niedziela, 17 sierpnia 2014

when I look to the sky

     Nudzę się? Nie, to nie to. Jestem zmęczona? Może trochę. Mam ogromną ochotę walnąć się na łóżko i zasnąć. Może tak zrobię. Tylko poświęcę jeszcze tę małą chwilę na uzupełnienie swoich wspomnień.
     Od poniedziałku chodzę na praktyki do radia. W poniedziałek pojechałam tylko po to, by przez 20 minut pogadać z dziennikarką, która mnie prowadzi. Pytała się o techniczne rzeczy – czy wiem jak wygląda informacja radiowa itp. Coś tam na zajęciach było, ale kto by o tym pamiętał? Teoria była, ale praktyki żadnej. Miałam sobie wymyślić jakieś tematy, które chciałabym zrealizować i tyle. We wtorek pojawiłam się w radiu przed 9. Tu masz mikrofon z dyktafonem, to się tak i tak obsługuje, zwróć uwagę na to i na to. No i polazłam przeprowadzać sondę uliczną. Łaziłam jakąś godzinę po mieście, udało mi się porozmawiać z siedmioma (?) osobami. Ah, temat. Temat był taki, że od niedawna można brać ślub cywilny nawet w lesie, o ile urzędnik się zgodzi, no i się uiszczy jakąś opłatę. Moim zadaniem było zebrać wypowiedzi ludzi, co na ten temat myślą i gdzie ewentualnie wzięliby ślub cywilny, gdyby mogli (bo nie wszyscy byli młodzi ;x) skorzystać z tego prawa. Gdy wróciłam do radia dziennikarka pokazała mi jak obsługiwać program do obróbki dźwięku. Następną godzinę spędziłam więc wycinając z nagranego materiału swoje pytania, wszelkie „yyy” i szumy i inne rzeczy, które na antenę się nie nadają. Sonda miała pójść jako uzupełnienie do materiału któregoś z dziennikarzy. Przy okazji, gdy dziennikarka odsłuchiwała mój „surowy” materiał, stwierdziła, że mam „ładny, typowo radiowy głos” :D. Spoko :D
    W środę spędziłam w radiu nieco ponad godzinę. Załapałam się na 8.45, więc weszłam do studia i obserwowałam jak wygląda na żywo czytanie serwisu informacyjnego, ciekawe doświadczenie. Gdy wychodziłyśmy ze studia kobieta znów do mnie, że z moim głosem to też mogłabym kiedyś czytać informacje, ale nie wiem czy to była jakaś propozycja, czy sugestia na przyszłość, hahaha :D. Resztę czasu spędziłam na przygotowywaniu newsa do serwisu. Dostałam 5 minutowy materiał – wypowiedź gościa o remoncie lodowiska w sąsiednim mieście, który obcięłam do 33 sekund, napisałam wstęp do informacji i wyszłam z radia z uśmiechem, bo dobrze się spisałam. Gdy czekałam na busa zadzwoniłam do S. Poopowiadałam jej, jak to wszystko wygląda, opowiedziałam ze szczegółami co robiłam, przyznała, że trochę ją tą swoją opowieścią przestraszyłam. Podobnie powiedziała A., gdy rozmawiałam z nią wtedy wieczorem. Ja powiedziałam im, że to nie tak, że chcę je przestraszyć, zestresować. Tylko ja naprawdę robię te rzeczy. To prawdziwa praca, a nie robienie kawy czy sprzątanie. Mi samej trudno w to wszystko uwierzyć. Gdy chodziłam z tym mikrofonem po mieście sama do siebie „o kurwa, nie wierzę, ja pierdolę”, masakra.
     Tak teraz myślę, że gdybym poszła na praktyki do jakiejś większej stacji, to niczego bym się nie nauczyła. Większa stacja nie może sobie pozwolić na zaniżenie poziomu i puszczanie materiałów przygotowywanych przez niedoświadczonych ludzi. Paranoja, prawda? A tutaj… Mała stacja, nadająca na jakieś 3, czy 4 niewielkie miasta, może ze trzech dziennikarzy, którzy robią wszystko – od czytania serwisów informacyjnych i prowadzenia audycji, do szukania i przygotowywania materiałów. Może jednak, to trochę źle zabrzmiało. Nawet mała stacja, nie puści na antenę czegoś słabego, prawda? A ja naprawdę się starałam, uważam, że te kilka zadań, które dano mi do wykonania zrobiłam na „5”. Gdyby było inaczej, to pewnie drugiego dnia dziewczyna kazałaby mi posprzątać w kuchni, albo coś. A jednak odwalam prawdziwą dziennikarską robotę. Naprawdę ciężko mi w to uwierzyć.
     Ah, do tego jeszcze mam przygotować swój własny materiał. Temat? Rekrutacja w szkołach średnich, jak ona w naszym mieście w tym roku przebiegła itp. Itd. Dziennikarka stwierdziła, że to świetny pomysł, że nikt jeszcze tego tematu nie zrobił więc jest mój. Mam porozmawiać z jakimś urzędnikiem od oświaty z urzędu miasta, podzwonić do dyrektorów szkół – czy któryś chciałby ze mną porozmawiać. Opiekunka praktyk powiedziała, że będzie przy tych rozmowach, przedyskutuje ze mną wcześniej wszystko, bym nie popełniła jakiejś gafy, ale de facto, to ja będę odpowiedzialna za cały materiał. Wow, prawda? Heh, sama nie tak dawno przechodziłam przez całą tę rekrutację, więc pamiętałam o stronie, na której się sprawdza wyniki, umieszczają tam również statystki – jaka szkoła ilu uczniów przyjęła, do jakiej klasy. To wszystko w tabelach. A tabele dzięki magicznemu przyciskowi „print screen” znajdują się na moim pendrivie. Mogłabym jeszcze przeanalizować te dane, ale… Zobaczymy, jak się to wszystko jutro ułoży.
     Ah, w czwartek zaspałam, obudziłam się na dobre, w chwili, gdy bus już minął mój dom. Zadzwoniłam do opiekunki i powiedziałam, że „coś mi wypadło” :D. Spoko, powiedziałam, że mogę się pojawić nawet w weekend czy też w piątek w to wielkie święto, ale nie, poniedziałek. No to poniedziałek.
     Dziś pojechałam z mamą i bratem do Łodzi. Odchamiłam się, połaziłam po sklepach, zjadłam dziwnie smakujące serowe bułki, zrobiło mi się słabo po przymierzeniu dziesiątej pary butów w deichemannie, ale na sam koniec udało mi się znaleźć wygodne i fajne, czarne addidasy. Kupiłam też sobie słuchawki i książkę Marii Rodziewiczówny. Potem zjadłam obiad i spędziłam chyba trzy godziny porządkując wszystkie (no ok., większość) swoich ciuchów. Wreszcie mam porządek w półkach, w bieliźnie. I okazało się, że mam z 5 dobrych par jeansów! No to było zaskoczenie, bo byłam święcie przekonana, że żadne spodnie nie są na mnie dobre. :D Chciałam trochę inaczej ten dzień spędzić, po powrocie z śniadanka (ironicznie) babci, napisałam do A., napisałam do K., czy mają ochotę na jakiś wypad na nasze miasto, niestety, nie znalazłam chętnej. Z K. się umówiłyśmy na inny termin. No ale w końcu, Łódź taka zła nie była J.
     Ok., ok., prawie dwie strony a4 udało mi się zapisać w Wordzie. Kończę już. Idę się umyć i idę spać. Zasłuchana.

Train – When I look to the sky

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!