sobota, 2 lutego 2013

Ot, taki dzień.



Byłam dziś w P., na szczęście udało mi się załatwić wpisy z informatyki dla wszystkich (indeksy zostawili dla mnie w portierni, w kopercie :D). Bałam się, że będę za późno, no ale udało się. De facto napisał, że mamy przyjść o 9.40. A ja wyjechałam ze stacji o 9.40. Obudziłam się wcześniej, ale nie dałam rady się wygrzebać z łóżka, niestety. Tak zimno było w domu, łóżko nie chciało mnie po prostu puścić.
                Gdy wyszłam z uczelni zadzwoniłam do B.. Moja pierwsza tak długa rozmowa przez telefon. Ponad 9 minut 30 sekund ;d. A i tak zapłaciłam 0,29 zł. Taki bonus.
                Wczoraj, może trochę też ze wstydu nie pisałam. Nie poszłam na egzamin z oświecenia, nie to, żebym się nie cieszyła z tego, nie wiem. Mam tylko nadzieję, że nie wpłynie to za bardzo na moją ocenę. Nauczę się. Do 18 lutego ponad dwa tygodnie. A nie poszłam z prostego powodu – zostałam w firmie. Rodzice wyjeżdżali wcześnie rano po towar i tak wyszło. Bo przecież rano wstałam i ubrałam się galowo, na egzamin, więc to nie tak, że zaplanowałam to sobie, czy coś.
                Egzamin z historii swoją drogą także został przełożony na sesję poprawkową – dla każdego, z powodu choroby pana doktora. Ja tam nie narzekam. Póki co pozostaje tylko piątkowy egzamin z historii filozofii. Muszę sobie wydrukować materiał w poniedziałek, a jutro jeszcze dokompletować i poprawić czcionkę. Wpiszę w kalendarz. Lubię być zorganizowana.
                Tylko a propos organizacji, kiepsko z tym u mnie. Jest 19.25, a za niedługo jedziemy z A. do koleżanki. Z winkiem, ah, będzie się działo ;).
Evenascence – Going under.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!