czwartek, 18 kwietnia 2013

Free day and stings of remorse.



                 Same się na to nakręciłyśmy – nie idziemy? Nie idziemy. Pojechałam dzisiaj tylko na literaturę powszechną – i to za dużo, bo nie przeczytałam książki, nawet do niej nie zajrzałam! Pierwszy i ostatni raz! Zawiodłam nie tylko siebie ale i panią profesor.
                Zamiast na poetykę, romantyzm i kolokwium z romantyzmu i jeszcze leksykę poszłyśmy na piwo do Esposito i wróciłyśmy wszystkie wcześniej do domu. Tak łatwo stłumić wyrzuty sumienia, zapomnieć o nich. Nie myśleć o tym, że postąpiłyśmy źle i nieodpowiedzialnie, że mogłyśmy jakoś inaczej to rozegrać.. Tylko co z tego? Tamto już za nami nie ma co żałować, było minęło.
                Boję się tylko jutra – mamy odrabiać jedne zajęcia z romantyzmu (wykład), ale co powie profesor? Będzie obrażony, czy może się uśmieje? A może wcale nie przyjdzie i zaczną się schody? Ok., nie gdybam, nie chce się stresować, po co?
                Narzekać nie będę – podjęłyśmy tę decyzję razem, spędziłyśmy miło czas i to jest ważne. Rozmawiałyśmy jak zawsze o wszystkim i niczym. Do tego, głupia ja – powiedziałam dziewczynom o tym, że K. dał mi swój numer. Nawet pokazałam jego nazwisko widniejące w moim telefonie. A. naprawdę się zdziwiła. A czyżby trochę ukuła je zazdrość? Ha, chciałabym, albo nie. Nie, nie chciałabym. A. – „on się tak przy nas kręci, ale może chodzi mu o ciebie”. Coś w ten deseń. A ja powinnam już przestać.
                Naprawdę za bardzo rozglądam się za kimś. Kimś z wielkiej litery, kogoś kogo choć trochę bym obchodziła. A przecież gdy wreszcie On się pojawi nie przegapię tego, prawda? Nie będzie to tylko kolejny znajomy, który ulotni się jak p. czy R. No właśnie. Snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!