Przed
20 przyjechali do nas z wizytą dwaj ojcowie – jezuici – jeden z nich to stary
przyjaciel taty z czasów, gdy był on jeszcze ministrantem, a drugi, właściwie
nie wiem dlaczego przyjechał, ale był to ojciec, który po 31 latach wrócił z
misji w Syrii do Polski (swoją drogą wciąż świetnie mówi po polsku).
Zmówiliśmy
wraz z ojcami modlitwę, porozmawialiśmy trochę, tata nagadał się o naszej
sytuacji. Było kilka takich momentów w czasie ich wizyty, gdy dosłownie stawały
mi w oczach łzy – to wciąż we mnie siedzi, w każdym z nas, od tych emocji już
się nie uwolnimy. W każdym razie chciałabym napisać o kilku rzeczach.
Jedną
z nich, są słowa ojca, który wrócił z tej Syrii – że tak, jakby to powiedzieli
Żydzi – ważne, że mamy zdrowie, że jesteśmy razem, że nikt w nas nie strzelał –
a podpalenie, podpaleniem. Powtórzył on także te słowa już na wyjściu – że
widzi, że jesteśmy razem, że jesteśmy silni i że damy sobie radę. Cieszę się,
że ktoś nas tak postrzega. Skoro praktycznie obcy człowiek podczas tak krótkiej
wizyty to zaobserwował i mówił o tym, musi to być prawda. Podniosło mnie to na
duchu.
Inną
rzeczą, która już nie bardzo przypadła mi do gustu, był fragment rozmowy, w
którym mój tata jakby przyrównał gejów do podpalaczy i morderców – ludzi
niższej kategorii. Nawiązał do starań praktycznie każdego państwa w tej chwili
o możliwość legalizacji takich związków i adoptowania dziecka. Nie odezwałam
się wtedy. Pomimo tych prawie 21 lat wciąż nie mam wyrobionego, tak do końca,
poglądu na tę i wiele innych spraw. Wydaje mi się jednak, że lesbijka czy gej,
są to tacy sami ludzie jak ja. Dlaczego więc mam im czegoś odmawiać? To co
robią w swoich czterech ścianach kompletnie mnie nie interesuje. A argumenty
tego typu, że są to grzesznicy, dewianci czy co tam jeszcze – przecież to ich
życie (i doczesne i wieczne) więc co kogo to obchodzi? Tym bardziej, że
naprawdę nie wierzę, by grzechem miałoby być pokochanie osoby tej samej płci.
Miłość. Może jestem naiwna w
tym co piszę, ale niech tam.
Tak
myślę, że za bardzo przyzwyczaiłam się do akapitów – przecież wczorajszy wpis
bez nich wyglądał by zupełnie inaczej (więc myślę, że chyba go poprawię). Ok.,
dziś to na tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz