Dziś zamiast
marudzić będę się zachwycać. Bo to był dobry weekend. Spokojny. Wczoraj
spędziłam ponad pół godziny robiąc zdjęcia w sadzie.
Posprzątałam
też w domu, a potem obejrzałam „Inside out”. I tak jak powiedział Will z
shep689 – przez pół filmu to po prostu płakałam. Ten film naprawdę dotyka
emocji. Chyba najbardziej uderzyło mnie to, gdy Joy uświadomiła sobie, że
Sadness jest niezbędna. Choć ja i tak nie zamierzam jej do siebie dopuścić.
Jeszcze trochę smutku, a będę się musiała znaleźć pod obserwacją. Ale nie, dziś
nie znajduję się w tej czarnej dziurze.
Dziś pospałam sobie
do 12, później zrobiłam obiad z babcią i mamą no i pozmywałam. Popisałam też
trochę na KIKu. Pozwoliłam sobie zaszaleć i pofantazjować. Co jak co, ale
wielbiciele BBW naprawdę potrafią podnieść poczucie wartości. Tak właściwie to
wciąż jeszcze zaglądam na ten KIK.
Jutro powinnam się
wreszcie wyrwać z domu i pozałatwiać te wszystkie bankowe formalności i oddać
książki do biblioteki. Mam nadzieję, że uda mi się zmotywować na tyle by wyjść
z tego domu.
Bo w domu nie muszę
się wysilać. Nie muszę się przejmować tym jak bardzo wystaje mi brzuch, ani
trądzikiem. Niczym. No cóż.
Przez ostatnie dni
nie pisałam, bo oglądałam „Grę o tron” – nadrobiłam wszystkie sezony. Kibicuję
oczywiście Starkom i Daenerys. Może to dlatego, że z własną siostrą nie mam za
dobrych stosunków, ale bardzo przeżywałam to, że Sansa i Arya się nie spotkały.
I Jon z Branem również byli tak blisko siebie! To było nie do zniesienia.
Jeszcze trochę zostało mi baterii w laptopie, więc dokończę oglądanie Sekaiichi
Hatsukoi. Tak, wiem, że już nie raz to oglądałam. Hush.
http://doughnut92.tumblr.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz