sobota, 8 czerwca 2013

Marzenia same się nie spełnią...



                  Pisząc już te słowa nie będę zapeszać – w końcu dzień praktycznie się skończył.  Chyba za dużo w tym moim dzienniku odwołań do godziny, o której piszę te słowa. W końcu co to ma za znaczenie? Tyle chociaż, że piszę już wreszcie w cywilizowany sposób, w programie, a nie przez SkyDrive’a. Tylko, że i tu – co to ma za znaczenie w stosunku do treści merytorycznej?
                Hm, no więc ważne jest na przykład to, że ten dzień zleciał mi dość produktywnie – skończyłam referat na literaturę powszechną, powysyłałam koleżankom to, co miałam im wysłać, przepisałam także wiersz na warsztaty. Nawet trochę ruszyłam do przodu z referatem na romantyzm – mam jakiś pomysł jak go zacząć, a to już coś.
                Tak myślę, że niedługo zacznę pisać w nowym pliku – tak, dla wygody i trochę może dla bezpieczeństwa. A w wakacje powinnam się ogarnąć i zredagować swoje poprzednie pamiętniki – poprawić błędy, pouzupełniać, pozmieniać czcionkę – taka mała korekta by się im przydała. Może nawet udałoby mi się je wydrukować? Z tym, że byłoby to raczej mało bezpieczne – zawsze ktoś mógłby się na nie natknąć i poczytać. A one są prywatne, ale takie naprawdę prywatne. Dziś raczej nie mam się czego wstydzić – w końcu umieszczam też te wpisy w Internecie, tyle, że pod pseudonimem. Ale też dziś życie nie wydaje mi się tak beznadziejne jak kiedyś – potów®zę się kolejny raz pisząc, że naprawdę dziwię się sobie, że przetrwałam liceum, tę katorgę, do teraz doskonale pamiętam te negatywne emocje, które wtedy mi towarzyszyły.
                A dziś? Gdzie dziś jestem? Na pewno się rozwinęłam, inaczej patrzę na wiele rzeczy, lepiej piszę (praktyka czyni mistrza). Mam wielu znajomych, kilka (wydaje mi się) dobrych koleżanek, nawet bywa tak, że rozmawiam z facetami (ależ to dziwne!). Już nie jestem tak bardzo w sobie zamknięta. Jednak wciąż nie mogę sobie poradzić z pracą, wysiłkiem fizycznym – wciąż doprowadzam do głupich mi sytuacji – ale to nie o to chodzi. Zresztą, może i z tym jest teraz lepiej niż kiedyś.
                Kurczę, boje się egzaminów z romantyzmu i gramatyki. Wiem, ze będzie ciężko. W każdym razie ja „wszystko wiem”, więc dlaczego miałabym sobie z tym nie poradzić? Wiem, że ludzie tak mnie postrzegają – że wiem, że rozumiem o co chodzi wykładowcom. Tylko dlaczego sama nie potrafię tego dostrzec? Ja tylko widzę to, że robię bardzo mało, jeśli chodzi o naukę, a i tak jakoś tak wychodzi, że na zajęciach to ze mną prowadzone są rozmowy, rzadziej z kimś innym. Wciąż jednak daję od siebie za mało – w kółko to powtarzam, ale nic z tym nie robię.
               
A tak, przypomniało mi się, że znalazłam dziś ten tekst na profilu Briana Tracy’ego na fb. „Dreams don’t work unless you do.” Personally I prefer „goals” than „dreams”.
                Hahaha, to się ubawiłam – kochane funkcje autokorekty! Słowo „goals” zmieniły mi na słowo „golas”. To, to chociaż tyle, że pouśmiecham się do ekranu własnego laptopa.
                Oki, idę się zaraz myć i postaram się coś jeszcze konstruktywnego dziś zrobić. Zastanawiam się także… Pewnie wrócę do tygodniowego planowania na swoim rozwojowym blogu. Byle do przodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!