wtorek, 21 maja 2013

Short about past times...


Kilkanaście minut przed północą, wciąż jednak z tą datą. Nie to, by była jakaś specjalna i szczególnie warta zapamiętania, co to, to nie. Ale tak jakoś.
                Obejrzałam dzisiaj „Pana Wołodyjowskiego”. Tytułowy bohater, zdaje mi się bardzo romantyczny. Szczęścia w miłości biedak wcale nie miał, choć waleczny i zasłużony dla ojczyzny, jeśli chodzi o miłość nie wiodło mu się. Do tego kończy tragicznie – samobójczą śmiercią. Podziwiam tych ludzi, którzy swoje obietnice, swoje przysięgi traktowali tak poważnie – dzisiaj nie ma czegoś takiego. Obiecał z Kietlingiem, że będą się bronić do ostatniej kropli krwi, że białej flagi wcale nie wywieszą. Gdy inni zamiast nich tę decyzję podjęli, im nie zostało nic poza wysadzeniem się w powietrze. Nawet miłość Michała do Baśki nie zdołała go powstrzymać. Gdyby tak nie postąpił, nie potrafiłby żyć z samym sobą, a co dopiero z ukochaną. Albo udałoby się im i wygraliby wszystko, albo nie udało i przegrali wszystko. Tak dużo na tej szali.
                Przysięgi, obietnice, moralność, wiara chrześcijańska, walka za kraj, miłość, prawdziwa miłość. To jest w tym najpiękniejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!