To takie idiotyczne. Pospiesznie otwieram plik tylko po to, by móc zapisać godzinę wpisu – 20.20. Bo przecież kto normalny by się tym przejmował? A dlaczego ja przejmuję się tym, że nie jestem normalna? Oj, chyba ta sesja pytań została mi z wczorajszego wieczoru. No nic.
Tak
właściwie to już sama nie wiem na czym minęła mi ta niedziela. Coś tam niby
uczyłam się do egzaminu, a raczej – czytałam notatki. Tylko nie tak długo i z
takim poziomem koncentracji na jaki liczyłam. Zawiodłam się na sobie. Z drugiej
strony jednak – znów ćwiczyłam te 15 minut, nawet przeczytałam trzy krótkie
rozdziały „Rozważnej i romantycznej” pióra Jane Austen (cóż, lata 90 XVIII
wieku chyba jeszcze załapują się na oświecenie? chyba nie, bo w Polsce, to
tylko było tak opóźnione, to chyba będzie utwór z przełomu epok – czyli w
mniejszej czy większej części można to zaliczyć do literatury oświeceniowej,
haha – nie ma to jak wszystko pasuje ;d).
Dziś
piszę wcześniej. Bo mam taki skromny plan, by jeszcze tylko się umyć i zacząć
się znów uczyć do egzaminu. Nie chcę już zaglądać wtedy do Internetu, na
pocztę, na któryś z blogów, facebooka czy co tam jeszcze mogę wymyśleć. Laptop
tak czy siak pozostawię włączony, bo wrzucam na chomikuj swoje pliki. Na dysku
D zostało mi tylko 9 GB wolnego miejsca. Cóż, byłoby pewnie tego mniej gdybym
robiła więcej zdjęć – a tu w tym roku jeszcze za bardzo się nie popisałam. No
tak, zamiast narzekać na to jak mały mam dysk, wpadło mi do głowy napisanie, że
powinnam zająć więcej tego miejsca.
Szkoda
mi usunąć te swoje seriale, niby zawsze mogę je z powrotem ściągnąć, ale na to
muszę czekać, a nie wiem kiedy znowu najdzie mnie ochota by po raz 15 obejrzeć
5 odcinek czwartego sezonu „NCIS: Los Angeles”…
Co za głupota.
Nie
wiem jaka będzie puenta eksperymentu Damiana Redmera w którym biorę udział
(swoją drogą to byłoby ciekawe samej kiedyś przeprowadzić jakiś eksperyment na
blogu – do tego jednak potrzebni są czytelnicy…). W każdym razie chciałam
napisać, że to zakreślanie tych celów, raz na czerwono, raz na zielono każdego
dnia, daje motywację, pozwala wyklarować czego oczekujesz od siebie w danym
dniu. Niechby i to były drobne rzeczy – jak pójście spać przed 23 (a tego
punktu od 3 dni nie udaje mi się zrealizować) czy prowadzenie dziennika, które
jest już poniekąd dla mnie nawykiem to daje ci to poczucie działania. Sama mogę
ocenić na jakim poziomie jest to moje działanie. A kolory – czerwień i zieleń
(jako że nie jestem daltonistką ;d) mówią same za siebie. Albo i liczby. 9
celów w cztery dni – 36 celi do realizacji. W tym 10 na czerwono a 26 na
zielono. Mogę być z siebie dumna, prawda?
I
rozpisałam się na prawie 3/4 strony a4. To chyba także o czymś świadczy. Tak mi
wpadło do głowy, że może w ciągu dnia mam gdzieś z tyłu głowy ten punkt – „prowadzenie
dziennika” i tak jakoś pamiętam o tym, co chciałabym napisać. A może z tym to
już przesadzam. Nie wiem.
Do
listy celów dopisałam kilka punktów – jak napicie się wina we Francji,
zwiedzenie Muzeum Narodowego w Warszawie. A inspiracji do „The Bucket List” jakkolwiek
by się mogło wydawać wcale nie szukam na siłę, po prostu życie mi je podsuwa.
Czy tak jak dzisiaj głównie – Internet. A z jednego punktu zrezygnowałam –
mianowicie z nauczenia się języka szwedzkiego. Z prostego powodu – bo należy on
do rodziny języków germańskich. A ja na wielkie szczęście skończyłam już
edukację z języka niemieckiego i nigdy nie zamierzam do niej powracać czy nawet
w podobne klimaty. Więc przykro mi Stiegu Larsonie, ale nie przeczytam „Millenium”
w oryginale. Za to wybiorę chyba język hiszpański(kataloński). Należy on teraz
do „modnych języków”, a przynajmniej tak mi się wydaje. Na razie jednak skupiam
się na angielskim. Powoli także chcę powrócić do francuskiego (a to przecież
moje postanowienie noworoczne – tylko kto teraz o nich pamięta?!). Wszystko
jednak po kolei. Na początek egzamin z literatury oświecenia. Potem z historii
i oddanie referatów na wf co równa się zaliczeniu I semestru. A więc do pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz