środa, 5 lutego 2014

umiarkowana amplituda emocji

Głupi mają szczęście, wiecie? Naprawdę. Aż mi wstyd za siebie. NIC się nie uczyłam. A jeśli coś przejrzałam na egzamin z pozytywizmu to, to z czego nie miałam pytań. Odpowiadałam z „Nowelistyki w pozytywizmie” i „Lalka B. Prusa jako dzieło dojrzałego realizmu”. Efekt? Ocena w indeksie – 4,+. To chyba tyle, co 4,5. A. dostała 3,5, S. 4. A ja najwyższą ocenę z naszej trójeczki. Jestem po-je-ba-na. Nie wiem jakim cudem. Nic tylko walić głową o mur. Od rana – wyjechałam na uczelnię przed 8, przechodziłam wszystkie możliwe stany emocjonalne – śmiech, (prawie) płacz, stres, obojętność, jeszcze większy stres, jeszcze większa obojętność… Jakbym była na prochach (a nie byłam). No i tak wyszło. Przed egzaminem miałyśmy jeszcze wykreślić 15 pytań. Wykreśliłyśmy 17? Oooups. I tak zostało nam z 42 pytań 25. Rozmowa z panią profesor zajmowała sporo czasu, no ale, najważniejsze, że pierwszy egzamin mamy z głowy. Ćwiczeń z teorii literatury w końcu nie zaliczyłyśmy – mamy się do doktor zgłosić 14 lutego. Wpisu z popularnej też nie dostałyśmy – pani doktor sobie w kulki poleciała i nie przyszła. Albo daty jej się pomieszały – też to jest możliwe. W każdym razie cieszę się, że uczelnię dzisiaj mogłam skreślić z listy. W nagrodę sobie kupiłam agrestowy sok i kokosowego batonika. Aha, no wiem.
     Szkoda, że po południu już tak słodko nie było. Cholerni kontrahenci. „Zgubił” się sprzęt za pięć tysięcy. Firma kurierska nic nie wie. Dystrybutor sprzętu okazał się chamskim skurczybykiem. No więc pojechałam z tatą na komisariat. Ah, ręce opadają. Niech się ci skurwiele od nas odpierdolą. Kilka dni temu kombinowali coś w pobliskiej stacji paliw. Mało tym skurwysynom? Nie wystarczy im, że pozbawili uczciwych ludzi dorobku całego życia? Kurwy pierdolone zasrańce pojebane. Zabiłabym. Zabiłabym z przyjemnością. Takie skurwysyny topić w pieluchach. Tylko kto wie, że taki słodki bobas będzie pierdolonym bandytą. Chuj, okradajcie sobie. Bierzcie wszystko. Ale po chuj podpalać? Pierdolone kurwy zajebane.
***
     Przepraszam, to nie było planowane. Odzywa się ekspresywne pisanie. Albo piwko. Albo jedno i drugie. Jak widać to wciąż jeszcze we mnie siedzi. I że niby co, żyć teraźniejszością? Nie wspominać tego, co było? Łatwo powiedzieć. A niedługo minie rok. Naprawdę zabiłabym tych skurwieli.
     Ok., już, wdech, wydech. Plecy wyprostowane, oczy przetarte, więc żadne łzy w kącikach oczu się już nie pojawiają. Kolejny głęboki wdech i wydech. I szyderczy uśmiech. Bo zorientowałam się, że piosenka Eda Sheerana, którą tak sobie odtwarzam już któryś raz, nosi tytuł „I see fire”. „Desolation comes upon the sky”. Hell yeah. Tak, tak. Niezła gra słów. Mam nadzieję, że w piątek też tak sobie pogram z angielskim. A potem sobie wrócę do domu, zajmę się nauką na egzamin z teorii i Młodej Polski. Tak, to jest plan. A jutro sobie odpocznę psychicznie. Posprzątam w sklepie. Kilka rzeczy się odłożyło do zrobienia. Eh.
     Właśnie strzeliłam w tym roku siedem i pół tysiąca słów. Nieźle, prawda?Przyszła mi na myśl piękna metafora – amplituda emocji. Dodajmy do tego, że umiarkowana. Czyli nie z gatunku tych najgorszych.


2 komentarze:

  1. oj tam, nieważne nieraz, czy szczęście, czy nie. ciesz się, że się udało, po prostu:) czasem ludzie niepotrzebnie wmawiają sobie, że na coś nie zasługują, takie mam wrażenie.
    faktycznie, sytuacja z policją nie wydaje się za miła...trzymam więc kciuki, żeby się wszytko pomyślnie rozwiązało.
    i nie wiem co się stało...ale wiem, że zapomnieć nie można, można za to iść jakoś do porzdu, ale tylko wtedy, gdy to, co w nas jest zaleczone.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze,że wszystko zaliczone-widocznie masz dużo szczęścia, i oby jak najwięcej go było :)
    Nieciekawa ta sprawa z kontrahentami, oby się wyjaśniła szybko.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam!