środa, 29 stycznia 2014

jakoś się udało

Nie wiem jakim cudem przetrwałam dzień (ależ się powstrzymuję przed napisaniem ‘dzisiejszy dzień’). Jakoś się udało. Z ćwiczeń z literatury pozytywizmu mam 4,5. Z literatury Młodej Polski 4. Z Multimedialnych Form Kultury 5, tu jak prawie każdy z grupy, żeby nie było, że jestem totalnym kujonem. Na angielski w końcu nie poszłam. Wyszłam z domu o 6.30 (daaawno temu), przeszłam się kawałek, poczekałam na tym przystanku i zrozumiałam, że w ferie ten bus nie jeździ. No PATOLOGIA. Zdenerwowałam się. Ale w końcu jakoś dotarłam na uczelnię – i stwierdziłam, że nie ma najmniejszego sensu, bym pojawiała się na tym angielskim. Spróbuję lektorkę znaleźć w piątek. Mam nadzieję, że uda mi się zaliczyć na tę 4 chociaż. Z teorii literatury będę odpowiadała we wtorek – tuż przed egzaminem z pozytywizmu, muszę więc ogarnąć psychoanalizę i krytykę feministyczną.
         Heh, dość o szczegółach pracy. Dowiedziałam się dzisiaj, że koleżanka, która zrezygnowała ze studiów, zrobiła to między innymi dlatego, że po Sylwestrze się rozchorowała, wylądowała w szpitalu i poroniła ciążę… Rozumiem, że to ciężkie, bardzo ciężkie przeżycie. Ale czy rezygnować ze studiów? Z przyszłości? Przecież z gospodarstwa raczej nie da się utrzymać przez całe życie. A przynajmniej udaje się to tylko nielicznym. No oczywiście, że życzę jej jak najlepiej. Naprawdę.
         Ech. Chciałabym mieszkać w Beverly Hills. To magiczne miejsce. I do tego bogate. Rozpływam się w marzeniach.

2 komentarze:

  1. gratuluję takich ocen:)
    a krytyka feministyczna brzmi ciekawie.
    hm...to nie można, moim zdaniem, tak wprost oceniać. utrata dziecka to szok, człowiek nie postępuje jasno a nawet....studia i ich ukończenie to nie jest jedyna możliwa ścieżka bycia szczęśliwym, posiadania tej wspaniałej przyszłości. są różne drogi:)
    a ja tego miejsca nie znoszę XD samo LA jeszcze w porządku, ale nie BH XD

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam!