środa, 27 marca 2013

Success is not final...






                  Pierwszy sprawdzian z postanowienia już za mną – zależy jak na to patrzeć, jeśli rygorystycznie – oblałam, jeśli trochę przychylniej zdałam na 3 na podwójnych szynach (jak to ładnie się niektórzy wyrażają). Chodzi o to, że dziś były urodziny babci – ciasta, kanapeczki i inne. Ale przynajmniej trochę się przebiegłam i nie migałam się od ruchu. Byle więcej takich popraw.
                Środa. Mam jasno wytyczone cele na ten świąteczny tydzień, a z ich realizacją tylko pomalutku poruszam się do przodu.
                Ah, kusi ten Internet, kusi by wejść i coś tam jeszcze zobaczyć, coś przeczytać, czegoś się dowiedzieć. Ale nie, dam sobie radę – wytrzymam :D
                I tak zrobiła się już prawie 22 – pokazywałam siostrze pewne ćwiczenia na brzuch. Chciałabym by się zrobiło cieplej, nie miałabym wtedy wymówki, by nie wyjść wieczorem na spacer, by trochę pobiegać. Właściwie, to nawet wpisałam sobie w kalendarz – na jeden z ostatnich weekendów kwietnia – wieczorny spacer z bieganiem. W ten sposób brzmi to zupełnie inaczej niż samo tylko „bieganie”. Od podstaw chcę zmienić swoje myślenie o wysiłku fizycznym. Odnaleźć w sobie motywację. Dawać sobie sama radę.
                Powróciły dzisiaj do mnie myśli związane z prawem przyciągania i tym, jak ważne jest poczucie wdzięczności. A więc za co jestem dzisiaj wdzięczna? Za to, że obejrzałam NCIS i NCIS: Los Angeles, za rozmowę z rodziną przy stole z okazji urodzin babci, za to, że mam sąsiada, z którym mogę o wielu rzeczach porozmawiać, za siostrę, która wypożyczyła mi dzisiaj książki, za to, że nie migałam się od sprzątania, za to, że pomimo tego siedzenia przy stole starałam się pamiętać o swoim postanowieniu, za swoją wyobraźnię, za książkę „Głód”, którą powoli kończę czytać. I najważniejsze – jestem wdzięczna za osiągnięcie swojego pierwszego wagowego celu (choć nigdzie nie zapisanego). Chyba zrobię sobie taką tabelkę z wagowymi celami. Tak, zaraz to zrobię.
                Jest jeszcze tyle rzeczy o których chciałabym napisać, pamiętam jednak o tym, że chcąc wcześniej wstać, muszę się wcześniej położyć. A jest już 22.06. Do jutra.
Kase and Wrethov – One life.

1 komentarz:

  1. Hej! To znowu Ja :)
    Zgadzam sie z Toba calkowicie. Styl zycia pro-ana moze byc zabojczy, moze wyniszczac, moze powodowac uszczerbki na zdrowiu, ale ludzie codziennie sie wyniszczaja - pija za duzo kawy, pala papierosy, pija alkohol.
    Nie wszystko tez jest takie jak wyglada. Dla mnie taka rygorystyczna dieta to walka z inna choroba, jaka jest bulimia, z ktora bezskutecznie walczylam od ponad pieciu lat. Od kiedy zaczelam moja przygodę z blogiem i motylkowym stylem zycia, udało mi się osiagnac rekord i nie wymuszać wymiotow przez więcej niż 6 dni, co nie udawalo mi się latami. To ogromny plus, nieprawdaż?
    Och, a moja ‘idealna waga’ nie jest absolutnie ustalona według jakiejś wytycznej, tym bardziej nie jest podyktowana jakims mainstreamowym widzi-misie. To po prostu liczba, przy której mysle, ze będę wygladala dobrze i będę mogla w pełni zaakceptować Siebie. Jeśli stanie się cud i wazac 60 sposobam się Sobie to przerwę diete. Nie jestem jakas wariatka i nie zamierzam się zagladzac by było mi widać wszystkie kosci. Po prostu to jedyna dieta, która dla mnie działa i pozwala mi ujarzmić bulimie.
    Sama się odchudzasz. Powinnas mnie choć po części rozumieć. Nie daze do autodestrukcji i znam konsekwencje Swoich dzialan. Ale naukowcy udowodnili tez, ze otylosc jest rownie niebezpieczna co taka dieta, wiec wole być szczupla, moc zaakceptować Siebie i zyc pelnia zycia niż być wieczne kobieta z nadwaga.
    Mam nadzieje, ze to co napisałam ma jakiś sens!
    Pozdrawiam cieplo i zycze powodzenia w dietkowaniu! :)

    Kokainovva xxx

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam!