wtorek, 16 lipca 2013

Między wierszami...





        Słowa, słowa pojawiające się w myślach i wstukiwane jakimś elektronicznym cudem palcami na ekran. Zamieniające się w kształty, zdania, całe akapity w końcu w jakąś całość. Nie, nie jakąś. Konkretną całość. Chciałabym móc mówić o sobie – pisarka, bez najmniejszego wahania, z pewnością, że ktoś już o mnie słyszał i docenił to, co napisałam. Przecież te moje teksty wcale nie są takie ostatnie. Czytałam o wiele gorsze gówno, niż swoje własne słowa. Czego mi brakuje by zacząć i ukończyć te historie, które tak kłębią się w mojej głowie? Kłębią się tak bardzo, że często sama nie mogę odnaleźć ich kształtu. Dlaczego tak się dzieje?
            Ah, plotę sobie, plotę, bo jestem pod wpływem.. co? Nie, nie alkoholu. Pod wpływem filmu „The Words” (PL „Między wierszami”). Podsumowałam króciutko swoje wrażenia na niebieskim portalu „just watched The Words... and all my words are gone...”. Piękny, subtelny obraz, od którego aż się kręci w głowie. Albo to od tej muzyki. W każdym razie funkcjonuje w nim system szkatułkowy. Opowiadana jest historia mężczyzny, mężczyzna czyta swoją książkę, w tej książce bohater także czyta i pisze – czytanie i pisanie stają się tutaj najważniejsze. Są emocje, są inni bohaterowie. Bo właśnie ja nie widzę tego filmu jako takiego który rozpatruje problem plagiatu, przywłaszczenia sobie cudzej pracy (choć wydaje mi się, że częściej to raczej czerpanie profitów z przywłaszczenia jakiejś pracy bardziej boli, niż samo oszustwo…). Nie, to historia o (p)oszukiwaniu siebie (ah, ta gra słów!). Wszyscy trzej pisarze są nieodkrytymi, zagubionymi postaciami, które nie potrafią docenić siebie i innych. Fabuła jest tak skonstruowana, że już sama nie wiem czy dwoje z tych pisarzy to ta sama osoba, czy jedna jest kompletną fikcją, tylko druga jest prawdą. Choć przecież padają tam takie słowa, na samym końcu, że rzeczywistość i fikcja to dwie różne rzeczy. Często może się wydawać, że ta granica się zaciera, ale to nieprawda. Fikcja zawsze jest fikcją. Wydaje mi się, pewnie jestem wyjątkiem, że i fikcja i rzeczywistość mogą nas sobą przytłoczyć. Do tego stopnia, że zaczynasz się dusić, ale nawet tego nie zauważasz, bo już dawno zgubiłeś tą granicę, nie odróżniasz jawy od snu. Są ludzie, których podziwiam, którym wcale nie potrzebna jest fikcja, nie poświęcają jej najmniejszej uwagi – wiodą przecież tak doskonałe i interesujące życie. Ja w utworach odnajduję samą siebie. Coś co mnie bawi, wzrusza, jest cząstką samej mnie. W końcu jak to powiedział jeden z moich ulubionych wykładowców „wszystko się przecież łączy”. Niejedna droga prowadzi do Rzymu. A w Rzymie jest wszystko. Strzeż się Rzymie, wybieram się do Ciebie.
            Chyba cały ten akapit wkleję na oobserwatorkę. Zagubiona poszukuję drogi w słowach…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!