poniedziałek, 6 października 2014

Z Linkin w tle

 Mam ogromną ochotę wczołgać się pod kołdrę i zapomnieć o całym świecie. Byłoby mi wygodnie, ciepło, bezpiecznie i blisko snu, tej jedynej rzeczy, któ®a daje zapomnienie. Cóż, innej pozwalającej na to nie zamierzam szukać. Dragi, alkohol… Nie, dzięki.
     Niech już nam dostarczą ten nowy piec, na dworze robi się zimno, teraz siedzę w bezrękawniku, ale i tak mi zimno. Idę po dodatkową bluzę.

     Wow, w bluzę z gimnazjum jeszcze się mieszczę. Jest może za krótka trochę, ale przecież urosłam. Znów mam się użalać na swoją wagą? 140kg. Ohyda. Kwalifikuję się jako otyłość kliniczna, czy jeszcze nie? Nawet nie mam ochoty sprawdzać.
     Ja pierdolę. Słucham Linkin Park na yt, a tutaj leci dziecinna muzyczka z reklamy jogurciku Nestle.
     Mogłabym tylko narzekać, ale po co?
     Zmarła aktorka Ania Przybylska. Złotopolscy i kilka pełnometrażowych filmów. Jakiś rok chorowała na raka trzustki i wczoraj odeszła. Oczywiście większość fanpage’y, które śledzę na fb musiała podać informację o jej śmierci, a dziś pojawiają się o wiele bardziej rozbudowane artykuły. Ktoś chce zarobić na jej śmierci – zakładając jej fanpage i zbierając „lajki”, ktoś w informacji o jej odejściu reklamuje osiedle. Inni… Inni piszą o tym, że zostawiła trójkę dzieci i piszą o wpływie jaki to ma wpływ na nie. A ja tak patrzę na jej zdjęcia i myślę sobie, że była naprawdę piękną kobietą.
     Wspominałam wcześniej, że zaczytałam się z powrotem w przeszłości. Przeglądałam jednak tylko wpisy do gimnazjum, choć później, w liceum zaczynam prowadzić dziennik w komputerze, mam jeszcze pojedyncze zapisane kartki na zajęciach w LO. I nie są to dobre wpisy. Najchętniej chyba spaliłabym je wszystkie, ale moich wspomnień to nie zmieni, ani nie wymaże. Zostawię je, tak jak te pliki. Może kiedyś znajdę w sobie na tyle motywacji, nabiorę tyle dystansu by przeczytać to wszystko ze spokojem. Bo dziś nie mogę, nie potrafię. Co tu mówić o koszmarze liceum, gdy koszmar pożaru przeżywam, przeżywamy, każdego dnia. A wracać do tych emocji, do tych myśli?
     Gimnazjum, choć miałam niezłą przeprawę ze swoimi koleżankami, widzę, wiem, że nikomu, że żadnej z nich wtedy nie ufałam. Nawet nie wiem czy dziś ufam. Z tym, że kiedyś widziałyśmy się codziennie, a teraz np. z taką K. nie rozmawiałam, łaaa, dobrych kilka lat, albo drugą K.. Mogłabym o obu powiedzieć, że zadzierają nosa, że gdy ja próbowałam utrzymać kontakt (a próbowałam) mnie zbywały. A ja, jak można zauważyć, nie jestem typem osoby, która się narzuca. Jakoś jest. Jakoś było. Okropnie chce mi się śmiać z niektórych wpisów. Z niektórych wstyd mi za samą siebie. Ale to wszystko już minęło. Podobnie jak koszmar liceum, minęła także Łódź.
     Powoli również mijają trzy lata licencjatu w P. Jakieś podsumowanie? To chyba jeszcze nie czas na to. Przez pół roku, może się wiele wydarzyć, prawda?
     Moje życie… Chciałam napisać, że nigdy nie zależało ode mnie. Czy to prawda? Czy mogłam poradzić sobie ze swoją „pozycją społeczną” w gimnazjum? Czy mogłam bardziej się przykładać do nauki, albo do pracy w domu?
     Czy miałam wpływ na zachowanie się wobec mnie licealnej klasy? Nie widzę dziś tego. Nawet jeśli coś mogłam zrobić, to zwyczajnie nie miałam na to wtedy siły. Zresztą i teraz, choć uważam, że nabrałam trochę pewności siebie, to teraz też bym sobie nie poradziła. Wystarczy, że przypomnę sobie swoją niezręczność wobec ludzi z samorządu. A czy z A. i S. dogaduję się między zajęciami? Niby tak, ale mam wrażenie, że choć poruszamy najrozmaitsze tematy, to i tak jest między nami pewien dystans.
     A tak, wzięło mnie na analizowanie samej siebie. Po raz milionowy. Cóż, skoro moje życie nie składa się z ekscytujących wydarzeń (te zdarzają się raz na 10 lat, Lol)… Moje życie składa się z myśli. Nie wiem jakbym sobie z nimi radziła gdyby nie pisanie. Moja osobista terapia. Po co wydawać kasę na psychologów i psychiatrów?
     Nie wiem, co powinno się zdarzyć bym te swoje myśli przeniosła na prawdziwą pracę. Gdy próbuję za każdym razem polegam. A przecież od tego zależy moje życie. Na Kasprowym Wierchu to było namacalne, spoglądałam w dół i wiedziałam, że mogę zginąć jeśli nie wezmę się w garść. I wzięłam się w garść. Nikt mi w tym nie pomógł. Nie dość, że przeżyłam, to jeszcze zdobyłam tę górę. A nie mogę się zdobyć na posprzątanie w sklepie, częstsze chodzenie do babki, pisanie pracy licencjackiej. Ah.
Linkin Park


1 komentarz:

  1. Ja chodzę do gimnazjum. Niby ze wszystkimi dogaduję się świetnie ale odczuwam jakby to powiedzieć olewanie. Mam wrażenie, że jestem cieniem. Cóż jednak mi osobiście pomogła zmiana szkoły. Stałam się bardziej otwarta choć nie zawsze to widać. Mi pisanie bardzo pomaga. Jest dla mnie takim lekiem, który leczy od wszelkiego bólu. Co jak co, ale ja psychologom nie ufam i nie będę :)
    http://dziennik-ali.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam!