środa, 18 grudnia 2013

Przykro mi panie Irzykowski

Ah, jeszcze tylko jutro! No i piątek. A może nie? No, to już zależy od decyzji rektora. Zobaczymy.
                Wczoraj i dziś jakoś się przetrwało. Zapomniałam o tym napisać – tak to jest, gdy zaniedbuje się codzienne pisanie - muszę się poprawić… Z dr. A. (tą od creative writing, mam z nią teraz zajęcia z lit. powszechnej) umówiłyśmy się, że jednego dnia zajęcia z nią nie będą się odbywały, ale za to pójdziemy na jej spotkanie autorskie, które odbyło się w miniony czwartek, prawie tydzień temu. Było ono bardzo krótkie – pani dr. przeczytała kilka wierszy, przedstawiciele uczelni złożyli jej gratulacje i dali kwiaty, podobnie ludzie z UM czy druga grupa studentów zaproszona na to 35lecie kariery pisarskiej naszej wykładowczyni. Jedynym mankamentem tej historii było to, że nie przyniosłyśmy jako jedyne - !!! kwiatów dla pani doktor. Ten błąd postanowiłyśmy naprawić we wczorajszy wtorek. Dzięki mamie zamówiłam u jej znajomego taką ładną szklaną kulę, ze sztucznym kwiatem i kamyczkami – taką dekorację za 30 zł. Zanim udałyśmy się na zajęcia poszłam z S. jeszcze do Rossmanna po jakąś ładną torebkę, ale mniejsza z tym. Oczywiście gratulacje składałam ja, dziewczyny się tylko ładnie uśmiechały. Co miałam powiedzieć? Zastanawiałam się nad tym cały dzień. W końcu powiedziałam, że chciałyśmy z koleżankami skorzystać z tego, że mamy zajęcia z panią doktor i że wolałyśmy jej złożyć gratulacje w kameralnym, naszym gronie – bardzo jej się spodobała dekoracja (uważam, że zarówno jej zaskoczenie jak i zachwyt były szczere). Po prostu tak ją zadziwiłyśmy, że naprawdę nie wiedziała co powiedzieć. Najpierw kazała nam napisać na kartkach, co chciałybyśmy robić na zajęciach – skoro to były warsztaty dziennikarskie, to każda z nas napisała temat tego dotyczący – pani doktor omówiła to dość szybko. Potem były małe zawirowania, związane z jej wywiadem, który miała nagrany na kasecie – poszła po nią do domu i przy okazji pochwaliła się mężowi (też naszemu wykładowcy) naszym prezencikiem :D. Na koniec opowiedziała nam o tym, że ma w swoim życiu wiele ról – jest matką, żoną, kobietą, pisarką, naukowcem, redaktorem (i mnóstwo innych) – że jest perfekcjonistką i że w każdej z ról chce spełniać się w 100% - więc zawsze robi sobie plan w każdej z tych dziedzin i je po kolei realizuje. W związku ze swoim pisarskim jubileuszem doszła do wniosku, że tutaj zrobiła już wszystko co mogła i że kończy z poezją. Dla mnie to trochę dziwne. Ja nie wyobrażam sobie z dnia na dzień przestać pisać. Nawet Mickiewicz tego nie potrafił. Przestał publikować – to fakt, 40letni, żonaty i dzieciaty mężczyzna nie pasuje do portretu romantyka – ale zachowały się jego liryki lozańskie, opublikowane dopiero po jego śmierci, prawda? Pani doktor natomiast nas zaskoczyła i poprosiła nas o radę, mówiąc, bagatela, że to co właśnie napiszemy na tych karteluszkach najpewniej znacząco wpłynie na jej życie. Co prawda żadna z nas nie do końca zrozumiała jakie było pytanie, ale okazało się, że wszystkie napisałyśmy mniej więcej to samo – dlaczego niby ma się przejmować opiniami innych (pojawił się też wątek, że osobie z tytułem profesora nie wypada pisać poezji), że powinna czuć się dobrze ze swoją decyzją i że ważne jest, by pozostać sobą – no wiadomo, takie trochę slogany. Właściwie nie rozumiem po co było to wszystko. Jedyne, co jest pewne, to to, że pani doktor nas zapamięta. Dzięki wydanym 8,50zł.
                We wtorek na zajęciach z pozytywizmu zostałam tylko ja i A.. Jakoś dałyśmy radę omówić z panią Potrzebą poezję Asnyka – właściwie, to nie były to odkrywcze zajęcia, bo większość tych informacji to ja poznałam w liceum i również, podobnie jak w liceum popisałam się znajomością cytatu panta rhei – wszystko płynie – Heraklita z Efezu. A. namawiała mnie na piwko, ale wolałam wcześniej wrócić do domu.
                Dziś, Bogu dzięki, minęło. Angielski – na którym kolejny raz musiałam opowiadać o swoich uczuciach w kwietniu (co mnie podkusiło by o tym opowiadać po angielsku) – tematyka ostatnich tematów w podręczniku nie jest zbyt optymistyczna. Na teorii miałyśmy zamiast ćwiczeń mały wykładzik – i bardzo fajnie. Choć i tutaj musiałam się wstrzelić pani doktor w zdanie i podać tytuł powieści Witkowskiego – „Lubiewo”. O Globusie nie będę pisała nic, by się nie denerwować. Ważne, że „wizytator” przyszedł i poszedł (spędził u nas 5 minut?) – jeśli dobrze wsłuchiwał się w dyskurs, to nie ja wyszłam na debila, ale prowadzący zajęcia :D.
                A Młoda Polska? Minęła. Uff. Z lekkim sercem wychodziło się z uczelni. Co prawda, bardzo pobieżnie omawiałyśmy tę lekturę, ale ja tego nie rozumiem. Przykro mi panie Irzykowski, nie wiem czy to wina Twoich eksperymentów czy samego, obcego mi, języka a może też mojej nieznajomości prądów filozoficznych istniejących w tamtym czasie, z którymi podejmuje pan dyskurs – ale nie dałabym rady. Nawet nie przeczytałam „Pałuby” do końca, nie wspominając o samym wstępie BN, na którego również nie starczyło mi motywacji. Niemniej jak zwykle rozmowa na zajęciach toczyła się głównie ze mną.
                 Jakoś wróciłam do domu – zanim poszłyśmy na busa, koleżanka N. kupiła sobie zajebiaszcze buty na sylwestra (ha, a ja wciąż nie wiem jak, gdzie i z kim go spędzę) – aż po prostu sama chciałabym takie. Zjadłam coś, pobawiłam się z Perełką i tak usiadłam przy komputerze – pisałam trochę na objechanym forum (zdobyłam 3 punkty reputacji :D) i stwierdziłam, że jeszcze bardziej pomaltretuję klawiaturę swoimi wypocinami. Jest 22.08, heh.
                Jutro – tylko wykład z pozytywizmu (ew. teorii literatury) z panią profesor i potem wolne – zajęcia z lit. popularnej mamy odwołane. Wykorzystam ten czas na grzebanie w bibliotece – muszę znaleźć materiały do referatu o opowiadaniach Asnyka no i na referat o powieści historycznej. I wypożyczę sobie podręcznik z Młodej Polski. Może uda mi się coś pouczyć przez święta?

Blues Brothers – Rawhide.

1 komentarz:

  1. Ahh. ten pozytywizm. Najbardziej, ze wszystkich lektur w Liceum, podobała mi się właśnie "Lalka". W końcu, coś zaczęto pisać prozą. Teraz na święta mam zadaną "Zbrodnię i karę". Mam nadzieje, że spodoba mi się równie bardzo. :)
    Im bliżej współczesności, tym lekcje polskiego bardziej mi się podobają :) Zobaczymy co będzie później :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam!