czwartek, 21 lutego 2013

Just remeber to try harder...



Tak sobie myślę, że mimo wszystko za mało od siebie wymagam. Powinnam jeszcze bardziej się starać, przecież stać mnie na to, prawda? Na przykład dzisiaj udało mi się ćwiczyć przez pół godziny. Tylko co z tego, skoro zjadłam to, czego nie powinnam? Nie pohamowałam się. Albo też nie spełniłam sobie obietnicy, że zrobię dla rodziców pewną rzecz. Albo trudno mi znów dzisiaj było zapanować nad zdenerwowaniem w pracy.
                Sama dla siebie jestem rozczarowaniem. I właśnie dlatego, nie zamierzam przestawać naprawiać swojego życia. Uczę się żyć na nowo, bardziej pozytywnie, bardziej produktywnie. A po wielu miesiącach wielkiego NICZEGO porażki (tak naprawdę niezbyt wielkie.. chyba..) są nieuniknione. Świadczą tylko o tym, że dążę do sukcesu, że jestem ich świadoma. Co znaczy dla mnie bardzo wiele.
                Więc nie poddaję się, przeciwnie, będę ze sobą walczyć silniej, bardziej. Pomyślę nad tym, jak w jak w ciągu dnia utrzymywać w sobie te myśli, tę motywację. Może jakaś bransoletka? Widziałam fajne wczoraj w jakimś sklepie „4 zł”. Więc wrócę tam po nie w poniedziałek. Chcę to zrobić dlatego, że w ciągu dnia, biegu wydarzeń przynajmniej na początku, ciężko jest pamiętać o nowych postanowieniach, o chęci poprawy. Potrzebuję czasu na wyrobienie w sobie nowych nawyków myślowych.
                A wpis chciałam rozpocząć czymś zupełnie innym. Chciałam się zachwycić, po raz kolejny czasami w których żyła Jane Austen. Jestem w trakcie lektury „Rozważnej i romantycznej”. W Rozdziale XVIII, gdy niespodziewanie Edward pojawia się w Barton, Marianne zwraca uwagę na kosmyk włosów w jego pierścieniu. Okazuje się, że to kosmyk włosów Elinor. Dziewczyna mu go nie wręczyła, musiał go jej jakoś podkraść, czy zdobyć w inny sposób. I to jest takie romantyczne… Zawsze ma przy sobie cząstkę swojej ukochanej. Bo czy może być coś bardziej osobistego niż kosmyk włosów? I to noszony na palcu, w pierścieniu.
                Pewnie to dziwne, że zachwycam się czymś takim. Niemniej to jest urzekające. Ma w sobie „coś”, co niezmiernie mi się podoba, przyciąga i wzrusza. Dosłownie wzrusza. Jeśli mogłabym się cofnąć w czasie, to byłyby to właśnie czasy Jane Austen czy Ani z Zielonego Wzgórza. Magiczne.
                Zaciskam zęby i staram się. Dla innych, dla samej siebie. I wierzę, że dam radę J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!