sobota, 30 marca 2013

Still in dreams and a little effective day.



                I cóż? Kolejny dzień minął. Trochę bardziej produktywnie niż wczorajszy. No i wreszcie skończyłam oglądać wszystkie odcinki serialu „Castle”.
                Ok., ok., streszczam się. Tylko z czym? O czym tak naprawdę mam pisać? Za mało się staram, za mało od siebie wymagam. Jednak, dlaczego mimo to mam podupadać na duchu?
                Dopiero teraz pojawia się ta refleksja – trochę zmarnowałaś dzień, no bo tak do końca to go nie zmarnowałam. Ah, ok., nie tłumaczę się.
                Trochę śmiałam się dzisiaj ze swojej głupiej wyobraźni. Jak mam się… Co ze sobą zrobić? Za bardzo chcę, być może to mój problem? Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
                Muszę sprawdzić w jaką definicję wpisuje się ten mój plik – pamiętnika czy dziennika? Tak, taki mam z tym problem. Wydaje mi się, że bardziej jest to pamiętnik, ale dziennik brzmi bardziej dorośle.
                Mam prawie 21 lat, dziewczyny w moim wieku już wyszły za mąż, mają dzieci, nie mieszkają ze swoimi rodzicami – któreś z tych na pewno. Ja może nie tyle chciałabym się wyprowadzić już teraz od rodziców, co już teraz być od nich niezależna finansowo. Właśnie. Kasa. Kiedyś nawet przyszło mi do głowy by, gdy „dorosnę” i się dorobię oddać swoim rodzicom każdy jeden grosz jaki na mnie wyłożyli. Nie wiem skąd we mnie taka myśl, taka potrzeba.
               
Can you find me? Wiem, że ktoś tam jest i czeka na mnie – druga część mojej duszy. Bardziej konkretnego obrazu tej osoby w głowie chyba mieć nie mogę, prawda? Lista jego cech liczy jakieś 30 punktów.
                Najważniejszym pytaniem jest to kiedy się zjawi – czy potrafi w ogóle mnie znaleźć? A może czy ja jestem gotowa na to, by mnie znalazł?
                Ah, powinnam przestać się tym zajmować, po prostu odsunąć wszystkie wątpliwości na bok i czekać. Czekać z wielką nadzieją na to co się wydarzy. I marzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!