środa, 18 kwietnia 2012

O północy w Paryżu...


 



środa, 18 kwietnia 2012 godz. 22.40

Dlaczego Francja mnie urzekła? Co jest w niej takiego fascynującego? Póki co nie mogę tego sprawdzić na żywo, sama dotknąć Francji. Ale zrobię to – za rok, za dwa. Tymczasem pozostaje mi żywić się stereotypami – ich wyszukanym stylem, klasą, wyższą kulturą, po prostu magią, którą roztaczają, którą zauważam pomimo tego że nigdy Francji nie zwiedziłam. A jakże przyjemnym byłoby dotknąć tej Francji sprzed wieku, lub sprzed wieków. Spotkać Hemingwaya, Picassa, Balzaca, Coco Chanel… Ahh, to byłaby magia. Ale życie to nie scenariusze filmowe Woody’ego Allena.  Wielka szkoda. Mówię o filmie który dzisiaj oglądałam z A. – „O północy w Paryżu”. Jakiś wypływający morał? Pewnie! Nie ważne w jakich czasach byś się nie urodził, jeśli masz duszę, no nie wiem, czy to dobrze zabrzmi, czy to może nawet konkretnie o to chodzi, ale duszę romantyka – zawsze będziesz tęsknił do wcześniejszych czasów. Bo to nie teraźniejszość, nie przyszłość nawet, a przeszłość będzie Ci się wydawała bardziej pociągająca, ciekawsza, intrygująca. Haha, wielkim umysłom, teraźniejszość zawsze pozostawia niedosyt, zawsze chce się czegoś więcej. Film polecam, taka konwencja magiczna, z refleksją i w zabawny sposób ukazująca środowisko francuskich artystów lat 20. XX w.
A jak moje bieganie? 10 dzień dzisiaj minął. Jest mi z tym dobrze. Nawet specjalnie dużo czasu nad tym się nie zastanawiam. Po prostu wybija godzina 21 – wychodzę z mieszkania i biegnę ten jeden przystanek. Na przemian z marszem, ale zawsze;). Daję sobie radę. I wygram. Wygram życie;).
Sidney Bechet - Si tu vois ma mère

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam!