poniedziałek, 13 października 2014

z analogii literackich...

     Czasem mam wrażenie, że niektóre książki, opowiadania, wiersze powstały specjalnie dla mnie. To tak jakby ktoś inny potrafił wyrazić dokładnie to, co czuję. A czasem niedokładnie. Ale często tyle wspólnych cech odnajduję z jakimś bohaterem. Tak czytam i przeglądam tom „Pierwsza miłość”. W „Do rana daleko” odnajduję Olę. Mnie nikt nie molestował w dzieciństwie, w przeciwieństwie do niej mam oboje rodziców i rodzeństwo. A jednak…
„"Spraw, Panie, abym przestała być dobra, abym wyzbyła się tej dobroci, która jeszcze jest we mnie. Spraw, Panie, abym wyzbyła się strachu. Tak długo się nim karmię, że to powinno mi się znudzić. Dobry Panie, wystarczy, że Ty jesteś dobry. Uczyń ze mnie kamień, gładki lub chropawy, wszystko jedno, ale kamień, który można kopnąć, wyrzucić, i nie będzie to miało dla niego żadnego znaczenia, bo jest kamieniem. Niech stanę się kamieniem, którego można rozłupać, podzielić na części. Niech stanę się bezwzględna w swojej kamieniowatości i nieczuła. Do tego stopnia nieczuła, że nawet kamienowana innymi kamieniami, nie poczuję bólu - modliła się Ola w małej i pustej osiedlowej kaplicy."
     Te słowa… To postanowienie i staranie się Oli o nieangażowanie się w żaden związek. Podziwiam ją. Potrafiła przywabić do siebie chłopaków, potrafiła cieszyć się ich towarzystwem i spławiać ich, gdy starali się niewygodni. Cóż, ona nie była gruba.
     A Dorota z opowiadania „Po nitkach babiego lata”? Czy moja cholerna przygoda z p. nie była „szyta na nitkach babiego lata”? Pal licho, że spotykałam się z nim w inną porę niż późne lato. Ja byłam jednak na tyle mądrzejsza (albo o tyle grubsza?), że nie poszłam z nim do łóżka. Więc może w ten sposób patrząc mój ból powinien być trochę mniejszy? Chłopak, w którym zakochała się Dorota również przestał się odzywać, tak bez wyraźnego powodu. Czy ona za bardzo mu się zarzucała? Czy ja za bardzo narzucałam się p.? Dorota miała przynajmniej odwagę, starała się, poszła do domu łobuza. Ja? Ja nawet nie wiedziałam gdzie p. mieszka, nigdy u niego nie byłam. Nie wiem jak ja przetrwałam p. Jakoś mi się udało.
     W „Romeo zjawi się potem” bohaterka Justyna… Doskonale rozumiem jej wrażliwość, zachwycanie się Szekspirem. Jej pragnienie „usychania z miłości”. Z tym, że w przeciwieństwie do mnie, znalazła swojego Romea. Nie wspominając o tym, że musiała zajmować się chorą, niepełnosprawną babcią. W niej jednak z tego powodu nie było złości, a pogodzenie z losem…
     Mateusz z „Westchnień jak morskie huragany”… Kto się nie kochał w nauczycielu/nauczycielce? To takie często spotykane i oklepane. Są jednak nauczyciele, Ci młodzi, pełni jeszcze energii. Tacy, którym zależy. W liceum był to profesor od fizyki. „Kochałam fizykę, ale była to miłość nieodwzajemniona”! Dodawało mi skrzydeł to, że swoją prezentacją o Wielkim Zderzaczu Hadronów potrafiłam zaimponować profesorowi. Czy jednak TAKI świetny, przystojny facet zwróci uwagę na szarą pulchną dziewczynę, trzymającą się na uboczu? Tym bardziej, że jest żonaty? Ah, może nie było to tak jaskrawe uczucie, jak w przypadku Mateusza do Marzeny, nauczycielki języka polskiego, ale jednak było… Może trochę pomogło mi przetrwać liceum? Sama nie wiem. Na studiach… W Łodzi, no nie, to nie była miłość, ale taki ogromny szacunek i podziw do doktora, który potrafił z nami rozmawiać o wszystkim na zajęciach. Jego zajęcia nie były szablonowe. Jamby, amfibrachy, anapesty i inne oktostychy zapamiętywaliśmy ustawiając się na środku sali i podnosząc ręce na oznaczenie akcentów. Dzięki niemu zaczęłam czytać „Uważam Rze” (dopóki nie zdjęli Lisieckiego). Odkryłam wtedy tę „drugą wersję” serwowanych nam w TVN i Polsacie wiadomości. To człowiek, który przy twardym stąpaniu po ziemi, potrafi się od niej oderwać i pisać i wydawać wiersze. Potrafi się rozwijać.
     A facet, z którym mamy zajęcia z dziennikarstwa? Totalnie zakręcony i zagubiony. Czasem zbyt otwarty, ale przez to jednak szczery. Też karmi nas publikacjami Frondy. (Więc może mam po prostu słabość do facetów o prawicowych poglądach? :D) Tylko to też nie miłość. Czasem jest zbyt wredny, to pozwala na zachowanie dystansu. Mimo to, szanuję go (dopóki nie odwali następnego kankana). Ah, no i jest niższy ode mnie, to też na minus. :D
     Skoro już tak piszę o opowiadaniach Marty Fox, to czemu nie o jej powieści. Powieści „Magda.doc”, to była pierwsza jej książka przeze mnie przeczytana. Czytałam ją akurat w momencie gdy nie zbyt dobrze dogadywałam się z mamą, podobnie jak tytułowa Magda. Ja nie zaszłam w ciążę z popularnym chłopakiem ze szkoły. Uchroniła mnie przed tym otyłość czy nieśmiałość? Bo przecież takie jak my, dziewczyny nieśmiałe, zaczytane w książkach, wrażliwe, posiadające niską samoocenę potrafią przylegać do takich DonJuanów. Szukać u nich wsparcia, co się kończy źle. Choć nie miałam takiego powodu jak wcześniej wspomniany Mateusz, czy Magda, która była w widocznej już ciąży, też nie poszłam na „ostatni dzwonek” trzecioklasistów w liceum. To po prostu nie było moje miejsce. Ukończenie liceum i zdanie matury było jedną z najlepszych rzeczy, które mi się przytrafiły. W pewnych miejscach po prostu nie potrafię się odnaleźć. Tak samo jak na UŁ.
     Ważne jest jednak szukanie, prawda? Samo dążenie. Ja wiem, gdzie chcę dążyć, tak mniej więcej, cele krótkoterminowe, używając samorozwojowego slangu mam ustalone. Nie wiem jednak nic ponadto. Odpowiedzi szukam więc w swoich książkach. A doktorka na zajęciach z literatury współczesnej dziwiła się, że znamy Martę Fox. Podziwiam tę autorkę. Taką polską szarą rzeczywistość potrafi ocieplić. Taką naszą „złą polską młodzież” potrafi zrozumieć. Może nawet lepiej niż oni my sami.
     Skończyłam artykuł o Malali. Może wstawię go na obserwatorkę? Byłam też dziś w banku i pozałatwiałam różne sprawy. Napisałam też ofertę dla klientki i protokół odbioru dla klienta. Ciągle jeszcze ucieka mi ten czas. Mogłam, mogę więcej.
     W domu wciąż zimno. Tata całe popołudnie latał po całym domu z braćmi i poprawiali, wiercili, montowali rury do nowego pieca.
     Pisząc słucham, raz po raz, piosenki, utworu, Moniki Urlik – Nie wie nikt. Czysta poezja. Wstawiłam ten utwór na fb, ale zaraz z niego wyszłam. Boję się, że C. znów się odezwie. A co ja powiem? Na gg za to czekam, czekam jak nigdy, aż ten tajemniczy numer się odezwie. Może jednak to nie p. A jeśli? Miałabym ochotę walnąć go w twarz, zezwać, skopać. Kazać mu się odpierdolić. Czego on jeszcze miałby ode mnie chcieć? Nie, to nie on.
     W jakiejś starszej polskiej piosence wychwyciłam słowa „cierpliwy jak papier”. Cóż, dziś i komputer, klawiatura, a może ekran (nie wiem, które z tych słów mogłoby brzmieć dostojnie) też jest cierpliwy. Przyjmie wszystko. I uśmiechy i płacze. I brednie i westchnienia filozoficzne. I wzloty i upadki. W tym roku, w tym pliku, wstukuję właśnie słowa na 51 stronę. Czcionką dwunastką, bez tych koszmarnych interlinii. Prawie 24 tysiące słów. A na pracę z dziennikarstwa ledwo wydusiłam z siebie 600 słów.
„tylko życie tak krótkie jest, dużo daje i dużo odbiera”….


P.S. - Takie pytanie. Niby piszę tylko dla siebie, a jednak chciałabym wiedzieć... Czy dobrze się mnie czyta? :)

3 komentarze:

  1. Caroline, ja Ciebie czytam, aczkolwiek nie zawsze komentuję. Dlaczego? Ponieważ kompletnie nie znam się na literaturze takiej, którą czytasz. Nie przepadam za wierszami/opowiadaniami, które czytasz Ty. Jednakże prawda jest taka, że rzadko możemy powiedzieć, iż czytając jakiś tekst mamy wrażenie jakbyśmy czytali o sobie, czyż nie? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nieraz odnajduję siebie w niektórych powieściach i to aż zaskakujące...jakby ktoś nam grzebał w duszy, prawda?
    Fronda? Nie, nie, nie XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytam :)) Martę Fox przerabiałam w czasach nastoletnich, nawet opowiadania stricte dla dorosłych o lekkim zabarwieniu erotycznym. Może nie odnalazłam siebie na jej kartach, ale ta twórczość zrobiła na mnie spore wrażenie.
    Pani Marta prowadziła swego czasu bloga, podczytywałam. Nie wiem, czy jest jeszcze w sieci, ale myślę, że warto to wybadać.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam!