Mam ogromną ochotę wczołgać się pod kołdrę i
zapomnieć o całym świecie. Byłoby mi wygodnie, ciepło, bezpiecznie i blisko
snu, tej jedynej rzeczy, któ®a daje zapomnienie. Cóż, innej pozwalającej na to
nie zamierzam szukać. Dragi, alkohol… Nie, dzięki.
Niech już nam dostarczą ten nowy
piec, na dworze robi się zimno, teraz siedzę w bezrękawniku, ale i tak mi
zimno. Idę po dodatkową bluzę.
Wow, w bluzę z gimnazjum jeszcze się
mieszczę. Jest może za krótka trochę, ale przecież urosłam. Znów mam się użalać
na swoją wagą? 140kg. Ohyda. Kwalifikuję się jako otyłość kliniczna, czy
jeszcze nie? Nawet nie mam ochoty sprawdzać.
Ja pierdolę. Słucham Linkin Park na yt, a
tutaj leci dziecinna muzyczka z reklamy jogurciku Nestle.
Mogłabym tylko narzekać, ale po co?
Zmarła aktorka Ania Przybylska.
Złotopolscy i kilka pełnometrażowych filmów. Jakiś rok chorowała na raka
trzustki i wczoraj odeszła. Oczywiście większość fanpage’y, które śledzę na fb
musiała podać informację o jej śmierci, a dziś pojawiają się o wiele bardziej
rozbudowane artykuły. Ktoś chce zarobić na jej śmierci – zakładając jej fanpage
i zbierając „lajki”, ktoś w informacji o jej odejściu reklamuje osiedle. Inni…
Inni piszą o tym, że zostawiła trójkę dzieci i piszą o wpływie jaki to ma wpływ
na nie. A ja tak patrzę na jej zdjęcia i myślę sobie, że była naprawdę piękną
kobietą.
Wspominałam wcześniej, że zaczytałam się z
powrotem w przeszłości. Przeglądałam jednak tylko wpisy do gimnazjum, choć
później, w liceum zaczynam prowadzić dziennik w komputerze, mam jeszcze
pojedyncze zapisane kartki na zajęciach w LO. I nie są to dobre wpisy. Najchętniej
chyba spaliłabym je wszystkie, ale moich wspomnień to nie zmieni, ani nie
wymaże. Zostawię je, tak jak te pliki. Może kiedyś znajdę w sobie na tyle
motywacji, nabiorę tyle dystansu by przeczytać to wszystko ze spokojem. Bo dziś
nie mogę, nie potrafię. Co tu mówić o koszmarze liceum, gdy koszmar pożaru
przeżywam, przeżywamy, każdego dnia. A wracać do tych emocji, do tych myśli?
Gimnazjum, choć miałam niezłą przeprawę ze
swoimi koleżankami, widzę, wiem, że nikomu, że żadnej z nich wtedy nie ufałam.
Nawet nie wiem czy dziś ufam. Z tym, że kiedyś widziałyśmy się codziennie, a
teraz np. z taką K. nie rozmawiałam, łaaa, dobrych kilka lat, albo drugą K..
Mogłabym o obu powiedzieć, że zadzierają nosa, że gdy ja próbowałam utrzymać
kontakt (a próbowałam) mnie zbywały. A ja, jak można zauważyć, nie jestem typem
osoby, która się narzuca. Jakoś jest. Jakoś było. Okropnie chce mi się śmiać z
niektórych wpisów. Z niektórych wstyd mi za samą siebie. Ale to wszystko już
minęło. Podobnie jak koszmar liceum, minęła także Łódź.
Powoli również mijają trzy lata licencjatu w
P. Jakieś podsumowanie? To chyba jeszcze nie czas na to. Przez pół roku, może
się wiele wydarzyć, prawda?
Moje życie… Chciałam napisać, że nigdy nie
zależało ode mnie. Czy to prawda? Czy mogłam poradzić sobie ze swoją „pozycją
społeczną” w gimnazjum? Czy mogłam bardziej się przykładać do nauki, albo do
pracy w domu?
Czy miałam wpływ na zachowanie się wobec
mnie licealnej klasy? Nie widzę dziś tego. Nawet jeśli coś mogłam zrobić, to
zwyczajnie nie miałam na to wtedy siły. Zresztą i teraz, choć uważam, że
nabrałam trochę pewności siebie, to teraz też bym sobie nie poradziła.
Wystarczy, że przypomnę sobie swoją niezręczność wobec ludzi z samorządu. A czy
z A. i S. dogaduję się między zajęciami? Niby tak, ale mam wrażenie, że choć
poruszamy najrozmaitsze tematy, to i tak jest między nami pewien dystans.
A tak, wzięło mnie na analizowanie samej
siebie. Po raz milionowy. Cóż, skoro moje życie nie składa się z ekscytujących
wydarzeń (te zdarzają się raz na 10 lat, Lol)… Moje życie składa się z myśli. Nie
wiem jakbym sobie z nimi radziła gdyby nie pisanie. Moja osobista terapia. Po
co wydawać kasę na psychologów i psychiatrów?
Nie wiem, co powinno się zdarzyć bym te
swoje myśli przeniosła na prawdziwą pracę. Gdy próbuję za każdym razem polegam.
A przecież od tego zależy moje życie. Na Kasprowym Wierchu to było namacalne,
spoglądałam w dół i wiedziałam, że mogę zginąć jeśli nie wezmę się w garść. I
wzięłam się w garść. Nikt mi w tym nie pomógł. Nie dość, że przeżyłam, to
jeszcze zdobyłam tę górę. A nie mogę się zdobyć na posprzątanie w sklepie,
częstsze chodzenie do babki, pisanie pracy licencjackiej. Ah.
Linkin Park
Ja chodzę do gimnazjum. Niby ze wszystkimi dogaduję się świetnie ale odczuwam jakby to powiedzieć olewanie. Mam wrażenie, że jestem cieniem. Cóż jednak mi osobiście pomogła zmiana szkoły. Stałam się bardziej otwarta choć nie zawsze to widać. Mi pisanie bardzo pomaga. Jest dla mnie takim lekiem, który leczy od wszelkiego bólu. Co jak co, ale ja psychologom nie ufam i nie będę :)
OdpowiedzUsuńhttp://dziennik-ali.blogspot.com