wtorek, 12 lutego 2013

Some things to do before I die (it's just a beginning)



                No tak. Cały dzień spędzony przy komputerze na graniu w „The Sims”. No prawie cały, ale to chyba żadna pociecha. A chciałabym być, jak dziewczyny prowadzące blogi o rozwoju osobistym. Z ich notek bije taka siła, chęć do działania, nie to co u mnie. Powtarzanie sobie, że da się radę, że ma się czas – to nic nie daje. Trzeba działać. Nie zastanawiać się, tylko działać.
                Nie będę już jednak się nad sobą użalała, to także nic mi nie da – to rzecz należąca do kategorii „bezproduktywne”, której chce się wystrzegać jak ognia. jaka prosta ta teoria. Moje zachowanie jest bezsensowne – najpierw marnotrawię dzień, a potem, wieczorem, przy chwili refleksji się na siebie wkurzam.  Ręce opadają z bezsilności.
                18 lutego egzamin z literatury oświecenia, a 20 lutego z historii Polski. Dam radę, oczywiście. Na oświecenie już coś tam przeczytałam (nie to, co ze staropolką), a z historią, no cóż, mam dwa dni więcej, prawda?
                Brzmię jak idiotka. Ale nie, przepraszam, miałam w tę stronę nie iść. Samokrytyka w tej chwili jest tak samo bezproduktywna. Już jest wtorek. Ogarniam się.
                Właśnie czytałam o wczesnym wstawaniu, fakt, trzeba się do tego motywować, bo  ranek spędzony w łóżku także należy do kategorii „bezproduktywnej”. Spróbuję, ustawię sobie budzik, na próbę na 7.30. Boże broń, by wcześniej – i to w czasie ferii. Hah.
                Przecież to wszystko do cholery nie jest trudne, czytam, wiem o tym, a nie wykorzystuję tego. Nastawiam swoje myślenie na produktywność – co da mi korzyść, a co nie? Gra w Simsy czy nauka do egzaminu? Odpowiedź nasuwa się automatycznie, tylko muszę pamiętać o zadawaniu sobie takich pytań.
                Wiele jest rzeczy, które chciałoby się zrobić „Things to do before I die”. Zaczynam sobie w myślach układać taką listę (listę książek do przeczytania, już mam ;p). Może wypiszę sobie teraz kilka rzeczy, które od razu przychodzą mi do głowy:
1.Nauka angielskiego, francuskiego, szwedzkiego.
2.Wizyta w NY – kilkumiesięczna, ale chciałabym tam mieszkać na stałe nawet.
3.Zakup lustrzanki/statywu/obiektywu
4.Kupno własnego samochodu
5.Koncert Eminema.
6.Wycieczka po antycznej Grecji.
7.Spotkanie z Martą Fox, Karoliną Piekarską, Damianem Ukeje.
8.Własne konto i praca pozwalająca na złotą kredytową kartę ;d
9.Własna biblioteka.
10.Kolekcja swoich ulubionych seriali na płytach DVD – a tego jest multum!
11.Waga – chociażby ta 8 z przodu.
12.Własna garderoba.
13.Wakacyjna praca w Anglii.
14.Pójście do opery.
15.Udział w takim prawdziwym balu (no tak, ale do tego należałoby umieć tańczyć)
16.Laserowa korekcja wzorku
17.Doktorat.
18.Kurs makijażu.
19.Impreza w klubie.
20.Sylwester za granicą.
                23.35. Póki co, to tyle w tym temacie, heh.
Andrzej Piaseczny – Chcieć i już.

1 komentarz:

  1. Tak to już jest, że przy sesji człowiek woli żyć bezproduktywnie. SKąd ja to znam? Powodzenia na egzaminach :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam!