyzji, co zrobić ze swoim ciałem. Z drugiej, ciąża, to nowe życie.
Zapobieganie jej środkami antykoncepcyjnymi nie wydaje się być tak drastyczne.
To jak branie witaminy c, by się nie przeziębić. A jak z karą śmierci? Czy
można decydować o śmierci osoby, która podjęła już taką decyzję za innych? Czy
istnieje przyjaźń? Czy istnieje miłość? Nie znam odpowiedzi. Chciałabym ją
poznać. Jeśli nie, spoko, jeśli te uczucia nie są mi pisane, nie ma sprawy,
znajdę sobie coś, jakiś cel. Tylko chciałabym wiedzieć. Bo teraz tkwię w
zawieszeniu, w marzeniach. Czekam na coś, czego nawet nie jestem pewna czy się
wydarzy. Chyba nie o to powinno chodzić w życiu.
Jak mogę mieć klarowne poglądy, skoro nie
znam samej siebie i nie znam swojego życia? Czy mogę oczekiwać od innych
zrozumienia? Skoro uważam się za lepszą od innych, za mądrzejszą. Co mam ze
sobą zrobić?
Nudzę się? Nie, to nie to. Jestem
zmęczona? Może trochę. Mam ogromną ochotę walnąć się na łóżko i zasnąć. Może
tak zrobię. Tylko poświęcę jeszcze tę małą chwilę na uzupełnienie swoich
wspomnień.
Od poniedziałku chodzę na praktyki do
radia. W poniedziałek pojechałam tylko po to, by przez 20 minut pogadać z
dziennikarką, która mnie prowadzi. Pytała się o techniczne rzeczy – czy wiem
jak wygląda informacja radiowa itp. Coś tam na zajęciach było, ale kto by o tym
pamiętał? Teoria była, ale praktyki żadnej. Miałam sobie wymyślić jakieś
tematy, które chciałabym zrealizować i tyle. We wtorek pojawiłam się w radiu
przed 9. Tu masz mikrofon z dyktafonem, to się tak i tak obsługuje, zwróć uwagę
na to i na to. No i polazłam przeprowadzać sondę uliczną. Łaziłam jakąś godzinę
po mieście, udało mi się porozmawiać z siedmioma (?) osobami. Ah, temat. Temat
był taki, że od niedawna można brać ślub cywilny nawet w lesie, o ile urzędnik
się zgodzi, no i się uiszczy jakąś opłatę. Moim zadaniem było zebrać wypowiedzi
ludzi, co na ten temat myślą i gdzie ewentualnie wzięliby ślub cywilny, gdyby
mogli (bo nie wszyscy byli młodzi ;x) skorzystać z tego prawa. Gdy wróciłam do
radia dziennikarka pokazała mi jak obsługiwać program do obróbki dźwięku.
Następną godzinę spędziłam więc wycinając z nagranego materiału swoje pytania,
wszelkie „yyy” i szumy i inne rzeczy, które na antenę się nie nadają. Sonda
miała pójść jako uzupełnienie do materiału któregoś z dziennikarzy. Przy
okazji, gdy dziennikarka odsłuchiwała mój „surowy” materiał, stwierdziła, że
mam „ładny, typowo radiowy głos” :D. Spoko :D
W środę spędziłam w radiu nieco ponad godzinę.
Załapałam się na 8.45, więc weszłam do studia i obserwowałam jak wygląda na
żywo czytanie serwisu informacyjnego, ciekawe doświadczenie. Gdy wychodziłyśmy
ze studia kobieta znów do mnie, że z moim głosem to też mogłabym kiedyś czytać
informacje, ale nie wiem czy to była jakaś propozycja, czy sugestia na
przyszłość, hahaha :D. Resztę czasu spędziłam na przygotowywaniu newsa do
serwisu. Dostałam 5 minutowy materiał – wypowiedź gościa o remoncie lodowiska w
sąsiednim mieście, który obcięłam do 33 sekund, napisałam wstęp do informacji i
wyszłam z radia z uśmiechem, bo dobrze się spisałam. Gdy czekałam na busa
zadzwoniłam do S. Poopowiadałam jej, jak to wszystko wygląda, opowiedziałam ze
szczegółami co robiłam, przyznała, że trochę ją tą swoją opowieścią
przestraszyłam. Podobnie powiedziała A., gdy rozmawiałam z nią wtedy wieczorem.
Ja powiedziałam im, że to nie tak, że chcę je przestraszyć, zestresować. Tylko
ja naprawdę robię te rzeczy. To prawdziwa praca, a nie robienie kawy czy
sprzątanie. Mi samej trudno w to wszystko uwierzyć. Gdy chodziłam z tym
mikrofonem po mieście sama do siebie „o kurwa, nie wierzę, ja pierdolę”,
masakra.
Tak teraz myślę, że gdybym poszła na
praktyki do jakiejś większej stacji, to niczego bym się nie nauczyła. Większa
stacja nie może sobie pozwolić na zaniżenie poziomu i puszczanie materiałów
przygotowywanych przez niedoświadczonych ludzi. Paranoja, prawda? A tutaj… Mała
stacja, nadająca na jakieś 3, czy 4 niewielkie miasta, może ze trzech
dziennikarzy, którzy robią wszystko – od czytania serwisów informacyjnych i
prowadzenia audycji, do szukania i przygotowywania materiałów. Może jednak, to
trochę źle zabrzmiało. Nawet mała stacja, nie puści na antenę czegoś słabego,
prawda? A ja naprawdę się starałam, uważam, że te kilka zadań, które dano mi do
wykonania zrobiłam na „5”. Gdyby było inaczej, to pewnie drugiego dnia
dziewczyna kazałaby mi posprzątać w kuchni, albo coś. A jednak odwalam
prawdziwą dziennikarską robotę. Naprawdę ciężko mi w to uwierzyć.
Ah, do tego jeszcze mam przygotować swój
własny materiał. Temat? Rekrutacja w szkołach średnich, jak ona w naszym
mieście w tym roku przebiegła itp. Itd. Dziennikarka stwierdziła, że to świetny
pomysł, że nikt jeszcze tego tematu nie zrobił więc jest mój. Mam porozmawiać z
jakimś urzędnikiem od oświaty z urzędu miasta, podzwonić do dyrektorów szkół –
czy któryś chciałby ze mną porozmawiać. Opiekunka praktyk powiedziała, że
będzie przy tych rozmowach, przedyskutuje ze mną wcześniej wszystko, bym nie
popełniła jakiejś gafy, ale de facto, to ja będę odpowiedzialna za cały
materiał. Wow, prawda? Heh, sama nie tak dawno przechodziłam przez całą tę
rekrutację, więc pamiętałam o stronie, na której się sprawdza wyniki,
umieszczają tam również statystki – jaka szkoła ilu uczniów przyjęła, do jakiej
klasy. To wszystko w tabelach. A tabele dzięki magicznemu przyciskowi „print
screen” znajdują się na moim pendrivie. Mogłabym jeszcze przeanalizować te
dane, ale… Zobaczymy, jak się to wszystko jutro ułoży.
Ah,
w czwartek zaspałam, obudziłam się na dobre, w chwili, gdy bus już minął mój
dom. Zadzwoniłam do opiekunki i powiedziałam, że „coś mi wypadło” :D. Spoko,
powiedziałam, że mogę się pojawić nawet w weekend czy też w piątek w to wielkie
święto, ale nie, poniedziałek. No to poniedziałek.
Dziś pojechałam z mamą i bratem do Łodzi.
Odchamiłam się, połaziłam po sklepach, zjadłam dziwnie smakujące serowe bułki,
zrobiło mi się słabo po przymierzeniu dziesiątej pary butów w deichemannie, ale
na sam koniec udało mi się znaleźć wygodne i fajne, czarne addidasy. Kupiłam
też sobie słuchawki i książkę Marii Rodziewiczówny. Potem zjadłam obiad i
spędziłam chyba trzy godziny porządkując wszystkie (no ok., większość) swoich
ciuchów. Wreszcie mam porządek w półkach, w bieliźnie. I okazało się, że mam z
5 dobrych par jeansów! No to było zaskoczenie, bo byłam święcie przekonana, że
żadne spodnie nie są na mnie dobre. :D Chciałam trochę inaczej ten dzień
spędzić, po powrocie z śniadanka (ironicznie) babci, napisałam do A., napisałam
do K., czy mają ochotę na jakiś wypad na nasze miasto, niestety, nie znalazłam
chętnej. Z K. się umówiłyśmy na inny termin. No ale w końcu, Łódź taka zła nie
była J.
Ok., ok., prawie dwie strony a4 udało mi
się zapisać w Wordzie. Kończę już. Idę się umyć i idę spać. Zasłuchana.