Nie rozumiem wielu rzeczy. Dlaczego przetrwało Pismo
Święte? Nawet się nie osmoliło za bardzo, tylko przemokło i specyficznie teraz
pachnie. Dlaczego przetrwał obrazek Matki Boskiej, który leżał w najgorszym
ogniu?
Co
prawda, ironicznie przyszło mi do głowy (a może to taki gorzki komentarz?), że
już lepiej, by te święte rzeczy się spaliły niż to, co moi rodzice w tej chwili
przeżywają.
Dlaczego,
gdy poszłam sprzątać, widziałam tę kartkę, ale jakoś jej nie podnosiłam, aż
brat w pewnym momencie dał mi ją praktycznie pod sam nos, a gdy zobaczyłam co
to za kartka chciało mi się panicznie roześmiać – to przetrwały moje
postanowienia noworoczne spisane w sklepie 5 stycznia. Tak, w tej chwili ta
kartka jest brudna, pognieciona, trochę śmierdzi, atrament jest trochę
rozmazany w pewnych miejscach, ale mimo to da się wszystko odczytać, nawet się
nie podarła! I jak to nazwać? Co to ma oznaczać?
Gdy
poszłam wczoraj sprzątać (środy mam wolne od uczelni) ledwo nad sobą panowałam,
być może, że dopiero to do mnie docierało, a może i jeszcze do końca nie
dotarło. Przenosiłam te wszystkie odpady z miejsca na miejsce i ogarniał mnie
coraz większy gniew, wściekłość. Tak mocne uczucie, że zabiłabym, dalej mogę to
zrobić. To już nie chodzi o to, że spłonęło, że kasa. Tylko o to, że ta osoba
podniosła rękę na moich rodziców, sprawiła im problemy, podłamała ich i
psychicznie i fizycznie. Pozbawiła moich rodziców środków do życia i moje
rodzeństwo. Bo to nie chodzi wcale o mnie, a o moją rodzinę. Jakiś sukinsyn
ośmielił się ich skrzywdzić.
Gdy
o tym myślę, ciężko mi nad sobą panować – dzisiaj straciłam nad sobą kontrolę
dwa razy na uczelni – pierwszy, gdy poszłam po papiery o zapomogę, drugi, gdy o
tym powiedziałam do K. i S.. Rozbeczałam się na całego, ja tak tylko potrafię.
Było minęło.
Jak
wszystko. Nie, okey, nie mogę tak myśleć. Będzie dobrze. Już jest dobrze,
dajemy sobie radę. I do przodu.
Rozpraszam
się. Nie powinnam, skoro chcę opisać tak wiele. Tylko nie mam już siły. To czwartek i mój pierwszy wpis w tym
tygodniu. Jutro będzie tydzień. I nie wiem gdzie jest ten czas. Co ja robiłam.
Znaczy się, wiem, że robiłam i to nawet naprawdę dużo. Ale kiedy? Nie wiem, nie
ogarniam, ale wciąż wierzę, że będzie dobrze.
A
propos wiary, dzisiaj trochę rozmawiałam z Najwyższym, może teraz też coś
spróbuję.
Trzymaj się, jesteś silna!
OdpowiedzUsuń