czwartek, 14 lutego 2013

Better than love!



                Nie chcę mieć dzieci. Przerażająca zdaje się wizja mnie jako matki. Gdy o tym pomyślę, aż się otrząsam. Ciąża, burza hormonów, brzuch jeszcze większy, bolesny poród. Nie, nie, nie. To zbyt przerażające, zbyt bolesne, zbyt naturalistyczne. Odpowiedzialność za tak kruchą istotę jest czymś zbyt dużym do udźwignięcia dla mnie. Niektórym się to udaje, tak jak moim rodzicom. Podziwiam ich za to, bardzo. Wiem jednak, że ja się na rodzica nie nadaję. W żadnym wypadku.
                Nie wiem, skąd we mnie potrzeba napisania o tym, ale cieszę się, że to zrobiłam. Zapisane, nawet opublikowane na blogu. O to chodzi.
                Dziś sporą część dnia spędziłam na zgłębianiu tematów dotyczących rozwoju osobistego. Udało mi się znaleźć ciekawego chomika z pełnymi wersjami ebooków. Sporo czasu spędziłam także na stronie Damiana Redmera, którego naprawdę podziwiam za wiedzę, systematyczność i w ogóle, za podejście do świata.
                Zapisałam się na mały eksperyment u niego, ciekawa jestem, co z niego wyniknie, zabawne jest to, że już wczoraj zrobiłam sobie podobny „planer”, listę celów na każdy dzień. Z jednego punktu jestem bardzo zadowolona, a mianowicie – „zrobić coś dla rodziców” – może herbatę, może w czymś im pomóc, zrobić to, co mi powiedzą. Takie nic. Uświadomiłam sobie jednak, że ich zaniedbałam, mam w nosie to co do mnie mówią, a przecież, jakkolwiek wyświechtanie to nie zabrzmi - chcą dla mnie dobrze.
                I tak. 24 strona w wordowskim pliku. 33 wpis na blogu – na którym przez kilka miesięcy nie pojawiało się nic, no ale. Wierzę, że moje życie podąża w dobrym kierunku, sama wyznaczam ku temu odpowiedni kierunek i powtarzam sobie te słowa jak mantrę.
Turn away, turn away, close your eyes
you can runaway.
It’s not enough.
Hurts – Better than love (piosenka w sam raz na walentynki)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!