środa, 20 lutego 2013

Happy day with shadows, but still happy...



Aaaa! No zaliczone oczywiście! Historię Polski mam z głowy! I to świetne 3+. Haha, żałosne. Jakkolwiek i tak mam wiele powodów do radości i nie zamierzam sobie jej hamować. No może tylko wf pozostaje problem, ale na rozwiązanie tego muszę poczekać do wtorku. I nic więcej na temat wf nie piszę, po co mam swoje obawy tutaj wywewnętrzniać? To i tak nic nie zmieni.
                Najbardziej cieszy mnie to, że pomimo tego iż zostaje uruchomiona tylko jedna specjalizacja – to jest to właśnie dziennikarstwo! Więc dlaczego mam się nie cieszyć?! To stąd, że po licencjacie ze specjalizacją nauczycielską można nauczać tylko w podstawówce, by dostać większe uprawnienia potrzebne jest magisterium. A na magisterium mają być zajęcia dokładnie w tej samej liczbie godzin, więc jaki byłby sens robienia teraz specjalizacji nauczycielskiej? Oczywiście te argumenty brzmią logicznie, są logiczne. Przez chwilę jednak i tak się obawiałam, że nie przekonają dziewczyn. Byłam mile zaskoczona.
                Siła marzeń. Siła myśli. Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni tego doświadczam. Tylko co rusz pojawia mi się w głowie myśl: dlaczego tak nie działo się w Łodzi? Chociaż może i tak wtedy było, tylko ja po prostu tego nie dostrzegałam…
                Nieważne. Cieszę się tym co mam. A mam wiele. Już równy tydzień (dopiero teraz to sobie uświadomiłam) staram się bardziej. Więcej od siebie wymagam. Realizuję się. Wciąż w małym stopniu, jestem tego świadoma. Póki co jednak mi to wystarcza. I ta satysfakcja. Po prostu mam ochotę na więcej – na więcej ćwiczeń, na więcej czytania, na więcej pracy. Może to poczucie głodu wiedzy, takie pozytywne podejście do jej zdobywania nie jest zbyt trudne do zainstalowania w głowie, hm? No nie tylko wiedzy, ale tak ogólnie – apetyt na jeszcze.
                Znów powrócę do tematu Piotra – dziś nie, ale jeszcze w tym tygodniu zrobię sobie terapię. Przeczytam nasze rozmowy (mimo wszystko ich z dysku nie usunęłam…) i powspominam to wszystko. Bo tak jak kiedyś mi ktoś napisał, że paradoksalnie (lubię to słowo) im więcej razy przewałkujesz dany temat w głowie tym bardziej staje się on dla ciebie bezwartościowy, bezbolesny. Boję się tego.
                Tylko jak mogę pójść do przodu jeśli o to chodzi, gdy wciąż nie uwolniłam się od przeszłości? W dodatku tak marnej, że kogoś innego może totalnie śmieszyć to moje „przeżywanie” tego tematu.
                A miał to być pozytywny wpis. Pełen wiary i uśmiechu w jutrzejszy dzień. Wyszło jak wyszło. Ważne, że teraz uśmiecham się. Takim spokojnym uśmiechem. I o to chodzi.
Dido – No freedom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!