czwartek, 25 kwietnia 2013

Time for recovery.



                Nie rozumiem wielu rzeczy. Dlaczego przetrwało Pismo Święte? Nawet się nie osmoliło za bardzo, tylko przemokło i specyficznie teraz pachnie. Dlaczego przetrwał obrazek Matki Boskiej, który leżał w najgorszym ogniu?
                Co prawda, ironicznie przyszło mi do głowy (a może to taki gorzki komentarz?), że już lepiej, by te święte rzeczy się spaliły niż to, co moi rodzice w tej chwili przeżywają.
                Dlaczego, gdy poszłam sprzątać, widziałam tę kartkę, ale jakoś jej nie podnosiłam, aż brat w pewnym momencie dał mi ją praktycznie pod sam nos, a gdy zobaczyłam co to za kartka chciało mi się panicznie roześmiać – to przetrwały moje postanowienia noworoczne spisane w sklepie 5 stycznia. Tak, w tej chwili ta kartka jest brudna, pognieciona, trochę śmierdzi, atrament jest trochę rozmazany w pewnych miejscach, ale mimo to da się wszystko odczytać, nawet się nie podarła! I jak to nazwać? Co to ma oznaczać?
                Gdy poszłam wczoraj sprzątać (środy mam wolne od uczelni) ledwo nad sobą panowałam, być może, że dopiero to do mnie docierało, a może i jeszcze do końca nie dotarło. Przenosiłam te wszystkie odpady z miejsca na miejsce i ogarniał mnie coraz większy gniew, wściekłość. Tak mocne uczucie, że zabiłabym, dalej mogę to zrobić. To już nie chodzi o to, że spłonęło, że kasa. Tylko o to, że ta osoba podniosła rękę na moich rodziców, sprawiła im problemy, podłamała ich i psychicznie i fizycznie. Pozbawiła moich rodziców środków do życia i moje rodzeństwo. Bo to nie chodzi wcale o mnie, a o moją rodzinę. Jakiś sukinsyn ośmielił się ich skrzywdzić.
                Gdy o tym myślę, ciężko mi nad sobą panować – dzisiaj straciłam nad sobą kontrolę dwa razy na uczelni – pierwszy, gdy poszłam po papiery o zapomogę, drugi, gdy o tym powiedziałam do K. i S.. Rozbeczałam się na całego, ja tak tylko potrafię. Było minęło.
                Jak wszystko. Nie, okey, nie mogę tak myśleć. Będzie dobrze. Już jest dobrze, dajemy sobie radę. I do przodu.
                Rozpraszam się. Nie powinnam, skoro chcę opisać tak wiele. Tylko nie mam już siły.  To czwartek i mój pierwszy wpis w tym tygodniu. Jutro będzie tydzień. I nie wiem gdzie jest ten czas. Co ja robiłam. Znaczy się, wiem, że robiłam i to nawet naprawdę dużo. Ale kiedy? Nie wiem, nie ogarniam, ale wciąż wierzę, że będzie dobrze.
                A propos wiary, dzisiaj trochę rozmawiałam z Najwyższym, może teraz też coś spróbuję.

1 komentarz:

Zapraszam!