środa, 12 czerwca 2013

Dziękczynny dzień;)



               Niby „mea culpa”, ale wcale nie czuję się winna, przeciwnie, czuję się jakoś tak – w porządku. Oki, już piszę co mam na myśli. Miałam dziś tylko warsztaty – z których dostałam pierwszą piątkę na koniec tego semestru – a po nich spotkanie z samorządem – o 11.30.
                23.06 – minęło mi te pół godziny na pobycie w łazience;).
                Czy to spotkanie było produktywne? Raczej nie – pojawiło się mało osób, w tym nie było tych najważniejszych – panów przewodniczących. Praktycznie do 12 tylko sobie siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Przyszła do nas na chwilę pani R., był T., N., M., no i I. Po skończonym spotkaniu zostałam z I. i pisaliśmy podziękowania dla sponsorów. Jednak tak obiektywnie patrząc to do końca nie wiem, czy naprawdę się I. przydałam, możliwe, że tylko mu zawadzałam. W każdym razie, gdyby tak było, to by mnie wygonił prawda? Ze dwa razy wspominałam o swoim busie – a koniec końców wróciłam do domu dopiero ok. 18. Nie to, że narzekam;).
                Ostatnio jakoś tak… Weekend – brat u dziewczyny, siostra pojechała gdzieś ze znajomymi, A. także gdzieś się wybierała (napisała mi w smsie zresztą, że „jak zawsze”). A ja? Taka biedna sierotka – znajomych mam tylko z uczelni – tylko z dziewczynami idę na piwo, bsmarta. Ok., byłyśmy ostatnio w restauracji z dziewczynami z samorządu, więc trochę inne towarzystwo, no ale mimo wszystko to zdecydowanie za rzadko. Pojawia się chyba u mnie jakaś potrzeba zmiany towarzystwa, a może poszerzenia znajomości? Grubaska szuka przyjaciół, hahahaah.
                Fajnie mi się tam siedziało z I., podziwiam go trochę, za tę koncentrację na tej jednej rzeczy, którą w danym momencie robi. Przy pisaniu podziękowań trochę się pośmialiśmy i nawet popisaliśmy kreatywnością – a ja filolożka przydałam się trochę przy poprawności językowej (dziękuję Pani Doktor od gramatyki!;) ).
                Mogłam wrócić wcześniej i zająć się wszystkim, czym powinnam na jutro – jednak, naprawdę straciłam motywację. Naprawdę wolałam siedzieć w samorządowym pokoju wraz z I. i walczyć i z programem i z drukarką i z polską fleksją. To było o wiele bardziej takie zwyczajne, spokojne? A może to było to, czego potrzebowałam? Oderwałam się chociaż na chwilę od myślenia o stresujących zaliczeniach wymagających dużego nakładu pracy z mojej strony.
                Miałam dobry dzień. I chyba tak na dobrą sprawę, dziś tylko to się liczy, prawda? Postaram się jednak wrócić do rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!