piątek, 8 marca 2013

Everything has their cause...



Niezmiernie cieszę się, że to już koniec tego dnia. Cieszę się, że dziś już nic się nie wydarzy. Może i nie do końca ten dzień był taki zły, jednak podobnie jak większości ludzi i mi zdarza się lepiej zapamiętywać te negatywne sytuacje niż te pozytywne. Na dziś to już jednak koniec. Czas na jakieś podsumowanie?
                Postaram się utrzymać je w tonie pozytywnym (oczywiście!), ale przypominając coś sobie trochę w to powątpiewam, niemniej spróbuję.
                Na konferencję weszłam zanim tak na dobrą sprawę się ona rozpoczęła. Oprócz mnie i kilku dziewczyn z piątego roku polonistyki i paru referujących nie było na dobrą sprawę nikogo. Pierwszy wykładał doktor habilitowany nauk medycznych z łódzkiego Umedu. Jako, że tematem konferencji była uczta i ucztowanie skoncentrował się on na treningu kulinarnym jako tym, który pomaga ludziom chorym psychicznie (głównie na schizofrenię) powrócić do społeczeństwa. Wykazywał także i o wiele bardziej ważniejsze kwestie takiej terapii. Nie chcę się w to za bardzo zagłębiać, bo chciałabym napisać o czymś innym. Trudno przecież, by taki temat nie pobudził do refleksji…
                Doktor jest zarówno psychologiem jak i praktykującym psychiatrą. Charakteryzował w swoim przemówieniu, tak pokrótce, tą najczęstszą chorobę psychiczną. Zachorować na nią może każdy w młodym wieku, a lekarstwa jeszcze na nią nie wymyślono. Ludzi chorych przestaje interesować cokolwiek – ich życie, książki czy cokolwiek innego. Do tego stopnia żyją drugim życiem, że nawet nie dbają o swoją higienę osobistą. A to przecież wydawałoby się takie podstawowe i błahe…
                Dowiedziałam się także o ośrodkach, które pomagają takim ludziom wrócić do społeczeństwa. Chorzy przychodzą tam na cały dzień i od podstaw uczą się wydzielania sobie leków, gotowania, czasem rozwijają jakieś swoje pasje pod okiem instruktorów. Pod okiem instruktora uczą się od nowa dbać o higienę osobistą. Wydaje się to nie do pomyślenia…
                Podawał on także przykład jednej ze swoich podopiecznych. Kobiety, adiunkta na jednej z największych uniwersytetów politechnicznych w Polsce. Zachorowała na schizofrenię, przeszła leczenie i wróciła do pracy. Referujący mówił o tym z taką dumą, że miał w tym udział. Kobieta wróciła jednak do pracy jako sprzątaczka publicznej toalety… I jakby to teraz napisać. Przez schizofrenię od adiunkta do cioci klozetowej… Nie chodzi o to, że nie szanuję osób, które wykonują tego typu pracę. Już dawno zauważyłam, że nie wszyscy moi znajomi mówią paniom sprzątającym to głupie „dzień dobry”. Tym razem jednak nie o tym.
                Przecież na taką chorobę może zachorować każdy. Co z tego, że inteligent z tytułem doktora, skoro przy tej chorobie zamienia się w osobę niezdolną do życia. Taka tragedia…
                I jest tak jak powiedział wykładowca Umedu – możemy nawet nie być świadomi, że któraś z osób nas otaczających boryka się z tego typu chorobą psychiczną. Jeszcze 60 lat temu to było niemożliwe. Dzisiejsza medycyna pozwala, choć w pewnym stopniu, przywrócić samodzielność takim ludziom. Pozwala im funkcjonować w świecie.
                Co by nie napisać, to naprawdę poruszające – smutne, szokujące, zmuszające do refleksji. Na przykład ja – zaczęłam się teraz obawiać takiej choroby. Nie chciałabym, by moje życie tak wyglądało. Wydaje mi się, że inteligencja, choć nikła, niemniej w jakiejś formie u mnie występująca jest wszystkim co mam. Nie chciałabym tego utracić. Nigdy.
                Z drugiej strony, jakkolwiek kuriozalnie to nie zabrzmi choroby psychiczne są fascynujące, nie da się ich przecież w większości wytłumaczyć – dlaczego ta osoba, jak zapobiegać, jak leczyć? To nie wyrostek, który można wyciąć, a nawet jak się to zrobi źle to można jeszcze poprawić. To niewidzialna choroba najważniejszego narządu – mózgu. To się rozpisałam na ten temat.
                Niby błaha tematyka konferencji naukowej – „Uczta i ucztowanie” a jak bardzo dający do myślenia. Po referacie doktora nauk medycznych referowała logopedka-dziennikarka – ciekawy referat o uczcie internetowej. Karmieniu się resztkami z informacyjnego śmietnika, między jednym a drugim łykiem stygnącej kawy. Mogłam niektóre jej zwroty sobie zapisać, miałabym czym błyszczeć. Moment. Sama mogę je wymyśleć! Np. porozmawiajmy o Nietzchem (=niczem).
                Drugim było, jak zauważyła organizatorka konferencji niespotkane jeszcze nigdzie ujęcie uczty. Uczy w samotności – jako uczty intelektualnej, relaksu w głupiej wannie, filmu, nawet tego oglądanego w kinie, bo często wydaje ci się, że sam jesteś na sali z postaciami na srebrnym ekranie.
                A może jeszcze jakieś zakończenie wpisu? Coś takiego by sprawiło, że pozostanie on w pamięci. Hm. Ostatnio łapię się na tym, że za punkt wyjścia swoich analiz wybieram fakt, jakoby wszystko co się dzieje, dzieje się z jakiejś przyczyny. I chyba zaczynam się w tym gubić. A przecież nie zawsze tę przyczynę będę mogła dostrzec od razu, nie zawsze przecież w ogóle ją odkryję. Muszę znaleźć sobie inne filozoficzne podejście do życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!