Ja wręcz przeciwnie myślę, że te małe sukcesy motywują do
tego by zmienić ich status na większy.
Może
i nigdzie sobie tego nie zapisałam, jednak mój pierwszy cel wagowy – zejść
poniżej XXX kg został dzisiaj osiągnięty. Ah, jaka radość! No jest to nie do
opisania! A kiedy zejdę do momentu, który najbardziej utrwalił mi się w pamięci
– wagi XXX kilogramów. To przecież 17 kg mniej niż teraz! A 22 kg mniej niż
jeszcze w styczniu! Tak właśnie –
schudłam sobie 5 kg. To nie za dużo, właściwie to jest nic. Jednak cieszy mnie
to jak diabli. Dlaczego miałoby nie cieszyć? Moja waga jest już tak tragiczna –
posiadająca trzy cyfry. Nie dwie, a trzy. Taka osoba to nazywa się grubą. Aż
wyciągnę swój rozwojowy zeszyt i przeczytam swoją wizualizację sytuacji, w
której jak nic rozpiera mnie duma, z tego jak wiele kilogramów tego dnia w
przyszłości pozostawię za sobą. Wiem, co wtedy będę miała na sobie, jak będę
wyglądać, co będę robić, jaka będzie pogoda i jaki zapach będzie unosił się w
powietrzu. Ta wizja to coś wspaniałego.
Tylko
uświadomiłam sobie teraz, że nie bardzo się starałam w tym roku. Powinnam
więcej od siebie wymagać. Jednak już długi, długi czas nie widziałam na wadze
tej liczby, która pojawiła się dzisiaj. Chciałabym więcej takich momentów
przeżywać. A więc dość wymówek. Staram się dalej i o wiele bardziej. Przecież
te 5, czy nawet 7 kg, które zgubiłam to praktycznie nic. To, że ćwiczyłam te 15
minut dziennie, czasami tylko trochę dłużej to także niewiele. Jednak (choć
może tylko mi się wydaje) widzę pewną poprawę – mniej mnie bolą mięśnie, już
się tak nie męczę. To naprawdę niewiele, nic – teraz to widzę, jednak zawsze to
więcej niż rok temu.
Przyspieszę
swoje tempo jeśli chodzi o realizację tego postanowienia. Wiem, że będzie
ciężko – już od lutego było, jednak sama tego chcę, wiem, że to jest jak
najbardziej dla mnie korzystne. I nie tylko dla mnie.
Pierwszy
mały sukces. Motywujący bardziej niż cokolwiek innego. Teraz biorę się z sobą za bary i zaczynam na poważnie siebie
pilnować:
- zamiast bsmart w galerii – jogurt kupiony wcześniej w
sklepie (muszę wrzucić łyżeczkę do torebki);
- kupowanie na uczelni wafli ryżowych
- branie na uczelnię dwóch kanapek (w ten sposób
zaoszczędzę także kasę)
- zabieranie ze sobą zawsze wody
- STOP ciastom, ciastkom, chipsom, słodkościom i
tłustościom
- codzienne ćwiczenie co najmniej 20 minut
- nie miganie się od wracania na pieszo ze stacji (1,5
km)
- zadbanie o swój przewód pokarmowy
Nom,
do tego dochodzi dbanie o siebie, bo przecież, to, że ważę AŻ tyle nie znaczy,
że mam pokazywać się innym z niezbyt wyregulowanymi brwiami, prawda? ;)
Więc
mam już cel – wiem jak do niego dążyć. Pozostaje jedynie działanie;) Do
wieczora!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz