Jaki był ten dzień? Spokojny, sympatyczny. Właściwie to
nie wiem, dlaczego bywały chwile, kiedy się tak irytowałam – a tak, bo czytałam
książkę. Piękną, dynamiczną, cudowną, z akcją w XIX wieku i happy endem – czego
chcieć więcej? Nicola Cornick –
Kłopotliwy dług księżnej. Serdecznie polecam.
Obudziłam
się po 6 – na tę godzinę nastawiłam sobie budzik, ale naprawdę nie mogłam się
zmotywować do wstania – chyba wciąż nie byłam wypoczęta po wczorajszym
wyczerpującym dniu. W każdym razie zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je
otworzyłam było praktycznie wpół do 7. Może bym zdążyła, może nie –
skapitulowałam i nie wyszłam z łóżka. Teraz będę musiała napisać maila do
kobieciny z angielskiego i kiedyś ją złapać na uczelni. Co tam.
W
każdym razie większość dnia spędziłam w pracy – mama a to pojechała na pocztę,
a to gdzieś tam jeszcze, więc spędzałam czas obsługując ludzi – czytałam też
książkę i czytałam swoje poprzednie wpisy – zrobiłam sobie nawet listę tematów,
które chciałabym tutaj jeszcze poruszyć, ale o tym za chwilę.
Po
16 weszłam sobie na czaterię – ciekawie mi się rozmawiało tylko z niejakim Z. –
trochę starszym ode mnie, za to inteligentnym, posługującym się jednak nickiem
– bogaty… W każdym razie musiałam kończyć z nim rozmowę, bo przyjechała do mnie
koleżanka – C. z córeczką. Łudzę się, że może jeszcze dzisiaj do mnie napisze –
ale niestety nic takiego jeszcze nie nastąpiło. Zadał mi pewne pytanie – no,
dość logiczne, po tym co mu napisałam, ale, że nie chciałam się rozpisywać to
napisałam tylko, że cieszę się, że ja i moja rodzina żyjemy i jesteśmy zdrowi –
spodobało mu się to, że jak to nazwał „szklankę mam w połowie pełną” – w końcu
czasem co pozostaje oprócz pozytywnego myślenia? ;)
Gdy
przejechała C. szybko się pożegnałam z czatowym znajomym, zamknęłam sklep i
zaprowadziłam C. na górę – byłam ja, mama i moja siostra. Wypiłyśmy sobie
trochę nalewki, zjadłyśmy tortu – dziś są urodziny mojej mamy, pogadałyśmy o
studiach, o znajomych – o wszystkim. Malutka jak zwykle była bardzo
absorbująca.
Bracia
z tatą byli na montażu u rodziców C., brat mi później opowiadał, że C. „chwaliła
mnie”, że tak się zajmowałam jej córeczką. Tata nawet stwierdził, że to chyba
pomyłka – bo to bardziej moja siostra lubi się bawić z dziećmi niż ja. Ale
psikus – ta mała naprawdę częściej wyciągała rączkę do mnie niż do mojej
siostry. Gdy byłam w łazience słyszałam rozmowę moich rodziców – mama stwierdziła,
że przecież i ja mogłabym być w takiej samej sytuacji jak C. – bo przecież
miałam chłopaka – jak bardzo się myli! Jakkolwiek cieszę się, że wreszcie się z
C. spotkałyśmy – teraz kolej na mnie, by jechać do niej;).
I w
jaki tu sposób przejść do tematu o którym tak chciałam pisać? Chodzi o sytuację
z tego tygodnia – gdy A., a następnego dnia S. z mojego roku przeżywały swoje
problemy z chłopakami. A. jednego dnia chciała wcześniej wrócić do domu (ma
naprawdę o wiele gorszą sytuację z dojazdami do domu niż ja) i dzwoniła do
chłopaka z prośbą, by po nią przyjechał – stwierdził, że jest zmęczony po 8
godzinach pracy i po nią nie wyjedzie. A. bardzo to przeżywała – opowiadała, że
często trafiają się jej takie sytuacje, że nawet jej rodzina zauważa, że A. „włazi
w tyłek” swojemu chłopakowi itd. A ja zadałam jej podstawowe pytanie – no a
mówisz mu o tym wszystkim? Jej odpowiedź totalnie zbiła mnie z pantałyku – tak,
mówię, ale on wtedy do mnie ze stałym już tekstem – „jak ci nie pasuje, to
zerwij”. Jak można żyć z facetem, który w ten sposób odpowiada? Związek – mi się
kojarzy tylko z partnerstwem, a nie staraniami jednej strony, gdy druga ma na
wszystko wyjebane.
Może
jestem naiwna, ale tylko kręciłam głową, gdy A. nam to wszystko opowiadała (nie
po raz pierwszy już zresztą) – nawet nieśmiało powiedziałam, że no to nie
rozumiem, dlaczego ciągle z nim jest. Jej odpowiedź – bo go kocha, naprawdę
wydała się szczera i taka, że na to nie ma żadnych argumentów – jest naprawdę w
ciężkiej sytuacji. Oczywiście następnego dnia było już wszystko cacy i w ogóle –
z tym, że to ona do niego zadzwoniła, nie on do niej. Tylko jak długo
wytrzymają? Przecież ostatnio A. mówiła o tym, że żałuje, że do niego kiedyś
wróciła – bo wtedy być może byłaby z kimś innym szczęśliwa. A tak? Życzę im jak
najlepiej.
Nie
znam się, nic o tym nie wiem. Ani o miłości, ani o związkach. Ostatnio
zastanawiałam się dlaczego Najwyższy nie postawił jeszcze nikogo na mojej
drodze. Może po to, bym to bardziej doceniła? A może nikogo dla mnie nie ma? W
tej chwili czuję się tak, że nawet… Nie, nie kończę tego zdania. Byle kim, byle
związkiem – jakimś substytutem nie zamierzam się zajmować, to byłaby tylko
strata czasu. Pozostaje mi z nadzieją czekać na to, co ma dla mnie los.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz