poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Realizacja postanowień.


Ah, te postanowienia, te słowa pełne wiary, to pozytywne nastawienie… I zapominanie o tym wszystkim do czego w myślach doszłam, o tym co poukładałam sobie w głowie, i w ten sposób uroczysta walka z samą sobą zaczyna się od falstartu. Jednak po kilku dniach taki głupi impuls – wczorajszy – po tym, jak zobaczyłam, że Piotr znów coś wrzucił na tego cholernego facebooka, a do mnie nie napisał ani słowa. Założyłam dres, ubrałam się cieplej i…(uwaga!) wyszłam z domu by pobiegać! Tak, ja! Wczoraj po 10 w nocy biegałam! W swoim tempie, ot, do tego słupka dobiegnę i przejdę w marsz, a od tego krzaczka znów biegnę. Dobiegłam do mostu, postałam tam chwilę, popatrzyłam na gwiazdy które było idealnie widać, i tym samym sposobem wróciłam do domu. A później, co kompletnie do mnie nie podobne! Nie weszłam na Internet, umyłam się i poszłam grzecznie spać. Co za odmiana! A dziś? Znów to samo! Jakieś niecałe 20 minut temu wróciłam, umyłam się i oto piszę, bez włączonej przeglądarki (choć kusi) i bez włączonego GG. Efekt? 3 minuty pisania i ok. 180 wyrazów! (Ah, te funkcje Microsoft Word;) ).
A czy przejmuję się Piotrem? Tak, choć może i nie warto. Ale jestem zbyt wrażliwą osobą, by o tym nie myśleć, by się od tego odciąć, by nie uronić jakichś łez.
Wchodzę na czaterię, wiem, jest o wiele więcej konstruktywniejszych rzeczy które mogłabym robić, ale potrzebuję rozmowy, zrozumienia, wsparcia. Czy je znajdę na tym czacie? Chciałabym, bardzo bym chciała.
Zmęczyłam się tym biegiem, moja kondycja jest zerowa. Ale ta satysfakcja – o, rany! ja coś robię! Z akcentem na każde jedno słówko. Bezcenne. Totalnie bezcenne. 

Nickelback - Lullaby

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!