Takie sobie zadaję
pytanie: pisać w dzienniku czy kłaść się spać. Bardzo odkrywcze, prawda? Grunt
to czuć się dobrze, nie dopuszczać do siebie niczego, co sprawia, że jest
inaczej. Tak właśnie.
Obejrzałam dziś wreszcie film „Odrobina nieba” z Kate
Hudson, który już od dłuższego czasu zalega mi na dysku. Jakie wrażenia? Od
połowy filmu do samego końca ryczałam jak bóbr, o ile nie bardziej. Z jednej
strony podziwiam bohaterkę, w którą Kate się wcielała – wiceprezes agencji
reklamowej (jedna z przyszłych wersji mojego „ja” przecież) – za podejście do
życia, taką pewność siebie. Z drugiej wkurzam się na scenarzystów – bo jak to,
kolejny raz bohaterka poznaje miłość tuż przed śmiercią? Bezsens. Ta przemiana
bohaterki pod wpływem tej choroby, to naprawdę kawałek świetnej historii.
Odkrycie tego, co jest w życiu najważniejsze, rozmówki o emocjach, osoby, która
nigdy wcześniej o nich nie rozmawiała. Typowo hollywoodzkie i typowo wyciska
łzy. A jeszcze na takiej uczuciowej jednostce jak ja – to już w ogóle.
Oglądam też trochę WINX – moją ulubioną czarodziejką jest
Flora, a Helia to ideał faceta. Bloom mnie trochę denerwuje, jej kreacja po
trosze przypomina historię Harrego Pottera. Oczywiście same dialogi w bajce nie
są najwyższych lotów, bo czego się spodziewać w bajce adresowanej do
dziesięcioletnich widzów. Tak tylko marudzę.
Ok., idę się myć i spać – ale tak na poważnie, bez
wykrętów. Obejrzę sobie jeszcze w całości teledysk to poniższej piosenki, idę
się myć i oddaję się wizualizacji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz