Kilkanaście minut przed północą, wciąż jednak z tą datą.
Nie to, by była jakaś specjalna i szczególnie warta zapamiętania, co to, to
nie. Ale tak jakoś.
Obejrzałam
dzisiaj „Pana Wołodyjowskiego”. Tytułowy bohater, zdaje mi się bardzo
romantyczny. Szczęścia w miłości biedak wcale nie miał, choć waleczny i
zasłużony dla ojczyzny, jeśli chodzi o miłość nie wiodło mu się. Do tego kończy
tragicznie – samobójczą śmiercią. Podziwiam tych ludzi, którzy swoje obietnice,
swoje przysięgi traktowali tak poważnie – dzisiaj nie ma czegoś takiego.
Obiecał z Kietlingiem, że będą się bronić do ostatniej kropli krwi, że białej
flagi wcale nie wywieszą. Gdy inni zamiast nich tę decyzję podjęli, im nie
zostało nic poza wysadzeniem się w powietrze. Nawet miłość Michała do Baśki nie
zdołała go powstrzymać. Gdyby tak nie postąpił, nie potrafiłby żyć z samym
sobą, a co dopiero z ukochaną. Albo udałoby się im i wygraliby wszystko, albo
nie udało i przegrali wszystko. Tak dużo na tej szali.
Przysięgi,
obietnice, moralność, wiara chrześcijańska, walka za kraj, miłość, prawdziwa
miłość. To jest w tym najpiękniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz