sobota, 6 kwietnia 2013

Betrayal



               W moim przypadku ten odpoczynek to trwa troszeczkę zbyt długo. Tak łatwo jest pozwolić prześlizgiwać się swojemu życie przez własne palce, zaprzestawać zauważania tego, co najważniejsze, nie działać.
                Zaczęłam czytać „Annę Kareninę” Lwa Tołstoja – wspominałam już o tym, że oglądałam z siostrą adaptację z Knightley. Jestem na XXII rozdziale i o Annie wciąż wiem niewiele – to ciekawy wybieg ze strony Lwa – nadając powieści tytuł – imię bohaterki. Oczekujesz, że pojawi się ona już od pierwszych słów, że to z jej perspektywy będziesz patrzeć na świat przedstawiony. A tu psikus – to pojawia się, wspomniana przez kogoś, to ukazana jest jej rozmowa, ale żadnej jej myśli – tylko wypowiedziane na głos słowa i czasem zachowanie, które obserwują inni. Główna bohaterka od początku staje się tajemnicą – mam nadzieję, że wartą odkrycia.
                Zastanawiam się także nad problemem zdrady – u Tołstoja patrzy się na nią w trochę inny sposób – to przecież czasy z przed emancypacji kobiet. W każdym razie, po obejrzeniu filmu zastanawiałam się, czy ja byłabym skłonna wybaczyć taką zdradę? Zdradę – „chwilowe zapomnienie”, nie „miłość poznaną po zawarciu związku małżeńskiego”. Oba aspekty są kompletnie różne – choć paradoksalnie dla mnie, o wiele „łatwiejszą” sytuacją byłaby ta druga – skoro to miłość, szkoda tylko, że to ja bym na tym traciła – czas, energię i wszystko co włożyłabym w związek. Pierwsza zdrada – jak można? Kochasz kogoś i ciach, się zapominasz.
                Ktoś mógłby powiedzieć, że między jedną, a drugą nie ma wielkiej różnicy – może tak, może nie. Bo czy da się obiektywnie ocenić czy daną zdradę zakwalifikować jako zapomnienie czy po prostu nową miłość – choć z drugiej strony, dziś raczej nie ma czegoś takiego jak ustawiane małżeństwo – no chyba, że rodzice naciskają na młodych, z powodu ciąży dziewczyny. Ale z reguły myślę, dziś, jeśli facet nie jest pewny – nie oświadcza się, jeśli dziewczyna ma wątpliwości – odmawia.
                Pomyślałam, że o wiele prędzej wybaczyłabym „drugiej połówce” zabicie jakiegoś człowieka niż zdradę. To chyba nie świadczy zbyt dobrze o mojej psychice? Albo hierarchii wartości. Wydaje mi się, że i tak mam już wystarczająco niskie mniemanie o sobie (bo jak w ogóle ktoś mógłby mnie pokochać?). Zdrada byłaby ciosem najboleśniejszym, wolałabym umrzeć niż go doświadczyć. Najbardziej brutalne odrzucenie drugiego człowieka. Bo jak nie odbierać takiej sprawy osobiście?
                Zauważyłam ostatnio pewien schemat powtarzający się w moim życiu – tak naprawdę jednym miejscem, gdzie poznaję najwięcej ludzi jest Internet (no teraz może i uczelnia). Spotkałam tutaj wiele osób, z którymi naprawdę świetnie się dogadywałam – najczęściej jednak kontakt się urywał z nieznanych mi powodów – jak w historii z p. Często jednak to ja sama zrywałam znajomość, gdy ktoś, z kim tak dobrze się rozumiałam wystrzelił do mnie z pytaniem „ile ważysz”, czy napisał coś, co było dla mnie nie do przyjęcia. Zdarzało się również, że wystraszyłam się tego, jakich tematów dotykaliśmy w swoich rozmowach.
                Co to o mnie mówi? Jak mam interpretować swoje zachowanie?  A może najlepiej byłoby gdybym nie zastanawiała się nad tym wszystkim tylko „move on”? Co mi daje takie rozpisywanie się o czymś, czego nie chcę doświadczyć i o tym, co już należy do przeszłości?
30 seconds to mars – Up In the Air.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!