poniedziałek, 27 maja 2013

Amazing day!



godz.13.00

Cóż, nie myślałam, że będę tak dzisiaj pisać na raty. Jednak jeśli mam do tego powód, to dlaczego mam tego nie robić? To mój pierwszy wpis prowadzony od razu na skydrivie, jestem właśnie w swojej uczelnianej czytelni. To takie wygodne, nie musieć niczego kopiować i wklejać, nie mieć przy sobie żadnego pendrive'a, bo wystarczy tylko dostęp do internetu i mam tutaj zachowane wszystkie swoje myśli.
Tylko dlaczego piszę? Przecież to wszystko mogłabym zrobić w domu. Piszę teraz po to, by zwyczajnie zabić czas. Najpierw C. śni mi się w weekend, a dzisiaj go spotykam i prosi mnie bym przyszła na spotkanie z politykiem, które on organizuje. A więc wsiąkłam na tej uczelni. Mam tylko nadzieję, że uda mi się wyjść na tyle wcześnie, by zdążyć na busa, choć może temat spotkania mnie zainteresuje? Ok, temat może nie, ale może osoba, która ma o nim opowiadać? Dlaczego mam nie zobaczyć, zakręcić się i z czegoś skorzystać. Tak, jestem tak naiwna, że patrzę na to w tych kategoriach.
Kurczę, tak patrzę na to zdjęcie, które wrzuciłam do tego pliku, i wow. Jest jakiś dowód na to, bardziej namacalny niż tekst, że to wcale nie był sen, że to była rzeczywistość. Udało mi się spędzić z tymi ludźmi trzy dni przy intensywnej pracy. Tak, trudno mi w to uwierzyć, szczególnie, że moje kolejne wpisy, moje kolejne dni w najmniejszym stopniu go nie przypominają. Myślę jednak, że warto żyć, choćby dla tych chwil. Jestem tak zdesperowana, że nawet w takich małych promykach dostrzegam sens, dobrze, że zachowuję te myśli tylko dla siebie. Liczy się przecież to, co inni o tobie myślą, prawda?
Nie wiem co robić. Boję się jutrzejszego kolokwium z gramatyki. Wiem, że strach byłby o wiele mniejszy, gdybym przez ten weekend przyłożyła się do nauki, zamiast fascynować się kolejną parą serialowych bohaterów. Tylko co mi da robienie sobie wyrzutów? Zresztą, nawet nie chcę tego robić, bo uważam, że potrzebowałam takiego oderwania.
Ostatnio, co prawda, potrzebuję często się oderwać od rzeczywistości. Być może za często. Nie wiem już czy to ja oczekuję za dużo od życia i znajduję to tylko w fikcji, czy to po prostu ta fikcja jest o tyle razy lepsza od życia? Niezły problem, Karo. Wiem co to powoduje. Moja obsesja na punkcie braku miłości. I nie chodzi tu o tę rodzinną, bo ta ostatnio dobrze się układa, wbrew pozorom.
Chce mi się śmiać, gdy przypomnę sobie swoje wpisy sprzed kilku lat, już nie będę przecież szukać ich fragmentów. Pisałam wtedy, że miłość tylko przeszkadza w realizacji celów, a wtedy, przed maturą, miałam je przecież takie ambitne. UWr, dziennikarstwo. I co? Nie mam ani indeksu UWr ani miłości. Nie będę jednak pisać, że przegrałam, bo wcale tak nie jest. Jeśli chodzi o uczelnię, wygrałam. Teraz tylko nie mogę tego stracić. A jeśli chodzi o miłość, muszę czekać, co innego mi pozostało?
Po 10.00 wrzuciłam na fb tekst - "a co jeśli przyzwyczajenie byłoby lepsze?". Właśnie, co wtedy? Bycie w związku dla wygodny,  z samego sentymentu czy takie nic, które mam teraz?
Hm, zapisałam prawie stronę a4. W jakieś 15 minut, niezły wynik jak dlamnie. Wydaje mi się także, że te słowa są jakieś inne, te akapity. Czy to wina czytelnianej atmosfery? Możliwe. Albo może muzyka, której słucham przez mp4? Ironio, kochana - właśnie w losowym wybieraniu utworów trafiła mi do ucha - interpretacja utworu Mickiewicza - "Niepewność" - Michała Żebrowskiego i jakieś Katarzyny. A ja nawet nie czuję takiej niepewności.
Ok, może coś o tym jak mi minął dzień? Całkiem spokojnie i miło. To, że zobaczyłam to zdjęcie tuż po obudzeniu wprawiło mnie właśnie w taki nastrój, jakiego potrzebowałam. A później, gdy szłam na stację minęła mnie ciężarówka z logiem harnasia na tyle i sympatycznym "Hej!". A więc, dlaczego miałby to być nie taki dobry dzień? Co prawda kolokwium z łaciny nie zaliczyłam, ale zajęcia były sympatyczne i minęły całkiem szybko. Półtorej godziny przerwy również szybko przeszło - ze słuchawkami na uszach i ustawionym replay na "All Alone" Davida Owoda nie mogło być inaczej. Jak ja kocham muzykę.
Wykład z historii mediów nie wlekł się aż tak bardzo jak zazwyczaj, przynajmniej mi. Czasem wydaje mi się, że jestem naprawdę jedyną osobą na sali, która wie o czym mówi pan doktor.  Jak widać, jestem skromna. Mam na przyszłe zajęcia do przygotowania referat o Andym Warholu, właściwie to nawet wpisałam jego nazwisko w google, by upewnić się o pisownię jego nazwiska - było dobrze;). Wow, imponująca ilość informacji o nim znajduje się na polskiej wikipedii. Tak w ogóle, to chyba nie ma osoby, która nie kojarzyłaby jego prac. Naprawdę.
Ja natomiast popisałam się swoją wiedzą z UŁ literatury najnowszej na której omawialiśmy III obieg, artziny, fanziny i twórczość Pilcha i Gretkowskiej. Oczywiście jak na mnie przystało, wyleciały mi wtedy tytuły tych autorów, które omawialiśmy na zajęciach. W każdym razie dobrze jest. Pan doktor stwierdził coś w guście, że mnie lubi, czy coś. No pewnie, jeśli mam z kimś o czym rozmawiać, to rozmawiam, nie ograniczam się;).
Zostało mi jeszcze jakieś pół godziny do tego spotkania. Ok, teraz jakieś 20. 13.38. Kto by pomyślał? A miałam tu sobie przyjść i poszukać informacji na referaty, które trzeba będzie pooddawać. A siedzę i piszę.
Na fb jest taka strona "... z humana". Wrzucają całkiem zabawne grafiki, jednak w weekend admin strony zapytał się, co na to fani, gdyby zaczęli wrzucać trochę grafik z usuniętego niedawno profilu "Ocieplanie wizerunku Adolfa Hitlera". Dałam pierwszy komentarz, że ja tam nie mam dystansu do tego typu humoru, prawie 20 osób polubiło mój komentarz. A więc nie jest z nami jeszcze tak źle, by akceptować całkowicie tego typu akcje. Mnie naprawdę nie śmieszą dowcipy o Hitlerze, o Żydach.
Ale teraz tak z jednej strony demokracja, wolność słowa. Z drugiej granice smaku, które przecież są, ale czy one powinny być jakoś regulowane prawnie, czy może pozostawione każdemu człowiekowi jako efekt przemyśleń? Na tyle w ludzkość (i polaków) nie wierzę, by potrafili tak się do tego odnieść. Chociaż to może ja się mylę, a inni mają rację?
                Zmykam na spotkanie.

godz. 19.33

                Wow. To jest właśnie siła myśli. Nie chciałam siedzieć na tym spotkaniu sama, i tak nie było. C., pytając mnie przed wykładem z historii czy mogłabym przyjść zapytał także, czy mogłabym kogoś przyprowadzić. No niestety – z nami czterema na roku? A do tego przecież znam dziewczyny, wiedziałam, że nie dadzą się namówić.  Jednak obiecałam, że pójdę. Dziewczyny były zdziwione tą moją rozmową z C.. Chyba niepotrzebnie wspominałam im o tym, że mi się śnił. A przecież to nic wielkiego. W każdym razie zapytałam dziewczyny, czy może któraś nie da się namówić. Niestety, miałam rację, żadna z koleżanek nie miała ochoty na kolejne takie spotkanie. To się zaśmiałam, że zadzwonię do K., naszego kolegi ze starszego roku i mi potowarzyszy. Haha, jak się zbulwersowały! ;D A de facto – K. był na tym spotkaniu, mało tego, przesiadł się do mnie i w ogóle.
                Oprócz niego siedziałam też razem z koleżanką, z którą znam się jeszcze z liceum – ona jest teraz na drugim roku innego kierunku, ale tego samego wydziału. Kupiła mi herbatę i tak sobie siedziałyśmy – ja pomiędzy właśnie nią i K.. Do tego w tym samym rzędzie usiadł chłopak, którego jeszcze imienia nie poznałam – ten, któremu tak często podawałam piwo na juwenaliowym biegu. Mojej koleżance bardzo on przypadł do gustu. No niestety, nie mogłam jej udzielić żadnych konkretnych informacji, nie wiem nawet z jakiego on jest kierunku.
                Spotkanie niestety się opóźniło, pan poseł utknął w korku (Polska). Za to, by jakoś nie marnować czasu kilka słów o gospodarce, budżecie naszego województwa powiedział pan z sejmiku, czy z jakiegoś innego urzędu (przykro mi, ale ciężko spamiętać nazwiska i funkcje osób dopiero co poznanych). W każdym razie, podobał mi się głos tego pana.
                Pan Poseł przybył chyba jakoś tak 14.20? A może 14.30? A ja wyszłam z uczelni przed 16. Czyli trwało to jakieś dwie godziny. Było to bardzo ciekawe. Na podatkach może nie do końca się znam, ale chociaż wtedy nie czułam się tak obco jak wtedy, gdy byłam na spotkaniu posłów lewicy z dziewczynami z roku. Naprawdę, teraz przyszło mi to dopiero do głowy, ale rzeczywiście z nimi jakoś tak siedziałam wyobcowana. A kiedy tak siedziałam między koleżanką G. a kolegą K., było to jakieś takie przyjemniejsze dla mnie doświadczenie. Do tego znajomy, z którym wymieniam te uśmiechy i powitania po juwenaliach. A przecież ta trójka ludzi mogła usiąść sobie gdziekolwiek, nie tam gdzie ja, prawda? :D
                I po raz drugi zaczynam 100 stronę – (jest teraz 21.00) dlatego, że wcześniej wyłączyli prąd i te dwa moje akapity się skasowały...  W każdym razie, wracam do opisywania końcówki tego dnia.
                Z uczelni wyszłam razem z G., która powinna była wrócić razem z rokiem na swoje zajęcia. Wtedy nie rozumiałam, dlaczego odprowadziła mnie aż do ulicy, ale później doszłam do wniosku, że liczyła po cichu na spotkanie tego mojego znajomego, który tak wpadł jej w oko. Niestety nie spotkała. Tylko ja zobaczyłam się jeszcze później z K. i się pożegnaliśmy.
                G. jest świetną dziewczyną, tyle chociaż, że się z nią zawsze pośmieję. Każda znajomość na początku jest dla ciebie niewiadomą, nigdy nie wiesz jak się ona rozwinie, kiedy się ona zakończy. Nie wiem dlaczego, ale gdy wracałam do domu busem pomyślałam o tym, co bym zrobiła, co bym powiedziała gdyby zadzwonił do mnie p.? Rozpłakałabym się, wkurzyła? Pewnie i to i to. Potrafię ekspresywnie okazać te emocje.
                Wyjechali po mnie rodzice, zrobiliśmy małe zakupy i przy okazji trochę im opowiedziałam o tym, czego się na spotkaniu dowiedziałam.
                Przypomniała mi się nasza szeptana rozmowa z G.. Tak to jest z tego typu spotkaniami, że omawiany temat w danym momencie może się zmienić o 180 stopni. Tak samo było i tym razem, trafiło na politykę prorodzinną. Okazało się (dla mnie), że średnia liczba dzieci przypadająca na małżeństwo to 1,3. Paradoksalnie ponad 2 razy większa jest liczba dzieci, które ludzie chcieli by mieć, gdyby nie obecne warunki ekonomiczne w Polsce – to dane z badań przeprowadzonych przez jakąś fundację. G. zapytała mnie, jaka jest liczba dzieci, którą ja chciałabym posiadać – oczywiście moja odpowiedź, bez wahani a to – 0. Trochę się zdziwiła;).
                To był naprawdę dobry dzień, cieszę się, że przeżyłam go tak, a nie inaczej. No chociaż, co prawda, do gramatyki dalej nie zajrzałam… Za to jutro po gramatyce wyklarowały mi się plany – idziemy z dziewczynami z samorządu do restauracji by wykorzystać ten kupon. Nie mogę się tego doczekać, być może zwolnię się z 10 minut zajęć, by zdążyć na czas, ale to tylko dodatkowy plus. A więc biorę się za siebie. Dam sobie radę na wfie, zaliczę kolokwium, poudzielam się na zajęciach i wybiorę się do restauracji. To jest plan na jutro;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!