Zdałam! Zdałam! Zdałam! Wpis z literatury oświecenia (3)
mogę już odhaczyć J.
Zrobione. Prawie wszystkie przedmioty zakreślone na zielono. To tak pięknie
wygląda. W środę jeszcze historia, i w poniedziałek wfik. Po prostu cud, miód i
orzeszki ;).
Myślałam,
że nie dam rady wstać, jednak zdenerwowanie zrobiło swoje – nie mogłam leżeć w
łóżku, gdy miałam już tę świadomość, że zadzwonił budzik. Tylko żebym chociaż
tę godzinę wykorzystała na powtórkę to nie. Spędziłam ją na laptopie, czy tuż
przed wyjściem na taty komputerze. Zaliczyłam, a mimo to narzekam. Idiotka.
Pociąg
miałam o 7.35 więc nie spieszyłam się na stację – czekałam nawet jakieś 15
minut (ta moja „fobia” do spóźniania się na pociąg…). Trafiło mi się, że
jechałam z kuzynką. Jak zwykle, gdy razem siedzimy – ani ja, ani ona nie
wykorzystałyśmy tego czasu na naukę, tylko na rozmowę. Przynajmniej trochę moje
myśli oderwały się od egzaminu.
Poszłam
prosto na uczelnię – nawet nie kupowałam sobie kanapki, czy wody. Usiadłam przy
windach, rozłożyłam notatki i czytałam. Nawet mogłam się skoncentrować, chociaż
ten niepokój gdzieś tam plątał mi się po głowie. Gdy przyszedł Arek nie za
wiele z nim rozmawiałam. Co miałam mu powiedzieć? Dowiedziałam się wczoraj od
Ani, że nie zdał poprawki ze staropolskiej. Co za ironia, prawda? Zresztą dziś
oddał ocenę walkowerem – od razu poprosił o wpisanie mu niezaliczenia.
Śmiesznie wyszło, że to niezaliczenie pan profesor wpisał do mojego indeksu, a
później musiał to kreślić.
Wylosowałam
nawet proste pytania – pierwsze o rokkoko w Polsce, drugie o bajkach
Krasickiego. Wiem, że się nie postarałam. Jak powiedział pan profesor – moja wiedza
jest na poziomie szkoły średniej, nic ponadto, a przecież nie na tym polega
studiowanie. Myślę, że dobrze, że prof. mi o tym przypomniał. Bo chodzi o
przyjemność studiowania. Takie nastawienie do nauki – a cóż to nowego się
dzisiaj dowiem? Głód wiedzy. Będę dążyć do tego, by zmienić swoje nastawienie,
a co za tym idzie sposób działania (czy po prostu – automatycznie z
niedziałania przełączyć się na działanie).
Ja
to potrafię wszystko skomplikować. Piszę i się plączę. Za dużo tych myśli.
Jestem za bardzo zmęczona by coś logicznego z siebie wykrzesać. Myśli tylko
hasają mi po głowie: brak ukochanego (tak, tak, znowu…), przygnębienie
spowodowane „poziomem wiedzy ze szkoły średniej”, zadowolenie ze zdanego
egzaminu, fajne wątki na grupowych opowiadaniach, moje ćwiczenia…
Właśnie
chyba przez te ćwiczenia jestem tak zmęczona. A może to przez stres związany z
egzaminem? Boję się, że może źle robię te ćwiczenia, bo czy powinna mnie potem
boleć głowa? Tak jakby za dużo krwi się tam dostało. Muszę sobie czoło
rozmasować tak samo jakbym szybko połknęła łyżkę lodów. Dziwne. Do tego ten ból
mięśni. Gdy ćwiczyłam, oczywiście wpadła mi do głowy myśl – jak fajnie, to mówi
mi, że coś robię w kierunku lepszego życia. I chyba na tym poprzestanę. Nie
będę na ten ból narzekała. Właściwie to przecież za chwilę (taką dłuższą najpewniej)
położę się do łóżka, więc o co mi chodzi?
Planowanie,
cele, punkty do realizacji. Wciągam się w to. A najważniejsze, że to na mnie
działa, to właśnie daje mi motywację. Uświadamiam sobie, że jednak na coś mam
wpływ.
Z 300 odwiedzin na blogu jestem zadowolona,
a przecież to takie nic.
Na to wyżej jednak nie mam wpływu. Jedyne co mi pozostaje
to czekać, aż ktoś sobie mnie znajdzie. Pozostaje mi też mieć nadzieję, że
będzie lubił mnie przytulać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz