Deszczowe dni mają to do siebie, że są takie wolniejsze,
spokojniejsze – dziś było tak tylko do południa – gdy byłam na uczelni, potem
czas leciał galopując. Ciach - jestem w pociągu, ciach – jestem w domu, ciach –
jadę z tatą do banku zapłacić ZUS, ciach – jedziemy z tatą odebrać brata ze
szkoły, ciach – rozmawiam z mamą i siostrą siedząc w kuchni, ciach – jest już
21.32.
Niestety
żadnej z koleżanek nie namówiłam na przeczytanie swojego tekstu, który ma być
pracą zaliczeniową na retorykę (zatytułowałam go „Ograniczona wolność”), więc
dałam go mamie w domu do przeczytania, powiedziała, że „mam lekkie i pióro” i
że powinnam napisać książkę. Cóż, w końcu to od mamy dostałam pierwszy zeszyt w
którym prowadziłam swój pamiętnik – dziecinne pismo, dziecinne problemy – ale
za to jak tam kolorowo! Pewnie dlatego i teraz nie mogę się powstrzymać od
wklejania nawet do tego pliku różnych grafik – ot, tak dla urozmaicenia.
Kurczę,
aż zerknęłam do tego zeszytu – jakoś tak, miałam go pod ręką ;) Swój pierwszy
wpis napisałam 14 listopada 2001 roku. Prawie 12 lat pisania – oczywiście z
różnym skutkiem i z różnym nasileniem przez te wszystkie lata.
Ah, Oki,
już wracam – wrzuciłam na fb zdjęcie pierwszego wpisu, który napisałam tamtego
dnia. Ta przeszłość… Taka zabawna i przyjemna, pozytywna. Kolorowa.
Tak.
21.50. Głupi facebook. A nie, to głupia ja.
Napiszę
jeszcze o tym, że na moim rozwojowym blogu pojawiło się kilka fajnych
komentarzy od osób, z którymi wcześniej tylko jako-taki złapałam kontakt – i ja
się cieszę, że wróciłam do tej naszej ekipy. Staram się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz