poniedziałek, 13 maja 2013

Hope vs. making me fall



Otwieram ten plik z chęcią zapisania kolejnego dnia na kartach tego pliku. Świadectwo tego, że wciąż żyję, że coś robię, że coś ode mnie jeszcze zależy.
                Ostatnio często myślę o śmierci, o swojej śmierci. Zastanawiam się, co by się stało z moją firmą, gdybym teraz umarła. O wiele prościej byłoby chyba ją zamknąć, niż przepisać na inną osobę. Ah, przestań.
                Skąd taki temat do refleksji? W czwartek na wykładzie z literatury powszechnej omawialiśmy twórczość Meaterlincka i problematykę jego dramatów. Strach przed śmiercią, strach przed nieznanym. Z jednej strony byłaby to ulga, wybawienie od wszystkiego, z drugiej strony niesprawiedliwość – bo dlaczego mam umierać, skoro jeszcze tyle rzeczy czeka na odkrycie przeze mnie? Tyle seriali, tyle muzyki, tyle literatury, chcę poznać tego jak najwięcej, wchłonąć jak najwięcej.
                **Mam nadzieję, wciąż mam nadzieję, przecież nie poddaję się. Zamykam się na złe emocje. Poza tym, jak nie wierzyć w prawo przyciągania? Kolejny głupiutki przykład z dzisiaj – wracałam z N. pociągiem i tak sobie myślałam, jak bardzo nie chce mi się iść na pieszo taki kawałek drogi. Wysiadłam na stacji, doszłam do drogi, ledwie zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak to sobie wizualizować, że ktoś mnie zabiera (no i kto to miałby być), a tutaj zatrzymuje się żona naszego kuzyna i pyta – Wsiadasz? No pewnie! Ale się uśmiałam, gdy weszłam do domu.
                Pograłam także sobie trochę w Simsy – tym razem, będę wychowywała dzieci;). Zebrałam się także w sobie i dokończyłam bratu prezentację maturalną (nie ma to jak niezły timing). By the way – zdał on dzisiaj angielski – z wynikiem 30%. Naprawdę, nie wiedziałam, że tak cienko u niego z tym językiem, eh. Ale nieważne, cieszę się, że zdał.
                Z tych dobrych rzeczy otrzymałam także dzisiaj decyzję dziekana w sprawie zapomogi – dostanę pełną kwotę 400 zł. Będę miała za co kupić sobie miesięczny na uczelnię i może portfel, eh.
                Juwenalia. Kolejna sprawa. W środę od 8 do chyba północy będę musiała być w tą akcję zaangażowana całą sobą, tyle chyba potrafię. Trochę pewności siebie i zaradności. Tyle chyba mam, przecież w końcu nie należę do głupich osób;).
                Wczoraj oglądałam z siostrą „Ogniem i mieczem”. Piękny, cudowny film. A Michał Żebrowski w roli Skrzetuskiego – zakochałam się. Dziś włączyłyśmy sobie „Potop”, ale sis odpłynęła po godzinie, ja przerwałam oglądanie, po to by napisać te kilka słów. Daniel Olbrychski w roli Kmicica to po prostu klasyka. Podziwiam obydwu aktorów całym swym sercem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!