Starałam się dzisiaj żyć świadomie, choć momentami było
to naprawdę ciężkie. Postanowisz sobie mieć dobry dzień, a tu od rana okaże
się, że to tak kolorowo nie wygląda. Nie zdążyłam nic zjeść zanim pojechałam
busem po 10. Poszłam do banku – w którym kwitłam dwie godziny, a mnie kobieta
obsłużyła aż w 7 minut. Godzinę wytrzymałam – potem na zmianę cicho śmiałam się
do siebie, płakałam i wyzywałam na wszystkie świętości. Nie poszłam na
literaturę powszechną – wyszłam z banku dopiero, gdy skończyły się zajęcia.
Kupiłam sobie bułkę i nawet batona na poprawę humoru, skserowałam także słówka
na angielski i dołączyłam do dziewczyn. Oczywiście gdy wzięłam większego kęsa
tej bułki pojawiła się profesor z „pretensjami”, że nie pojawiłam się na
zajęciach. Pretensje oczywiście w cudzysłowie – wszystko z przymrużeniem oka, o
takim - ;).
Poszłam
do łazienki, a gdy wróciłam pojawił się nasz kolega z wfu – ha, szukał nas na
facebooku, spytał się mnie nawet o imię – a jakieś 2 godziny później zaprosił
mnie do znajomych :D. Cóż, wiem teraz tylko, że swoje myśli muszę zatrzymywać
dla siebie, po co się otwierać przed A.? W każdym razie, zostawiam to w
spokoju.
Poetyka
i literatura romantyzmu minęły całkiem szybko. Na poetyce doktor przybliżała
nam filozofię Freuda – którą kojarzyłam chyba jako jedyna z grupy. Na
romantyzmie omawialiśmy „Konrada Wallenroda” – następnym razem tylko pokręcę
głową na słowa dziewczyn, że tej książki wcale nie da się zrozumieć, zamiast „popisywać
się”. Tyle chociaż, że porozmawiałam na temat lektury z profesorem. Zajęcia
kończyliśmy wcześniej – bo wyjeżdżał na jakąś konferencję – szkoda, bo chciałam
jeszcze zadać pytanie o Halbana i odczytywanie tego utworu jako tego, który
traktuje o roli poezji, ale…
Rozmawialiśmy
o tym, jak odczytywać tę powieść poetycką. Czy traktować ją jako broszurę
polityczną? A jeśli tak to tą zalecającą zdradę czy potępiającą ją? A może po
prostu są to rozważania na temat tragizmu takich postaci? Jak profesor
stwierdził, słusznie zauważyłam, że wyekstrahowaną Balladę Alpuhara o
Almanzorze można tym terminem określić – sam „Konrad Wallenrod” ma za wiele
fragmentów dotyczących wątpliwości bohatera, a Almanzor – on się nad tym nie
zastanawiał, wręcz się radował tym, że udało mu się przechytrzyć swoich wrogów.
Cieszę
się także, że profesor zwrócił uwagę na pewną rzecz – ok., jest to utwór
skonstruowany za pomocą kostiumu historycznego (historyzm maski brzmi równie
intrygująco) – głównie chodziło o zmyłkę cenzury, ale w samym utworze puszcza
oko do czytelnika i to nawet dwukrotnie. We wstępie pisze, że rzecz dzieje się
w czasach najświetniejszych dla ojczyzny, a w czasie uczty Wajdelota wspomina o
tych, którzy polegli w obronie ojczyzny, o „zgonie ojczyzny” – co samo w sobie
jest sprzecznością. Drugi raz wspomina o „litewskich stepach”, których przecież
nie ma – są akermańskie. Ah, ten Mickiewicz to potrafi w głowie zawrócić ;).
Jednak
chyba tylko ja podchodzę do tego w ten sposób. Ah tam. Potem krótkie zajęcia –
właściwie wstęp do zajęć z leksykologii, bsmart z A. w galerii i powrót do domu.
Ledwo zdążyłam na pociąg – za bardzo się stresuję tym życiem, powinnam być
bardziej pewna siebie, heh.
Dziś
wzięłam się za wpis w miarę wcześnie –i wydaje mi się, że dzięki temu, ma on
jakiś kształt, jakiś sens – może i mierny, ale zawsze w małym stopniu konstruktywny.
Jestem zmęczona, chyba pójdę sobie spać.
Uwielbiam tą piosenkę!
OdpowiedzUsuń