wtorek, 26 lutego 2013

Freaky day...



Zwariowany dzień, dobrze, że dobiega końca. Właściwie chyba nawet nie mam ochoty go opisywać, zapamiętywać go w całości. Już teraz pozwolę sobie ocenić, że wcale nie jest tego wart. Najważniejsze jest to, że dostałam wpis z wf i zdałam indeks do dziekanatu. Na spotkaniu z samorządem także niewiele się działo.  Nie było żadnego delegowania zadań czy czegoś w tym rodzaju. I niestety musiałam z niego wcześniej wyjść, bo – cóż, zajęcia z gramatyki są ważniejsze, tym bardziej, że nikt na tym zebraniu nie zwracał specjalnie na mnie uwagi. Mówi się trudno i żyje się dalej.
                Z Piotrkowa wracałam razem z rodzicami. Byliśmy u pani Moniki. Całkiem to było miłe. Tak się trochę oderwać od wszystkiego. Były tam także takie dwa maluchy. Takie dzieci, to naprawdę mają dobrze, zero jakichkolwiek trosk. Mamusia o wszystko zadba.
                Gdy wracaliśmy takie zadałam sobie pytanie – co bym powiedziała rok temu, gdyby ktoś mi powiedział, że za rok będę studiowała polonistykę w Piotrkowie, nie w Łodzi i będę z tego o wiele bardziej zadowolona? Co gdyby ktoś mi powiedział, że będę w takiej komisji, że będę sekretarzem WRSS? Co gdyby ktoś mi powiedział, że pierwsze piwo ze znajomymi wypiję dopiero w październiku 2012r i to ze znajomymi ze studiów w Piotrkowie, nie Łodzi?
                Moje życie tak bardzo zmieniło się o tamtego czasu, że najpewniej wyśmiałabym się w twarz tej osoby. Bezsensu. Nie piszę dziś na siłę. Zamykam ten plik. A w nim rozpoczętą 36 stronę, a wszystko po to, by zdążyć opublikować wpis przed północą. Trzymam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!