Tak to jest, gdy goni się za czymś, a mimo to nie można
tego nawet nie tyle dostać, co odnaleźć. A niech tam.
Dzisiejszy
dzień – bardzo, bardzo udany, choć nie bardzo wierzyłam, w to, że taki miałby
być. Pojechałam do miasta pociągiem przed 10, udałam się na spotkanie z
pewną dyrektorką pewnego działu w pewnym banku, później odwiedziłam swoją
przyszywaną babcię, ok. 15.00 stwierdziłam, że będę się już zbierać do domu, bo
skoro nie dzwonią do mnie z Samorządu, to pewnie wcale mnie nie potrzebują.
Oczywiście wyszłam od babci, ale udałam się na kampus, bo zadzwonił
przewodniczący z tego drugiego wydziału i najzwyczajniej kazał mi się pojawić. Ok.
Jakoś
doczłapałam się na prawie drugi koniec miasta. Wiem już, jak czuł się Dan
Humphrey gdy był na swojej pierwszej imprezie w domu należącym do elity.
Outsider. To naprawdę to słowo. Czujesz, że tam nie pasujesz, choć może po
części starasz się nadrobić to miną, rozglądasz się zafascynowana po
otaczających cię ludziach, patrzysz na to jak wyglądają, jak się zachowują,
słyszysz strzępki ich rozmów. A planowałam w razie czego wyłączyć telefon…
Żałowałabym bardzo!
Po
jakimś czasie jednak moje nastawienie trochę się zmieniło, pojawiła się jedna
osoba, druga, którą znałam i z którą potrafiłam rozmawiać. W końcu nie stałam
sama, a pomiędzy ludźmi. Później zostałam zaangażowana do rozdawania piwa
ludziom, startującym w „biegu straceńca” – po każdym okrążeniu musieli się
zatrzymać i wypić plastikowy kubek piwa. Jednemu chłopakowi miałam okazję kilka
razy podawać to piwo, zapamiętał mnie sobie, a jakże, chwalił się, że przebiegł
już 10 okrążeń. Ciekawe czy będzie mnie pamiętać po tym, jak wytrzeźwieje.
Przed
biegiem jeszcze zdążyłam się napatrzeć na mecze piłki nożnej – zespół o fajnej
nazwie – DENATURAT wygrał turniej i skrzynkę 24 piw Lecha, fundowanych przez
knajpę. Sama także wypiłam piwo – jakoś mi się trafiło, dzięki koleżance z
samorządu, gdybym chciała mogłabym i wypić więcej, czemu nie. Zostałam z nimi
praktycznie do końca tych sportowych juwenaliów. Posprzątaliśmy śmieci,
zabraliśmy wszystkie rzeczy do swojego samorządowego pokoju. A potem jakiś czas
czekaliśmy na to, by schować część żywności do lodówki, na pizzę, którą zamówił
przewodniczący mojego samorządu – została nas na koniec 4. Gdyby mi ktoś
powiedział, jak się skończy ten dzień w mieście, nie uwierzyłabym. Choć chyba
ostatnio często to sobie powtarzam.
C.
zapytał się mnie, czy zjem z nimi tę pizzę – gdy przytaknęłam, stwierdził, że
akurat pasuje na 4 osoby. Wylądowaliśmy
w jednym z pokoi akademika – który C. sobie zarezerwował i posiedzieliśmy
chwilę. Pierwszy raz byłam w akademiku – szkoda, że nie mieliśmy ze sobą piwa
:D. No tak, ale ja wracałam już do domu, natomiast inni wybierali się jeszcze
na imprezę do klubu o 21, na rozpoczęcie juwenaliów. A ja niestety, tak, piszę
niestety, choć brzmi to niewiarygodnie, nie mogłam. Nie miałabym czym wrócić do
domu i poza tym, jakoś tak niespecjalnie byłam ubrana i w ogóle. Stwierdziłam
jednak, że gdybym wcześniej o tym pomyślała poważnie, to poszłabym. Naprawdę
poszłabym z nimi na tę imprezę, na godzinę czy dwie nawet, by zobaczyć jak to
jest. Wyszło jak wyszło. Jutro odbiję to sobie na koncercie;).
Ah
właśnie, jutro. Wstaję o 6, muszę znaleźć jakieś ciuchy i w ogóle porozmawiać z
babcią czy mogłaby mnie u siebie przenocować. Bo naprawdę chcę zostać jutro do
końca. Niby mogłabym też wziąć ten pokój w akademiku, no ale nie wiem. Zobaczę.
Nastawiam się póki co na pobyt u babci.
Hm,
chyba nie jest ze mną aż tak źle skoro potrafię się zasymilować z ludźmi. To
było takie moje pierwsze spotkanie ze studenckim życiem. To wszystko jest
naprawdę fajne, te pozytywne emocje, przyjacielska rywalizacja, wygłupy,
docinki między jednym przewodniczącym a drugim. Ah, jak oni się nie znoszą!
Rozrywka na całego po prostu.
Więc
pierwszy dzień juwenaliów za nami. Jutro najcięższy – od 8 do jakiejś 11
wieczorem na nogach. A nawet wcześniej skoro wstaję o 6. W ręku mam różową
plakietkę z logiem mojego uniwersytetu i tytułem „ORGANIZATOR”. Ok., ale się
nią nie nacieszę, jeśli jutro zaśpię.
To
był bardzo dobry dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz