Zdałam, zdałam, zdałam!
Pierwszy rok filologii polskiej zaliczony bez najmniejszej poprawki! Z palcem w
nosie uniknęłam kampanii wrześniowej. Choć naprawdę trudno mi w to uwierzyć…
Trudno mi zresztą uwierzyć w wiele rzeczy – ot, np. dziś
dowiedziałam się, że jestem w uczelnianej komisji ds. jakości kształcenia.
Wynikło to z tego, że jako jedyna ze wszystkich trzech lat polonistyki jestem w
samorządzie, dlatego po prostu trafiło na mnie. Tyle;).
Kurczę, nawet jakoś niespecjalnie czuję to, że już mam te
wakacje. No prawie, bo muszę jeszcze udać się po wpis z romantyzmu
<głupek>, wpłacić jakieś drobne za przetrzymanie książek w bibliotece i
oddać indeks do dziekanatu. To wszystko jednak dopiero w czwartek. Jutro mam
dzień wolny. Tzn. dzień w sklepie. Dziś także ledwo zdążyłam wrócić do domu, od
razu musiałam iść na sklep. De facto przecież mój. Powoli się ogarnę z tym
wszystkim, ale przecież trochę czasu to zajmie.
Dziś tak wyszło, że wszystkie cztery byłyśmy na uczelni –
nawet A. się pojawiła – z jakimiś papierami do dziekanatu. Trochę sobie
pogadałyśmy, umówiłyśmy się tak wstępnie na sierpień na mieście. Okazało się,
że z romantycznego weekendu I. wyszły nici – wróciła do domu autobusem… Rzucił
jej się w oczy telefon jej chłopaka – z smsami „żabciu, misiu, tęsknię itp.”.
To głupie, ale przyszło mi do głowy, że ona nie powinna mu zaglądać do
telefonu. Przecież podstawą każdego związku ma być zaufanie – no chyba, że
ostatnio coś im się psuło… Tylko, że I. tak się cieszyła na ten ‘romantyczny
weekend’… Drugą dziwną rzeczą, o której chcę napisać, jest to, że widziałam I.
na dworcu, ja byłam po drugiej stronie, miałam za chwilę wsiadać do busa, ona
mnie nie widziała. Siedziała na ławce z jakąś matką i jej synalkiem. To dziecko
raz na minutę wydawało rozdzierający uszy krzyk. Nie będę mówić, czy ta matka
była pojebana i nie mogła kazać dzieciakowi się zamknąć, bo może było tak, że
to dziecko jest po prostu na coś tam chore – są różne sytuacje. Ale to był po
prostu krzyk na całą ulicę. Półsarkastycznie zastanawiałam się, czy nie odzwierciedlało
to nastroju I..
Myśli kreują rzeczywistość. Tak zatytułowałam teraz
swojego bloga. Bo przecież „per aspera ad astra” brzmi pięknie i patetycznie,
ale już mam dość wszelkich wydarzeń z ciernistej kategorii (jak ładnie to
ujęłam, prawda?). Teraz chcę się skupić na sekrecie, prawie przyciągania,
pozytywnych wibracjach, pozytywnych emocjach. Nie będę się ograniczać.
Zaczynam ćwiczyć z Ewą Chodakowską skalpel, organizuję
pliki w komputerze, organizuję pracę w swojej firmie, uczę się języków, czytam
wartościowe książki, wizualizuję. Ah tak, jutro stworzę sobie jakieś tablice
marzeń – na komputerze póki co. Może uda mi się je wykonać tak ładnie, że będą
się nadawały do druku, a nie tylko na tapetę mojego laptopa? Ah! Chcę jeszcze
wrócić do pisania grupowych opowiadań – ot, by poćwiczyć pisanie dialogów,
nakreślanie ciekawych wątków i sytuacji. A teraz zamykam laptopa i idę się
wyspać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz